W Niemczech ukazała się właśnie najnowsza, 1200-stronicowa autoryzowana biografia Josepha Ratzingera, napisana przez znanego dziennikarza Petera Seewalda, który już wcześniej przeprowadził kilka wywiadów książkowych z Benedyktem XVI.
Jeszcze przed premierą biografii głośno było o niej z powodu ujawnionego fragmentu, w którym Benedykt XVI mówił, że rozpowszechnienie się dziś takich zjawisk, jak aborcja, zapłodnienie in vitro czy pseudomałżeństwa homoseksualne to przejaw „duchowej siły Antychrysta”.
Chciałbym zwrócić jednak uwagę na inny fragment tej książki, w którym Benedykt XVI opowiada się o swoim rozumieniu własnego statusu: papieża-emeryta (czy też, jak mówią niektórzy, papieża-seniora). Jak pojmować ów stan, którego do tej pory nie było nigdy w Kościele? Otóż Benedykt podkreśla jego „duchowy wymiar”, nazywając go zarazem „moim mandatem”. Wyjaśnia, że poprzez swoją abdykację zrezygnował z „konkretnej władzy prawnej”, ale zachował „duchowy mandat”.
By to wyjaśnić, porównał swoje dzisiejsze położenie do położenia biskupów, którzy przechodzą na emeryturę i nie sprawują już konkretnej władzy w diecezji, ale nadal pozostają biskupami. Podobnie jest, jego zdaniem, z urzędem papieskim.
Odwołał się też do innego porównania. Przywołał mianowicie przykład rodzin, w których najstarszy członek staje się tak sędziwy, że nie jest już w stanie wypełniać swoich obowiązków głowy rodziny, które przejmuje za niego ktoś inny, jednakże jego ontologiczny status ojcowski pozostaje niezmieniony. Tak było np. w Bawarii, gdzie ojciec w pewnym momencie przekazywał synowi gospodarstwo rolne, ale mieszkał z nim dalej, choć w nieco innej roli. Nadal pozostawał ojcem, ale zmieniał się zakres jego praw i obowiązków.
Benedykt XVI został zagadnięty też przez Petera Seewalda o pytania (tzw. dubia), jakie skierowali do Franciszka czterej kardynałowie w związku z adhortacją „Amoris laetitia”. Papież-emeryt odpowiedział, że nie chce ich komentować, ponieważ mógłby w ten sposób wykroczyć poza swój mandat duchowy i wkroczyć w sferę zarządzania Kościołem, z której się przecież wycofał.
Benedykt XVI zaprzeczył też, jakoby po swym ustąpieniu „nieustannie interweniował w debatach publicznych”, co zarzuca mu część komentatorów religijnych (tak było w przypadku, gdy wypowiedział się np. na temat przyczyn pedofilii wśród duchowieństwa czy konieczności utrzymania celibatu księży). Stwierdził, że ci, którzy oskarżają go o „niebezpieczne wtrącanie się w zarządzanie Kościołem”, pokazują, iż biorą udział „w kampanii przeciwko mnie, która nie ma nic wspólnego z prawdą”. Dodał, że jego słowa są przy tym często zniekształcane oraz interpretowane w „głupi i nikczemny sposób”.
Podsumowując, można powiedzieć, że Benedykt XVI potwierdził słowa swojego osobistego sekretarza arcybiskupa Georga Gänsweina, który kilka lat temu zaskoczył wszystkich stwierdzeniem, że papiestwo funkcjonuje dziś w dwóch wymiarach – aktywnym i kontemplatywnym:
Od 11 lutego 2013 roku urząd papieski nie pozostaje w tym samym kształcie, co poprzednio. (…) Wraz z wyborem jego następcy Franciszka 13 marca 2013 roku nie mamy dwóch papieży, ale de facto jeden urząd poszerzony o element aktywny i element kontemplatywny. Z tej przyczyny Benedykt XVI nie wyrzekł się ani imienia, ani białej sutanny. Dlatego też właściwym sposobem zwracania się do niego jest: «wasza świątobliwość». Z tego też powodu nie wycofał się do jakiegoś odosobnionego klasztoru, ale pozostał wewnątrz Watykanu, jakby usunął się tylko na bok, by uczynić miejsce swemu następcy.
Mimo tych wyjaśnień, pozostaje jednak niedosyt, jak rozumieć tę nową rzeczywistość, dla której nie ma żadnych odniesień w historii i Tradycji Kościoła.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kosciol/499242-bxvi-uwaza-ze-jest-nadal-papiezem-w-perspektywie-duchowej