Ks. Adam Boniecki uważa, że kwarantanna pokazała nam iż ksiądz nie jest konieczny do zbawienia. A mnie pokazała, że i sakramenty i księża są dla mojego zbawienia absolutnie niezbędni.
Kiedy półtora miesiąca temu opublikowałem na tym portalu tekst o restrykcjach związanych z gromadzeniem się wiernych na mszach świętych, i wspomniałem tam o tendencji w Kościele, która z braku sakramentów próbuje stworzyć nową teologię – spotkałem się z zarzutem, że przesadzam.
Ci, którzy robili mi ten zarzut, a chodzi o ludzi, których kocham i szanuję ich opinie, mówili, że chodzi tu tylko o szukanie pociechy w tej trudnej dla wiernych sytuacji. Wyjaśniali mi, że dla teologów, którzy mówią o czasach „chrześcijaństwa bezliturgicznego”, okres bez sakramentów jest tylko tymczasowy i próbują oni odnaleźć w nim nowe wartości dla Kościoła i dla wiernych. Uspokajali, że nie ma sensu zarzucać im tworzenia jakiejś nowej teologii sakramentów, która miałaby zastąpić te istniejącą od początku w Kościele Katolickim.
CZYTAJ TAKŻE: Tak, brakuje mi strasznie mszy św. I nie mam zamiarów nikogo za to przepraszać
Po kilku tygodniach i po wielu przeczytanych na ten temat w mediach katolickich komentarzach, wygląda na to, że jednak nie przesadzałem.
Jak niedawno na stronie Polonia Christiana zauważył w swoim tekście Paweł Milcarek, media związane z tzw. katolicyzmem otwartym publikują w ostatnich tygodniach teksty, w których oceniają zaistniałą sytuację jako możliwość prawdziwej „rewolucji” w pojmowaniu sakramentów i Kościoła.
„Nowa normalność“ Kościoła w tekstach drukowanych na łamach m. in. Więzi, Tygodnika Powszechnego czy Deonu, pojmowana jest jak duchowość odarta ze „zbyt mocnej obrzędowości”. To duchowość, w której nie są już więcej potrzebni ani kapłani ani sakramenty, a jej podstawą staje się „nowy paradygmat”. Główną rolę pełni teraz „osobista relacja z Bogiem”, która „zachodzi” jedynie na poziomie duchowym i to, jak twierdzą autorzy tekstów, dzieje się to w jeszcze mocniejszy i bardziej autentyczny sposób, niż wcześniej. Na naszych oczach rodzi się nowa eklezjalność i dzieje się to w czasie, który, zdaniem tych autorów, można porównać nawet z czasami Drugiego Soboru Watykańskiego. Ni mniej ni więcej.
Oto co dla przykładu mówi na ten temat ks. Adam Boniecki, spiritus movens Tygodnika Powszechnego:
„Nie musisz pędzić do kościoła – możesz uczestniczyć we mszy przy telewizorze. Nie musisz iść do spowiedzi – wzbudź w sobie żal za grzechy. Nie pędź do komunii – bo komunia to także pragnienie spotkania z Chrystusem…. Czas, w którym się znaleźliśmy, można więc potraktować jak kurację z klerykalizmu**. Nagle się okazało, że ksiądz nie jest nam niezbędnie potrzebny do zbawienia”.
A ja z pełnym przekonaniem mogę powiedzieć tak: jeśli ten czas epidemii pokazał mi coś ważnego w sensie duchowym, to z pewnością to, że sakramenty i księża są mi absolutnie niezbędni do mojego zbawienia.
Jestem neofitą. Ponad 30 lat swojego życia spędziłem poza Kościołem, daleko od sakramentów, próbując odnaleźć spełnienie w swojej „osobistej wierze”, można powiedzieć w Bogu „bez Kościoła”. Dlatego, jeśli jakiś teolog próbuje opowiadać o jakiejś wierze bez sakramentów, mogę tylko powiedzieć: dziękuje bardzo, już próbowałem. Nie polecam.
Wróciłem do Kościoła, bo tu odnalazłem pełnię życia, pełnię prawdy. Gdzie? W sakramentach, będących źródłem tego życia, które daje nam Kościół.
Czy naprawdę trzeba to dziś powtarzać?
Cała sytuacja z ograniczeniem sakramentów ma z pewnością duchowy sens, po to, aby na nowo uświadomić nam ich kluczowe znaczenie dla nas i dla wiary katolickiej. Po to, aby zrodzić w nas tęsknotę za powrotem do sakramentów i do posługi kapłańskiej.
Teolodzy, którzy jednak mają potrzebę, aby wykorzystać tę sytuację dla narzucania swoich „rewolucyjnych” teologicznych agend, muszą wiedzieć: igrają nie tylko ze swoim sumieniem, ale także ze zbawieniem tych wszystkich wierzących, którzy poważnie traktują ich słowa.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kosciol/499175-nie-zgadzam-sie-z-ks-bonieckim-potrzebuje-jego-poslugi