Już ponad miesiąc Europa żyje w nowych warunkach podyktowanych pandemią Covid-19. W większości państw naszego kontynentu obowiązują bardzo surowe wymogi kwarantanny, nie pozwalające na zebrania publiczne, w tym też na zgromadzenia o charakterze religijnym. Wiele wspólnot parafialnych w trybie natychmiastowym zainstalowało strony Facebooka i kanały YouTube, aby transmitować liturgie dla swych wiernych. Kościół przeszedł do przestrzeni online. Wielu katolickich dziennikarzy, którzy wielokrotnie przekonywali pasterzy Kościoła do docenienia wielkiej wartości mediów, ucieszyło się z tego powodu. Jeden ze znajomych publicystów na Ukrainie powiedział, że Covid-19 dokonał tego, z czym dziennikarze nie mogli dobić się od dawna.
Z pewnością jest pozytywna strona takiego rodzaju aktywności. Miejmy nadzieję, że epidemia koronawirusa skończy się lub zostanie opanowana, a medialna aktywność Kościoła nadal będzie kontynuowna. Z tym ostatnim (zwłaszcza w obecnej wersji) łączą się jednak niemałe niebezpieczeństwa. Jakie?
Uderzenie w naturę Kościoła i w naturę sakramentów
Do natury Kościoła należy widzialne zgromadzenie wiernych. Słowo „Kościół” – po grecku ecclesia pochodzi od czasownika eccaleo – zwoływać. Jest to wspólnota zwołana głoszeniem kerygmatu. Ecclesia est creatura Verbis! O tej widzialnej naturze Kościoła papież Pius XII w encyklice Mistici Corporis Christi pisze następująco:
Że Kościół jest Ciałem, głoszą często słowa Pisma Świętego. «Chrystus – mówi Apostoł – jest głową Ciała Kościoła« (Kol 1, 18). Jeżeli zaś Kościół jest ciałem, musi być czymś jednym i niepodzielnym według słów św. Pawła «Wszyscy jednym ciałem jesteśmy w Chrystusie« (Rz 12, 5). Nie tylko jednym i niepodzielnym być musi, lecz także czymś konkretnym i widzialnym, jak uczy poprzednik Nasz ś. p. Leon XIII w encyklice «Satis cognitum«: «Przez to, że jest Ciałem, Kościół widoczny jest dla oka«. Dlatego dalecy są od prawdy Bożej ci, co wymyślają sobie taki Kościół, którego ani dotknąć się, ani widzieć (go) nie można, lecz jest On czymś całkiem duchowym, pneumatycznym, jak mówią, tak iż wiele społeczeństw chrześcijańskich, chociaż ich wiara treścią między sobą się różni, to jednak węzłem niewidzialnym ze sobą są złączone (Mistici Corporis Christi 13).
Udział w różnego rodzaju transmisjach, jakiekolwiek argumenty byśmy przywoływali, bardzo mocno osłabia znak wspólnoty. Wówczas jedynym znakiem Kościoła staje się zebrana rodzina – „Kościół domowy” – jak ją określa św. Paweł. Z tym, że zebrana rodzina przed ekranem monitora, uważnie wpatrzona w celebransa po tamtej stronie już nie tylko ołtarza, ale i ekranu, raczej należy do rzadkości. Jeśli już ktoś ogląda niedzielną Mszę Świętą przez stream na Facebooku, to często patrzy we własny gadżet, przy okazji robiąc wiele spraw we własnym domu (gotowanie, sprzątanie itp). A już do wielkich wyjątków należy katolik, który z okazji transmisji Mszy Świętej świątecznie się ubrał w garnitur.
Chyba nie jest wielką tajemnicą, że w myśleniu współczesnych ludzi bardzo mocno zaciera się granica między światem realnym a światem wirtualnym. I oto Kościół coraz bardziej przechodzi do świata wirtualnego i coraz mniej pozostaje w świecie realnym. Taka aktywność nie tylko uderza w naturę Kościoła, ale i w naturę sakramentów jako takich. Sakramentu nie da się udzilić na odległość, a przyjęcie duchowej Komunii Świętej, chociaż może być głęboko przeżytą praktyką, to jednak nie jest przyjęciem Sakramentu Eucharystii. Przez ekran nie da się przyjąć Ciała Pańskiego, tak samo jak nie da się kogoś ochrzcić, wyspowiadać, namaścić chorego czy udzielić sakramentu święceń. Najbardziej znana definicja sakramentu brzmi: widzialny znak niewidzialnej łaski.
„Po co chodzić do Kościoła, jeśli Kościół «przychodzi« do mnie?”
Wydaje się, że w sercach wielu chrześcijan (a zwłaszcza młodzieży, która od kilkunastu lat wirtualnie przeżywa jakiekolwiek relacje) będących dopiero na drodze ku dojrzałej wierze, może pojawić się następujące pytanie: „Jeśli mogę wszystkie te obrzędy przeżywać online, to po co w ogóle chodzić do kościoła i słuchać jakichś nudnych kazań? Przecież mogę posłuchać kogoś bardziej atrakcyjnego («fajnego księdza z innej parafii«) i wziąć udział we Mszy Świętej, nie wychodząc z domu?!”
W świecie wirtualnym człowiek jest niczym w „duchowym supermarkecie”, bo ma możliwość wyboru tego czy innego produktu medialnego. Jeśli mi nie pasuje mój proboszcz, to mogę go „zmienić” jednym kliknięciem. Wyobraźmy sobie, że ktoś tak będzie praktykował przez kilka miesięcy… Jakie on będzie miał wyobrażenie o Kościele i o swej misji? Czy przewidzieliśmy taką sytuację i czy mamy na nią jakąś odpowiedź?
Ile osób powróci do Kościoła po zakończonej kwarantanie? Na pewno powrócą ci, którzy doświadczyli jego zbawczej misji w swoim życiu. Ale wyobraźmy sobie człowieka, który przyszedł po raz pierwszy na katechezę dla dorosłych, usłyszał Dobrą Nowinę i… zaczęła się kwarantanna. Dodatkowo Kościół został ukazany jako miejsce podwyższonego ryzyka, gdzie można być zarażonym jakąś infekcją… Czy taka osoba powróci po trzech albo czterech miesiącach?
Kościół „online” można wyłączyć
Kościół „online” można wyłączyć i to w dosłownym tego słowa znaczeniu. Takie medialne giganty, jak YouTube czy Facebook, nie są zbyt przyjazne wartościom chrześcijańskim, a ostatnimi czasy wręcz przeciwnie. Począwszy od 2017 roku YouTube rozpoczął walkę z tak zwaną „mową nienawiści” i zablokował wiele chrześcijańskich mediów. Od 5 czerwca 2019 roku ta polityka zwiększyła swoją intensywność. Kto zagwarantuje, że któregoś dnia ktoś nie odłączy Kościołowi wtyczki?
Podcięcie materialnych źródeł utrzymania Kościoła i groźba finansowej zależności
Jest rzeczą oczywistą, że w trakcie długotrwałej kwarantanny Kościół traci również od strony materialnej. Jakie mogą być tego konsekwencje? Wydaje się, że niektóre struktury kościelne, żeby się utrzymać, będą zmuszone skorzystać z różnego rodzaju dotacji i pożyczek. A to powoduje pokusę lojalności wobec dobrodzieja i grozi popadnięciem Kościoła w zależność od darczyńcy. Niektóre ciężary ekonomiczne okażą się nie do udźwignięcia, a więc z niektórych nieruchomości, przedsięwzięć czy inwestycji trzeba będzie zrezygnować.
Poza ujemną stroną ta kwestia ma również pozytywny aspekt, ponieważ może skierować uwagę na żywy Kościół złożony z „żywych kamieni”, czyli na Lud Boży.
Problem duchowieństwa.
Nie jest tajemnicą, że pasterze Kościoła są również ludźmi, którzy zmagają się ze swoimi trudnościami, słabościami i grzechami. Wielką pomocą w tej walce odgrywa posługa Ludowi Bożemu. Kościół dla kapłana staje się wówczas odpowiednią pomocą (po hebrajsku ezer kenegdo – Rdz 2, 18), niczym Ewa dla Adama. Tekst Księgi Rodzaju jest tu bardzo wymownym przykładem. Pozwolę sobie na drobne doprecyzowanie polskiego tłumaczenia:
Nie jest dobrze, żeby mężczyzna był oddzielony sam dla siebie, uczynię mu zatem odpowiednią dla niego pomoc naprzeciw niemu.
Kobieta dla mężczyzny jest pomocą o charakterze ontycznym, aby nie żył sam dla siebie. W tym obrazie Ojcowie Kościoła dopatrywali się symbolu Kościoła, który – podobnie jak Ewa stworzona z boku Adama – zrodził się z boku Chrystusa przebitego na krzyżu. A skoro kapłan występuje i sprawuje posługę in persona Christi, to możemy odnieść ten symbol do relacji kapłan-Kościół.
Posługa Ludowi Bożemu angażuje każdego pasterza w dzieło Boże, kiedy bierze on udział w dawaniu życia Bożego tym, którzy go potrzebują. Wówczas kapłan czuje się spełniony również jako człowiek i jako mężczyzna, którego głównym powołaniem jest bycie ojcem. Kapłan pełni tę misję w duchowy sposób, co daje mu poczucie spełnienia, radości i zwykłej ludzkiej satysfakcji.
W czasie kwarantanny wielu duszpasterzy pozostało samych, nie pełnią żadnej posługi, oprócz indywidualnej celebracji Mszy Świętej. Wielu z nich doświadcza samotności i czują się niepotrzebni. Oprócz trudności materialnych dochodzą trudności o charakterze emocjonalnym i duchowym. Taki stan rzeczy naraża wielu duchownych na różnego rodzaju zmagania, począwszy od depresji, a skończywszy na rozmaitych formach alienacji i ucieczki.
Jak temu zaradzić? Jest to niezwykle ważne pytanie dla Kościoła w wielu państwach. Nie ma bowiem gwarancji, że w przyszłości podobne kwarantanny nie będą się powtarzać, a przy tym grozić dalszym osłabieniem Kościoła. Pragnę w tym miejscu zwrócić uwagę na dwie kwestie.
Zmiana paradygmatu duszpasterstwa
Pilnie potrzebujemy nowego paradygmatu duszpasterstwa: przejścia od duszpasterstwa zachowawczego do duszpasterstwa ewangelizacyjnego! O tej potrzebie mówili wielokrotnie św. Jan Paweł II i Benedykt XVI. Od lat mówią też przedstawiciele wielu wspólnot i ruchów w Kościele. Tłumy na niedzielnych Mszach Świętych uspakajały jednak sumienia wielu pasterzy. Być może teraz, kiedy tłumy nagle zniknęły, warto tę kwestię na nowo przemyśleć z większą intensywnością.
Rodzina – Kościół domowy
Czas kwarantanny pokazał, jak ważną rzeczywistością jest rodzina, w której wypełnia się tajemnica Kościoła. Już w Starym Testamencie rodzina żydowska była fundamentalnym miejscem przekazywania wiary, zaś ojciec rodziny pełnił rolę szafarza w czasie przeżywania najważniejszych świąt Izraela. Tę tradycję, w świetle Nowego Testamentu, wyraża św. Paweł, nazywając rodzinę „domowym Kościołem” (1 Kor 16, 19; Kol 4, 15; Flm 2; Rz 16, 23). Dom rodzinny dla pierwszych chrześcijan był domem modlitwy, psalmodii, jak również miejscem sprawowania Eucharystii. Nauczanie Apostoła Pawła kontynuują Ojcowie Kościoła. Św. Jan Chryzostom nazywa rodzinę ecclesiola – małym Kościołem, a św. Klemens Aleksandryjski mówi, że rodzina jest mikrobasilea – „małym Królestwem”. Św. Augustyn powiada wręcz, że ojcowie rodzin są niczym biskupi w Kościele i mają dbać o wzrost wiary swojej rodziny.
Niezwykle ważne jest uświadomienie sobie, że Kościół przemieszcza się dziś z katedr do rodzin. I być może za 10-20 lat rodziny będą jedynym miejscem sprawowania Eucharystii i głoszenia katechezy. Stąd bardzo ważne jest przesunięcie tego punktu ciężkości w naszym duszpasterstwie: nauczyć rodziny modlitwy Bożym Słowem, domowej Liturgii Słowa czy modlitwy brewiarzem, który jest Liturgią Godzin Ludu Bożego, a nie tylko duchowieństwa, jak to się utrwaliło w naszej mentalności.
Takie przedsięwzięcie wymaga od pasterzy wielkiej odwagi i dużego wysiłku. Ale ziarna Dobrej Nowiny rzucone w glebę rodzin z pewnością przyniosą obfity owoc.
Ojciec doktor Roman Laba, paulin, dyrektor Krajowego Biura Duszpasterstwa Rodzin przy Konferencji Episkopatu Ukrainy
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kosciol/495962-kosciol-online-mozna-wylaczyc-sa-niebezpieczenstwa
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.