Papież Franciszek za pomocą prostego obrzędu pokazał nam jedyną drogą, które jest w stanie nam pomóc w przeżywanym właśnie czasie.
Oprócz oczywistego zagrożenia fizycznego, które dotyka nas katolików w tych czasach pandemii, istnieją jeszcze, jak mi się wydaje, dwa niebezpieczeństwa duchowe, która nam zagrażają.
Pierwsze to fala zabobonu spowodowana lękiem, który nas atakuje ze wszystkich stron. Jakiś rodzaj apokaliptycznego defetyzmu i moralizmu, które z umysłem chrześcijańskim nie mają dużo wspólnego.
Drugie niebezpieczeństwo jest też bardzo groźne, a chodzi o dominację „light“ katolicyzmu, pewnego rodzaju powierzchownego optymizmu w którym okazja do głębszej refleksji będzie stracona. A przecież ta możliwość refleksji i będąca jej owocem zmiana serca w walce z grzechem, jest w sensie duchowym najważniejszą zmianą w naszych czasach.
Widzę, że pojawia się dużo głosów tych, którzy, słusznie, ostrzegają przed tym pierwszym niebezpieczeństwem, mówią o zabobonach i wyjaśniają, że nie wolno na to wszystko co się dzieje patrzeć tylko jako na „karę Boską“.
Brakuje mi natomiast w Chorwacji, ale w Polsce też, innych głosów. Tych którzy ostrzegaliby w sposób katolicki, łączący rozum z wiarą, przed tym drugim niebezpieczeństwem nam zagrażającym. Chodzi o to, że możemy nie zauważyć znaków czasu, które zostały nam dane oraz naszej własnej duchowej odpowiedzialności. Boję się, że możemy nie wykorzystać tego czasu Wielkiego Postu, który w tym roku jest naprawdę szczególny.
We wczorajszym Urbi et orbi, papież Franciszek powiedział:
„W tym naszym świecie, który ty Panie kochasz bardziej niż my, ruszyliśmy naprzód na pełnych obrotach, czując się silnymi i zdolnymi do wszystkiego. Chciwi zysku, daliśmy się pochłonąć rzeczom i oszołomić pośpiechem. Nie zatrzymaliśmy się wobec Twoich wezwań, nie obudziliśmy się w obliczu wojen i planetarnych niesprawiedliwości, nie słuchaliśmy wołania ubogich i naszej poważnie chorej planety. Nadal byliśmy niewzruszeni, myśląc, że zawsze będziemy zdrowi w chorym świecie”.
Jego refleksja dotycząca naszej obojętności na zło w świecie takie jak bieda, niesprawiedliwość społeczna, brak troski o środowisko naturalne (należałoby tu dodać także zabijanie nienarodzonych dzieci), które w sensie duchowym stały się powodem tego wszystkiego w czym teraz uczestniczymy, to jego głos w kwestii wspomnianego wcześniej drugiego niebezpieczeństwa. I jest to głos o tyle ważny, że pochodzi od głowy Kościoła Katolickiego na świecie.
Zgadzam się z tymi katolickimi intelektualistami , którzy uważają, że wczorajsze Urbi et orbi było najważniejszym wydarzeniem dotychczasowego pontyfikatu papieża Franciszka. Jest wiele tego powodów, a jednym z nich z pewnością jest ten, wzywający nas wszystkich do refleksji, o której tu piszę. O innym wspomina także mój kolega Łukasz Adamski, mówiąc, że w trudnych czasach izolacji i strachu wczorajsze wydarzenie stało się niezwykle jasnym symbolem.
Najważniejszym jednak powodem jest ten, że papież Franciszek w prostym obrzędzie pokazał nam jedyne rozwiązanie, które może nam pomóc w przeżywanym właśnie czasie. To Jezus Chrystus i Jego Kościół. Jezus w Najświętszym Sakramencie, którego pokazał wczoraj całemu światu.
Papież też powiedział:
„Podobnie jak uczniów z Ewangelii ogarnęła nas niespodziewana i gwałtowna burza. Uświadomiliśmy sobie, że jesteśmy w tej samej łodzi, wszyscy słabi i zdezorientowani, ale jednocześnie ważni, wszyscy wezwani do wiosłowania razem, wszyscy potrzebujący, by pocieszać się nawzajem. Na tej łodzi… jesteśmy wszyscy”.
Kiedy minie epidemia, stanie przed nami jeszcze jeden kryzys, w pewien sposób, może i trudniejszy, bo gospodarczy.
Cytowane wyżej słowa papieża wskazują nam kierunek rozwiązania tych problemów. Wszyscy jesteśmy na tej samej łodzi.
Nie będąc tego świadomymi, bez solidarności, nie uda nam się pokonać tego kolejnego kryzysu. Powinni o tym pamiętać wszyscy, którzy chcą prowadzić politykę w duchu chrześcijańskim.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kosciol/493364-urbi-et-orbi-bylo-najwazniejszym-momentem-tego-pontyfikatu