Doświadczenie epidemii, czy wręcz pandemii, uczy nas realizmu. Przypomina nam o tym, że życie nie jest po to, by się nim bawić, by decydować się na to, co przyjemne, by się łudzić, że możemy być szczęśliwi bez miłości, wierności, odpowiedzialności, ofiarności. Pandemia uświadamia nam bardzo konkretnie i namacalnie, że nasze istnienie na tej planecie jest tylko do czasu. Nasze wieczne istnienie będzie gdzieś indziej. Pandemia weryfikuje naszą dojrzałość, naszą faktyczną - a nie tylko deklarowaną - hierarchię wartości, ideałów, aspiracji
— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl ks. dr Marek Dziewiecki.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
wPolityce.pl: Już teraz wiadomo, że kwarantanna potrwa co najmniej do Wielkanocy. Jak najlepiej przeżyć ten czas?
Ks dr Marek Dziewiecki: Pierwszym zadaniem każdego z nas jest dokładane przestrzeganie wskazań, jakie podaje na ten czas minister zdrowia oraz instytucje, które są odpowiedzialne za ochronę zdrowia Polaków. Jeśli ktoś jest w kwarantannie, to powinien w rygorystyczny sposób unikać bezpośredniego kontaktu nawet z najbliższymi. Wszyscy inni powinniśmy zachowywać zasady higieny i unikać fizycznych kontaktów z ludźmi, którzy nie są naszymi domownikami.
Drugim i równie ważnym zadaniem jest uczenie się dojrzałego funkcjonowania w codziennym życiu w obliczu tej nowej rzeczywistości. Możemy mieć nadzieję, że ogromna większość nas i naszych bliskich nie zostanie zarażona koronawirusem. Wszyscy natomiast jesteśmy zagrożeni tym, że nieroztropnie przeżyjemy czas pandemii. Jednym ludziom grozi przesadny lęk i popadanie w panikę. To może prowadzić do bezsenności, do skrajnie silnego stresu, do przygnębienia. Innym grozi popadanie w lenistwo czy w uzależnienia od urządzeń elektronicznych. Jeszcze innym grozi odreagowywanie na swoich bliskich własnych niepokojów i napięć. Jeszcze inni w tym czasie ograniczonej aktywności i mobilności mogą z bólem odkryć, że zaniedbali więzi małżeńskie i rodzicielskie i że teraz, gdy mają więcej czasu dla bliskich, nie potrafią z nimi rozmawiać, że ich nie rozumieją, że za mało jest wzajemnej miłości, że bliskość małżonka czy dzieci nie cieszy, lecz stresuje.
Czas pandemii to bardzo poważne wyzwanie dla większości z nas. Gdy komuniści aresztowali księdza Prymasa Wyszyńskiego, pierwsze, co zrobił w miejscu odosobnienia, to wypisał sobie na ścianie pokoju plan dnia. Warto naśladować w tym Prymasa Tysiąclecia. Warto układać sobie codziennie plan dnia i spis zadań do wykonania. Warto w tym pomagać także dzieciom i młodzieży. Ze statystyk wynika, że dzieci i nastolatkowie są mniej zagrożeni koronawirusem. Są za to bardziej zagrożeni uleganiem lenistwu i popadaniem w uzależnienia. Niestety w wielu rodzinach dzieci chodzą teraz spać grubo po północy i spędzają czas głównie przed laptopem czy smartofonem. Jeśli rodzice nie będą czuwać nad swoim potomstwem, to możemy mieć wkrótce pandemię lenistwa czy uzależnień wśród młodego pokolenia.
Watykan wydał bezprecedensowe zarządzenia odnośnie do obchodów Wielkiego Tygodnia. KEP udzielił dyspensy od obowiązku uczestniczenia w niedzielnej Eucharystii. Dla wielu wiernych ten czas jest naprawdę trudny. Jak sobie z tym poradzić?
Czas pandemii, podobnie jak czas każdego poważnego zagrożenia, to czas, w którym szczególnie mocno odczuwamy naszą kruchość i ograniczoność. Niektórzy po raz pierwszy w życiu uświadamiają sobie, jak niewiele mogą zagwarantować sobie własną mocą. Wielu odkrywa, że z dnia na dzień legły w gruzach ich plany związane z pracą zawodową, z sukcesami sportowymi czy artystycznymi, z marzeniami o pięknych wyjazdach turystycznych. Wiele osób czekało na rekolekcje wielkopostne w parafii, na spowiedź, na uczestnictwo w nabożeństwach Drogi Krzyżowej czy Gorzkich Zali.
W czasie pandemii i związanych z nią różnorakich przecież - a nie tylko zdrowotnych - zagrożeń, uświadamiamy sobie z tym większą mocą, że potrzebujemy kontaktu z Bogiem, Jego bliskości, Jego mądrości i miłości. Z drugiej strony nie mamy na razie wsparcia we wspólnocie parafialnej, we wspólnocie osób razem z nami przeżywających Eucharystię, razem z nami modlących się i uczestniczących w nabożeństwach wielkopostnych. Niektórzy wierzący przekonują się teraz, że ich więź z Bogiem była dotąd powierzchowna, że bardziej chodzili do kościoła niż spotykali się tam osobiście z Bogiem. Teraz przychodzi tym ludziom uczyć się osobistego kontaktu z Bogiem.
Jednak również ci, którzy mają pogłębioną osobistą więź z Bogiem, tracą wsparcie modlącej się razem wspólnoty. Jesteśmy istotami społecznymi. Potrzebujemy siebie nawzajem. To dlatego Jezus założył Kościół i wzywa nas do wspólnej modlitwy, a nie tylko do modlitwy indywidualnej: „Gdzie dwóch albo trzech gromadzi się w imię moje, tam Ja jestem pośród nich”. Zachęcam w tym trudnym okresie do czytania Biblii, do wspólnej modlitwy w rodzinie, do powrotu - jeśli ktoś to zaniedbał - do praktykowania codziennego rachunku sumienia. Warto też oczyszczać swoje wyobrażenia na temat Boga, czyli pamiętać o tym, że Stwórca kocha nas nieodwołalnie i że w każdej sytuacji nas ratuje. On nie zsyła chorób, pandemii ani innych zagrożeń. Przeciwnie, kocha i uczy kochać po to, byśmy byli silniejsi od wszelkich zagrożeń. Miłość, jakiej uczy Bóg, to najlepsze lekarstwo na każde zagrożenie.
Niektórzy księża obawiali się, że jeśli na Mszę świętą przyjdzie więcej niż 50 osób, nie będą mogli wpuścić ich do kościoła, chcąc zachować rygorystyczne wymogi bezpieczeństwa. Łatwo mówi się o pokorze i konieczności izolacji. W praktyce rezygnacja z pójścia do kościoła i uczestnictwo we Mszy on-line to naprawdę wielkie wyrzeczenie. Jak nie zatracić poczucia wspólnoty? Jak nie stracić więzi z Chrystusem? W końcu jakiekolwiek więzi nawiązuje się i podtrzymuje poprzez spotkanie a nie przez Internet - na odległość to strasznie trudne…
Całkiem uzasadniony jest niepokój księży o to, by kościół nie stał się miejscem zakażenia. Bóg dał nam rozum i zdolność zdobywania wiedzy po to, żebyśmy używali go w każdej sytuacji. Także w sytuacji pandemii i w odniesieniu do zasad zapobiegania zakażeniom. Niektórzy proboszczowie proszą parafian, żeby na daną Eucharystię przychodzili głównie ci ludzie, którzy zamówili na ten dzień intencję mszalną. Mogą przyjść także ich krewni i przyjaciele. Ci, którzy nie są domownikami, powinni zachować w kościele odpowiednią odległość od innych ludzi. Gdy widzimy, że w kościele jest już kilkadziesiąt osób, to możemy uczestniczyć we Mszy, pozostając na zewnątrz kościoła. Warto, by było włączone nagłośnienie zewnętrzne kościoła wszędzie tam, gdzie ono istnieje.
Gdy korzystamy z dyspensy księży biskupów i pozostajemy w niedzielę w domu, to warto całą rodziną przeżywać Eucharystię dzięki transmisjom w mediach. Warto z całą rodziną odprawiać w domach Drogę Krzyżową i śpiewać Gorzkie Żale. Warto modlić się z bliskimi Różańcem. Jeśli jesteśmy samotni, można zadzwonić do kogoś z krewnych czy przyjaciół i odmówić razem Różaniec, Koronkę do Miłosierdzia Bożego czy też razem odprawić Drogę Krzyżową. Wsparcie drugiego człowieka jest nam potrzebne w każdym aspekcie ludzkiego życia. Także w szukaniu bliskości Boga.
Z jakimi duchowymi problemami zwracają się do Księdza ludzie w tym szczególnym okresie epidemii koronawirusa i co im Ksiądz radzi?
Część ludzi zwraca się do mnie z pytaniami, czy koronawirus to kara Boga. Wyjaśniam, że Bóg, który najpełniej objawił się w swoim Synu, który stał się człowiekiem, to serdeczny Tatuś – Abba, troszczący się o los każdego z nas bardziej niż najbardziej kochająca mama i najbardziej kochający tata razem wzięci. On nie gniewa się, gdy grzeszymy, lecz cierpi z nami i utożsamia się z naszym losem. On uzdrawia i ratuje. Sporo osób pyta mnie o to, jak radzić sobie z paniką, w którą popadli, z bezsennością, z kompulsywnym śledzeniem w mediach minuta po minucie kolejnych informacji o liczbie zarażonych i zmarłych. Takie osoby proszę o to, aby nie skupiały się już na myślach o zagrożeniu i na śledzeniu kolejnych informacji. Warto skupiać się na naszych bliskich i na ich potrzebach. Warto skupiać się na naszych zadaniach i obowiązkach na dany dzień. Wystarczy, że po informacje o pandemii sięgniemy raz czy najwyżej dwa razy dziennie. Jeszcze inni ludzie pytają mnie o to, co robić, gdy teraz odkrywają, że nie umieją w radosny i czuły sposób spędzać czas razem z małżonkiem czy dziećmi. Pytają też o to, jak chronić dzieci i młodzież przed pokusą bezczynności, przed poddawaniem się lenistwu, przed popadaniem w uzależnienia elektroniczne czy przed zamartwianiem się o przyszłość, na przykład o egzaminy, o studia, o wakacje. Zachęcam wtedy do pogłębionych i uczciwych rozmów z małżonkiem, o otwarte rozmowy z dziećmi, o stawianie jasnych granic nastolatkom i wyznaczanie im konkretnych zadań na dany dzień. Miłość i pracowitość to zawsze dobre lekarstwo w czasie próby.
Co się zmieniło przez tę epidemię w podejściu Polaków do Boga i wiary? Co Ksiądz obserwuje jako duszpasterz?
Najpierw bardzo wiele zmieniło się w postawie Polaków wobec życia i wobec samych siebie. Niemal wszyscy przekonali się o tym, jak bardzo hektyczne, pełne pośpiechu i automatyzmów było ich dotychczasowe życie. A także o tym, że nie umieją już funkcjonować bez pośpiechu i presji czasu. W jakiś stopniu wszyscy przekonujemy się teraz o tym, że rytm naszego dnia był dotąd bardziej określony przez różne instytucje - jak szkoła, zakład pracy, rozkład autobusów i pociągów, podjęte obowiązki - niż przez to, co dyktował nam rozum, serce czy nasz system wartości. Nagle życie zwolniło swoje szaleńcze dotąd tempo. Nagle to głównie od nas zależy, co będziemy czynić od rana do wieczora. Nagle mamy dużo czasu dla siebie i dla bliskich. Nagle mamy czas na refleksję na temat tego, kim jesteśmy i po co żyjemy.
Obserwuję obecnie dwie główne postawy w obliczu pandemii i kwarantanny. Jedni ludzie boją się bycia sam na sam ze sobą. Nie mają odwagi na szukanie pogłębionych odpowiedzi w obliczu nieuchronnych pytań o człowieka, o sens życia i umierania, o granicę poświęcania się bliskim i ludziom w potrzebie, o miejsce Boga i Jego miłości w moim życiu. Na szczęście wielu jest takich ludzi, którzy tego typu pytania mają odwagę sobie stawiać i którzy szukają na nie pogłębionych odpowiedzi. Modlą się. Dziękują Bogu za Jego miłość i mądrość, za Dekalog i za sumienie. Przeżywają ten czas jako najważniejsze rekolekcje w ich dotychczasowym życiu. To najbardziej błogosławiony sposób na chronienie siebie w czasie pandemii.
Czego w Księdza ocenie najbardziej uczy nas dzisiaj doświadczenie epidemii?
Może to zabrzmi przesadnie, ale czas pandemii jest porównywalny z czasem wojny. Mamy bowiem świadomość tego, że zagrożenie czyha ze wszystkich stron, że nawet wyjście na ulicę, po zakupy, do apteki, może okazać się początkiem choroby naszej czy naszych bliskich. Dzisiaj dostałem kilka e-maili od moich przyjaciół - Włochów i Niemców. Piszą o tym, że przeżywają tam czas grozy, rosnącej paniki, poczucia całkowitej bezsilności. Doświadczenie epidemii, czy wręcz pandemii, uczy nas realizmu. Przypomina nam o tym, że życie nie jest po to, by się nim bawić, by decydować się na to, co przyjemne, by się łudzić, że możemy być szczęśliwi bez miłości, wierności, odpowiedzialności, ofiarności. Pandemia uświadamia nam bardzo konkretnie i namacalnie, że nasze istnienie na tej planecie jest tylko do czasu. Nasze wieczne istnienie będzie gdzieś indziej. Pandemia weryfikuje naszą dojrzałość, naszą faktyczną - a nie tylko deklarowaną - hierarchię wartości, ideałów, aspiracji. Przez czas pandemii - podobnie jak przez inne skrajne próby - zwycięsko przechodzą ci, dla których ważniejsze jest to, kim są niż to, co posiadają. Z pandemią poradzą sobie najlepiej ci, którzy wiedzą, że na drugą stronę życia nie zabierzemy niczego poza miłością. Módlmy się o za siebie, za bliskich i za całe nasze społeczeństwo, żebyśmy w czasie pandemii przypomnieli sobie o tym, że do radosnego życia nie wystarczy zdrowie. Potrzeba jeszcze mądrości, miłości i ofiarnego bycia dla innych. Kto kocha i przyjmuje miłość, ten czuje się najbardziej chroniony w najtrudniejszych nawet sytuacjach.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Anna Wiejak
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kosciol/492303-nasz-wywiad-ks-dziewiecki-pandemia-weryfikuje-kim-jestem