Podczas epidemii koronawirusa rzadko pojawiają się wypowiedzi hierarchów Kościoła będące głębszą refleksją nad zachodzącymi obecnie procesami. Najbardziej inspirującym tekstem, na jaki się do tej pory natknąłem, jest esej napisany dla Międzynarodowego Obserwatorium Nauki Społecznej Kościoła im. kardynała Van Thuâna przez arcybiskupa Triestu Giampaolo Crepaldiego pt. „Nic już nie będzie takie jak wcześniej”. Warto pokrótce go streścić, ponieważ zawiera niezwykle istotne treści.
Mottem tekstu arcybiskupa Crepaldiego mogą być przywołane przez niego słowa z encykliki Benedykta XVI „Caritas in Veritate” z 2009 roku:
Kryzys zmusza nas do przemyślenia na nowo naszej drogi, do przyjęcia nowych reguł i znalezienia nowych form zaangażowania, do korzystania z pozytywnych doświadczeń, a odrzucania negatywnych. W ten sposób kryzys staje się okazją do rozeznania sytuacji i czynienia nowych projektów.
Idąc tym tropem i analizując obecne wydarzenia w świetle nauki społecznej Kościoła, arcybiskup Crepaldi proponuje przemyślenie i zdefiniowanie na nowo problemów, przed którymi dziś stoimy.
Przezwyciężyć ideologiczny naturalizm
Zdaniem włoskiego hierarchy, epidemia koronawirusa oznacza koniec ideologicznego naturalizmu, czyli przekonania o czystej i pierwotnie nieskażonej naturze, której człowiek jest jedynie niszczycielem.
Idea Matki Ziemi, obdarzonej pierwotnie harmonijną równowagą, z którą człowiek powinien łączyć się duchem, aby odnaleźć właściwą relację z rzeczami i z sobą, jest głupotą, której obecne doświadczenie może położyć kres. Naturą rządzi natura, a nowe postmodernistyczne (i nie tylko) idee panteistyczne są ideologiami nieludzkimi. Natura, w sensie naturalistycznym, także powoduje nierównowagę i choroby, dlatego należy ją humanizować. To nie człowiek musi się naturalizować, ale natura musi być humanizowana.
Objawienie uczy nas, że stworzenie jest powierzone trosce i władzy człowieka dla osiągnięcia ostatecznego celu, jakim jest Bóg: człowiek ma prawo, a nawet obowiązek zarządzać materialnym stworzeniem, rządzić nim i czerpać z niego to, co konieczne i przydatne dla wspólnego dobra. Stworzenie zostało powierzone przez Boga człowiekowi i jego interwencjom zgodnie z jego rozumem i zdolnościami do mądrego panowania. To człowiek jest regulatorem stworzenia, a nie odwrotnie.
To bardzo ważne zdania, zwłaszcza w kontekście współczesnych religii ekologicznych, z jednej strony ubóstwiających nie Boga, lecz naturę, np. pod postacią Matki Ziemi, a z drugiej degradujących ontologicznie człowieka, podporządkowując go środowisku przyrodniczemu. Obecna epidemia przypomina nam, że dobra i pierwotnie nieskażona natura nie istnieje, a przyroda także może wywoływać katastrofy.
Dobro wspólne jako moralny cel życia społecznego
Arcybiskup Cripaldi przypomina, że słowo „salus” oznacza zdrowie (w sensie sanitarnym), ale zarazem zbawienie (w sensie religijnym). Obecne doświadczenia pokazują powiązanie obu znaczeń.
Testują moralny system odniesienia całego społeczeństwa. Zagrożenia dla zdrowia organizmu powodują bowiem zmiany postaw, sposobu myślenia i wartości, do których należy dążyć. Żądają etycznie uzasadnionych zachowań, potępiają postawy egoistyczne, interesowne, obojętne, wyzyskujące. Uwypuklają formy heroizmu we wspólnej walce z zarażeniem, a jednocześnie formy grabieży tych, którzy wykorzystują sytuację. Walka z zarażeniem wymaga ponownego moralnego oparcia się społeczeństwa na zdrowych, wspierających się i pełnych szacunku zachowaniach, co być może jest ważniejsze niż skoncentrowanie się na dostępnych zasobach. Wyzwanie dla zdrowia fizycznego jest zatem związane z wyzwaniem dla zdrowia moralnego.
Potrzebujemy głębokiego przemyślenia niemoralnego dryfu naszego społeczeństwa na wszystkich poziomach. Naturalne nieszczęścia często nie są całkowicie naturalne, lecz stoją za nimi moralnie nieuporządkowane postawy ludzkie. Pochodzenie COVID-19 nie zostało jeszcze ostatecznie wyjaśnione i może również okazać się, że nie jest pochodzenia naturalnego. Ale nawet jeśli uznaje się jego czysto naturalne pochodzenie, to jego wpływ społeczny stawia pod znakiem zapytania etykę społeczeństwa. Odpowiedź nie jest i nie będzie tylko naukowo-techniczna, lecz musi być także moralna.
Zdaniem arcybiskupa Crepaldiego, obecna epidemia koronawirusa zadaje kłam twierdzeniom tych, którzy głoszą, że nie istnieje dobro wspólne jako moralny cel życia społecznego. Gdyby tak było, to po co lekarze, służby medyczne i wolontariusze walczyliby z epidemią, poświęcając się i narażając własne życie? Sama technika nie jest ratunkiem, potrzebne jest moralne zaangażowanie na rzecz dobra wspólnego.
W tym kontekście – według włoskiego hierarchy – należałoby na nowo przemyśleć, pogłębić i rozszerzyć koncepcję dobra wspólnego. Ratowanie ludzkiego życia należy rozciągnąć na zapobieganie aborcji (zarówno chirurgicznej, jak i farmakologicznej), eutanazji czy manipulacjom ludzkimi embrionami.
Służba zdrowia jako ważna część dobra wspólnego
Jeśli dobro wspólne jest moralnym celem życia społecznego, to zdrowie jest bardzo ważną jego częścią. Widać to szczególnie w momencie, gdy – jak pisze arcybiskup Crepaldi – nagle okazało się, że kwestie zdrowotne należy postrzegać w szerszym kontekście ekonomicznym i społecznym.
Kwestie gospodarki i spokoju społecznego są powiązane z problemem zdrowotnym, biorąc pod uwagę, że epidemia zagraża funkcjonowaniu łańcuchów dostaw produkcji i gospodarki, a ich blokowanie, jeśli będzie z czasem kontynuowane, doprowadzi do bankructw, bezrobocia, ubóstwa, trudności i konfliktów społecznych.
To pokazuje, jak ważną rolę odgrywa służba zdrowia, i jak duża odpowiedzialność spoczywa na państwu, jeżeli chodzi o kwestie finansowania tego sektora. W walce o zdrowie i zabezpieczenie bezpieczeństwa zdrowotnego społeczeństwa powinna zostać odkryta też na nowo zasada pomocniczości.
W obecnej chwili szczególnie ważna jest pomocnicza rola kredytu, ponieważ epidemia spowodowała kryzys finansowy zarówno przedsiębiorstw, jak i rodzin. Bez pomocy z zewnątrz wiele z nich nie będzie w stanie wyjść samemu z zapaści. To zaś – zdaniem arcybiskupa Crepaldiego – wymaga przemyślenia na nowo stosunków Włoch z Unią Europejską.
Dlaczego? Ponieważ to od Unii Europejskiej a nie od władz w Rzymie zależy polityka finansowa i kredytowa Włoch.
Problem z Unią Europejską
Żeby zrozumieć kontekst wypowiedzi arcybiskupa o Unii Europejskiej, potrzebna jest mała dygresja. W tym celu odwołam się do mojego tekstu z ostatniego numeru tygodnika „Sieci”:
Epidemia koronowirusa obnażyła słabość państwa włoskiego. Dla wielu stała się wręcz symbolem stanu, w którym znalazła się dziś Italia. Część publicystów i ekonomistów coraz częściej zaczyna wiązać to z faktem wejścia do strefy euro, które wprowadziło tamtejszą gospodarkę w fazę stagnacji. Eksperci przypominają, że jeszcze na początku lat 90. Włochy były jedną z największych potęg przemysłowych świata i rozwijały się dynamiczniej niż Niemcy. Między rokiem 1991 a 1999 tamtejsza produkcja przemysłowa wzrosła o 13 proc., podczas gdy niemiecka o 3 proc. Później przyszło euro i od 2000 do 2018 r. ten sam wskaźnik wzrósł u Niemców o 27 proc., natomiast u Włochów spadł aż o 17 proc.
Potwierdza to zeszłoroczny raport niemieckiego Centrum Polityki Europejskiej. Wynika z niego, że największymi przegranymi w strefie euro okazały się Włochy. Gdyby nie przyjęły wspólnej waluty i pozostały przy lirze, to w latach 1999-2017 ich dochód narodowy wzrósłby o dodatkowych 1,3 biliona (!) euro. Oznacza to, że przeciętny obywatel tego kraju zarobiłby w tym okresie więcej o 73,6 tys. euro. Na drugim miejscu na liście poszkodowanych znaleźli się Francuzi – wśród nich strata na głowę mieszkańca wyniosła równowartość 56 tys. euro. Z kolei największym wygranym okazał się Berlin. Dzięki wspólnej walucie przeciętny Niemiec zarobił 23 tys. euro więcej niż gdyby pozostał przy marce.
Odejście od lira odebrało Włochom możliwość prowadzenia własnej polityki monetarnej. Kraj wepchnięty został w pułapkę średniego rozwoju. Niemożność konkurowania z niemieckim przemysłem spowodowała deindustrializację. Gospodarka tak silnie uzależniona od branży turystycznej i gastronomicznej mocniej odczuła skutki pandemii. Nieprzygotowana okazała się też służba zdrowia, w której po wprowadzeniu wspólnej waluty dokonano cięć finansowych w wysokości aż 130 mld euro. Ekonomiczne konsekwencje koronawirusa zmuszą więc zapewne Włochów do przemyślenia na nowo własnego modelu gospodarczego.
Dopiero w kontekście powyższych danych staje się zrozumiały postulat arcybiskupa Crepaldiego, by na nowo przemyśleć stosunki Włoch z Unią Europejską. Ostatnie tygodnie dały do tego nowy asumpt. Ordynariusz Triestu tak o tym pisze:
Doświadczenie tych dni pokazało jeszcze raz podzieloną i fantomową Unię Europejską. Między państwami członkowskimi panowała samolubność a nie współpraca. Włochy zostały odizolowane i pozostawione same sobie. Komisja Europejska interweniowała późno, zaś Europejski Bank Centralny interweniował źle. W obliczu epidemii każde państwo zamknęło się w sobie. Zasoby niezbędne Włochom do poradzenia sobie z nadzwyczajną sytuacją, do których w innych czasach można byłoby sięgnąć, na przykład poprzez dewaluację waluty, teraz zależą od decyzji Unii, której musimy się pokłonić.
Arcybiskup Crepaldi uważa, że koronawirus definitywnie obnażył sztuczność Unii Europejskiej, w której brak spoiwa moralnego został zastąpiony spoiwem instytucjonalnym i politycznym, niewystarczającym jednak w chwilach próby. Dlatego zmiany są konieczne.
Suwerenność i globalizacja
Zmiany powinny dotyczyć jednak nie tylko Europy, lecz całego świata. Arcybiskup Triestu zauważa, że obecny model globalizacji okazał się słaby, ponieważ wystarczyło jedno uderzenie w czuły punkt, by wywołać niszczący efekt domina, który dotknął cały świat. Epidemia naraziła na kryzys system opieki zdrowotnej, zaś przymusowe kwarantanny spowodowały zapaść w procesie produkcji, powodując załamanie całych systemów gospodarczych oraz zubożenie, bezrobocie i osłabienie populacji, narażające je na nowe epidemie. Przypomina to nakręcającą się spiralę.
Arcybiskup Crepaldi pisze, że jeszcze do wczoraj globalizacja demonstrowała swą potęgę, prezentując się jako doskonały model techniczno-funkcjonalny dla całej ludzkości, przekonując, że państwa i narody należą już do przeszłości oraz gloryfikując wartości „społeczeństwa otwartego”, czyli „jeden świat, jedną religię, jedną uniwersalną moralność, jeden globalistyczny naród, jeden światowy autorytet”.
Zdaniem arcybiskupa okazało się to iluzją:
Może wystarczyć jednak jeden wirus, by doprowadzić do awarii systemu, ponieważ nieglobalne poziomy odpowiedzi zostały wyłączone. Doświadczenie, którym teraz żyjemy, ostrzega nas przed rozumianym w ten sposób «społeczeństwem otwartym«, zarówno dlatego, że oddaje władzę w ręce niewielu, jak i dlatego, że kilka innych rąk może szybko sprawić, iż rozpadnie jak domek z kart.
Dlatego – jak dowodzi arcybiskup Crepaldi – „jeśli niższe poziomy społeczne zostaną pozbawione suwerenności, wszyscy zostaniemy przytłoczeni”. Trudno nie odczytać tego inaczej niż jako wołanie o większą podmiotowość państw narodowych, zarówno w Unii Europejskiej, jak i w strukturach globalnych.
Państwo i Kościół
Na koniec arcybiskup Crepaldi powraca do wymiaru moralnego w życiu społecznym, zwracając uwagę, że głównym źródłem moralności w społeczeństwie jest religia. Dlatego państwo powinno współpracować z Kościołem, aby nie podcinać etycznych korzeni życia społecznego.
W tym kontekście hierarcha krytykuje decyzję włoskich władz o zawieszeniu sprawowania Mszy świętych:
Władza polityczna osłabia walkę ze złem, tak jak dzieje się to w przypadku obecnej epidemii, kiedy zrównuje Msze z imprezami rozrywkowymi, sądząc, że należy je zawiesić, być może nawet przed zawieszeniem innych, z pewnością mniej ważnych form gromadzenia się ludzi.
Nawet Kościół może popełniać błędy, jeśli nie głosi, dla tego samego autentycznego i pełnego dobra wspólnego, publicznej potrzeby Mszy Świętych i otwierania kościołów. Kościół przyczynia się do walki z epidemią poprzez różne formy pomocy, wsparcia i solidarności, z których wie jak korzystać, tak jak zawsze to robił w podobnych przypadkach w przeszłości. Konieczne jest jednak zwrócenie szczególnej uwagi na religijny wymiar jego wkładu, aby nie był uważany za zwykły wyraz społeczeństwa obywatelskiego.
Kończąc swój tekst, arcybiskup Crepaldi pisze, że najważniejszym przewartościowaniem, jakie może nastąpić po zakończeniu epidemii, powinno być „publiczne uznanie miejsca Boga w świecie” oraz zerwanie z życiem, jakby Boga nie było.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kosciol/492102-przemyslec-swiat-na-nowo-po-epidemii