Znajdujemy się w sytuacji nadzwyczajnej, stąd właśnie udzielona dyspensa nie jest jakąś rezygnacją z wiary. Wręcz przeciwnie. Jest pewną formą, żeby jednoczyć się na modlitwie i wokół Słowa Bożego, ale pozostając w domach, dlatego że bycie w tej chwili w kościołach, gromadzenie się w większej ilości może być przeciwwskazane, niebezpieczne dla ludzi
—mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl ks. prof. Robert Skrzypczak.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
wPolityce.pl: KEP wydała zarządzenia ws. koronawirusa. Wprowadzono dyspensę od uczestnictwa w niedzielnych Mszach świętych. Jak Ksiądz Profesor ocenia tę decyzję?
Ks. prof. Robert Skrzypczak: Bardzo pozytywnie. Jestem wdzięczny biskupom polskim, że przede wszystkim są nieustannie w dialogu z faktami, szukają Woli Bożej, pomagają wiernym, żeby przeżywać ten czas przede wszystkim z wiarą, a za tym idą pewne reguły, taka forma też bycia pokornym wobec faktów i wyzwań. Znajdujemy się w sytuacji nadzwyczajnej, stąd właśnie udzielona dyspensa nie jest jakąś rezygnacją z wiary. Wręcz przeciwnie. Jest pewną formą, żeby jednoczyć się na modlitwie i wokół Słowa Bożego, ale pozostając w domach, dlatego że bycie w tej chwili w kościołach, gromadzenie się w większej ilości może być przeciwwskazane, niebezpieczne dla ludzi. Ale też nie chcemy doprowadzić do wymuszenia na Kościele administracyjnych decyzji o tym, żeby zamknąć kościoły.
Widzimy po doświadczeniu Włoch, gdzie kościoły zostały zamknięte przedwcześnie, w niedzielę karnawałową – biskupi wtedy posłuchali się władz świeckich, zrezygnowano z Mszy świętych, zamknięto kościoły, podczas gdy inne zgromadzenia funkcjonowały. Były otwarte puby, centra fitness, restauracje, kina, kluby – to zabrzmiało jak szyderstwo, jak wykorzystanie instrumentalne Kościoła do tego, aby go oddalić od ludzi. Ludzie to przeżyli boleśnie. Tak samo widać, że nawet teraz, kiedy Włosi znajdują się w samym centrum walki z koronawirusem i wiedzą, że nie mogą być teraz odprawiane Msze święte, nie mogą się gromadzić w kościołach, bo mają ścisłą kwarantannę, to bardzo – mówili mi – pomaga im sam fakt, symboliczny, że kościoły są otwarte w ciągu dnia. Nawet jeżeli ktoś wybiera się na zakupy, to może na chwilę wstąpić do tego kościoła - tam jest kapłan, który czuwa, można się wyspowiadać, albo poprosić o dwa słowa wsparcia duchowego. A przede wszystkim – mówią – bardzo im pomagało jeśli jakiś proboszcz w ich parafii wychodził z Najświętszym Sakramentem przed kościół i błogosławił.
Jest ogromne zapotrzebowanie na to, żeby być blisko Chrystusa, nawet jeśli będziemy respektować te różnego rodzaju obostrzenia i autoizolację.
Pojawia się takie pytanie: czy to, że ustawiamy się w kolejkach do supermarketów mimo że nie ma problemów z dostawami żywności czy środków czystości, a nie do konfesjonałów, to znaczy, że brakuje nam wiary?
Nie wolno tak na to patrzeć. Wzywamy do przeżywania tego momentu z wiarą, bo też potrzeba wiary, by móc zaakceptować czas postu, choćby takiego od naszych normalnych praktyk religijnych, że musimy teraz powstrzymać się od wspólnego przeżywania procesji Drogi Krzyżowej, od wspólnego śpiewania Gorzkich Żali. Co do Mszy świętej oczywiście zachęcamy, żeby korzystały z dyspensy niedzielnej zwłaszcza osoby starsze, bo są najbardziej narażone. Ktokolwiek miałby jakikolwiek przejaw niedyspozycji, choćby nawet mały katar, przeziębienie - też. Z miłości do bliźniego. Bo nigdy nie wiadomo. Dzieci i młodzież są najbardziej potencjalnymi nosicielami, sami sobie nie zaszkodzą, albo w małym stopniu, natomiast mogą doprowadzić do dramatu w swojej rodzinie, przenosząc wirusa na rodziców, bądź dziadków. Także osoby, które mają innego rodzaju obawy, czy kierują się innego rodzaju pozytywną roztropnością, mogą korzystać z tej dyspensy.
Dyspensa od wyjścia do Kościoła nie znaczy dyspensa od świętowania Dnia Pańskiego. Niech ta sytuacja nas tym bardziej zbliża duchowo do Chrystusa. Mamy wyjątkową sytuację, że nawet telewizje, czy portale, które na co dzień są niechętne Kościołowi, albo są wręcz agnostyckie, są gotowe transmitować Mszę świętą. To jest obojętne, czy w dobrej, czy w złej intencji to robią. Ważne, że jest głoszony Chrystus.
Oczywiście Msze św. są odprawiane w Kościele. Na nie, w sposób zrozumiały, przychodzą osoby, które zamówiły intencje oraz ci, którzy się czują na siłach. Oczywiście chcemy respektować te normy, zasady, które podpowiadają ludzie, którzy się znają na wirusologii, więc chcielibyśmy nie przekraczać tej liczby 50 osób.
Także jeżeli chodzi o sposób przyjmowania Komunii świętej, bardzo prosimy o to, żeby zaprzestać dyskusji typu, które przyjmowanie Komunii świętej jest lepsze: czy do ust, czy na rękę, czy na klęcząco, czy na stojąco, bo korzystamy z sytuacji nadzwyczajnej. Nawet jeżeli prosimy wiernych, żeby przyjmowali teraz Komunię świętą na rękę, to nie proponujemy rzeczy, która ma na celu profanować Najświętszy Sakrament, tylko – pierwsza rzecz – odwołujemy się do sposobu przyjmowania Komunii świętej w pierwszym tysiącleciu chrześcijaństwa.
O sposobie przyjmowania Pana Jezusa Eucharystycznego na rękę mówili św. Cyryl Jerozolimski, św. Jan Chryzostom, św. Ambroży. Wyjaśniali jak to robić. Jeśli ktoś jest praworęczny, to wtedy prawą rękę podkłada pod lewą. Lewa jest u góry. Robimy znak krzyża, czyli „Tron Chwały”. Przyjmujemy Chrystusa po to, żeby przez kilka sekund w ten sposób nawiązać z Nim osobisty kontakt, adorować, a potem spożyć, używając do tego właśnie tej ręki prawej, bądź w sytuacji mańkutów – lewej, ale nie traktujemy tego jako braku respektu wobec Ciała Pańskiego. Korzystamy tylko z tej nadzwyczajnej formy.
Oczywiście, jeśli ktoś chce, może przyjmować na stojąco, jeśli ktoś chce, może przyjmować na klęcząco. Kiedy minie czas epidemii, będzie można wrócić do swojego ulubionego sposobu przyjmowania Komunii.
W tej chwili robimy to też z tego względu, żeby kapłana, czy szafarza nie narazić na transmisję wirusów, bo przekazywanie do ust Komunii świętej może wiązać się też z tym, że z osoby A na osobę B zostaną przeniesione wirusy. Kierujemy się tutaj pokorą, czyli respektem wobec faktów. Nasz wróg jest taki, że jest bardzo łatwy do przenoszenia przez ślinę, dlatego postępujemy z roztropnością.
Czy tęsknota za Panem Jezusem w Eucharystii, którego możemy przyjąć tylko duchowo z powodu choroby czy kwarantanny może być rodzajem pokuty, którą możemy ofiarować w konkretnej intencji?
Ależ oczywiście. Jak najbardziej. Przypomnę tylko, że z Komunii duchowej mogą korzystać te osoby, które spełniają warunki przyjmowania Komunii: trzeba być w stanie łaski uświęcającej, trzeba być pojednanym, więc być może że ten czas epidemii jest czasem też takiego dużego wezwania do pokuty i nawrócenia, mówi poprzez fakty. Koronawirus mam wrażenie jest jednym wielkim aparatem rentgenowskim – pokazuje nam zawartość serc, pokazuje nam, na czym stoimy. Pierwsza rzecz, nawet te trudności z dostosowaniem się do reguł epidemii… Moi przyjaciele, Włosi, którzy są w centrum walki w tej chwili, z którymi jestem cały czas w kontakcie, oni mi nieustannie powtarzają: wirusa będziecie mogli pokonać tylko i wyłącznie drogą pokory, to znaczy respektowania rzeczywistości. On jest taki – mówią – Bóg nam podpowiada, w jaki sposób go pokonać, to znaczy on umrze w człowieku po 14 albo po 20 dniach, ale warunkiem jest zastosowanie autoeliminacji ze społeczeństwa, czyli trzymanie się restrykcyjnie kwarantanny domowej, unikanie kontaktów. Oni sami mówią: wychodzą z nas wszelkie nerwice w tej chwili. Jesteśmy społeczeństwem dobrobytu, sytości, że musimy mieć to, czego pragniemy, inaczej wpadamy w panikę. Ludzie boją się czterech ścian, boją się samotności, boją się braku kontaktu…
Boją się przede wszystkim ciszy…
I stąd właśnie Włosi robili cały czas błędy. Jeden po drugim. Mówili mi przykłady nawet, że wychodzą na spacer mimo tego, że służba medyczna prosi: nie wychodźcie, bo jeśli dostaniecie niewydolności serca, czy oddychania, czy nawet zwichniecie sobie nogę, czy złamiecie, nie będziemy w stanie wam udzielić pomocy, bo jesteśmy zajęci chorymi. Dlatego – mówią – więcej ludzi dzisiaj umiera we Włoszech z innych powodów niż koronawirus. Tak samo – mówią – co z tego, że szkoły są czy przedszkola zamknięte, skoro mamy z dziećmi idą na place zabaw i dzieci bawią się razem. Co z tego, że jest wezwanie do tego, żeby starsze osoby siedziały w domu, skoro opiekunki wychodzą ze swoimi podopiecznymi na spacer na wózkach i w parku siadają razem, żeby pogadać. Co z tego, że ludzie są zwalniani, żeby nie musieli iść do pracy, żeby pracowali przez internet, skoro przyszedł dzień pięknej pogody i większość ludzi pojechała na spacer na plażę nad morze.
My mamy cały czas w Polsce problem z osobami, które lekceważą zagrożenie i na przykład studenci organizują „koronaparty”, albo ludzie nie są w stanie zrezygnować z wyjazdu na narty zagranicę.
Moi przyjaciele, Włosi, mówią: Pokonamy go, bo widać, że są już niektóre miejscowości w Lombardii, które zastosowały od początku tą restrykcyjną ascezę: siedzimy w domu, wytrzymamy. Już są przejawy w niektórych miejscowościach ustępowania choroby. To samo zanotowano też w Chinach. Już ustępuje choroba, już więcej jest wyleczonych niż zarażonych. Jest nadzieja, tylko potrzebujemy pokory, żeby nauczyć się rozeznać, gdzie Pan Bóg nam podpowiada, jak pokonać ten problem. Nie możemy lekceważyć, machać ręką „bo ja wiem lepiej”, ani też nie możemy kierować się taką ślepą, głupią, fanatyczną wręcz postawę religijną, że Bóg mi podpowiada, że zwyciężysz tę trudność przez ascezę, pokorę, cierpliwość, posłuszeństwo, a ja mimo tego domagam się cudu.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Anna Wiejak
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kosciol/491155-ks-skrzypczak-dyspensa-nie-jest-jakas-rezygnacja-z-wiary