Sprawa Paetza. Nawet po śmierci arcybiskup budzi emocje. Miał spocząć w katedrze, pochowano go na parafialnym cmentarzu. Za zgorszenie, jakie Paetz wywołał, przeprasza wiernych metropolita poznański. Czy to już koniec tej historii?
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Abp Gądecki po śmierci abp. Paetza: Czuję się w obowiązku. Przepraszam za zgorszenie, jakie miało miejsce w archidiecezji
W liście pasterskim, odczytanym w pierwszą niedzielę adwentu w kościołach archidiecezji poznańskiej, arcybiskup Stanisław Gądecki przeprasza za zgorszenie, jakie miało miejsce za sprawą jego poprzednika. Przeprasza też osoby, które czują się skrzywdzone. Nie wiadomo, czy to definitywny koniec historii arcybiskupa Paetza. Niektórzy księża twierdzą, że w Watykanie jakiś czas temu na mocy listu apostolskiego papieża Franciszka Vos estis lux mundi, dotyczącego nadużyć seksualnych księży, wznowiono postępowanie w sprawie arcybiskupa i nadal się ono toczy.
Sprawa arcybiskupa Juliusza Paetza wstrząsnęła opinia publiczną w 2002, kiedy ujawniono, że komisja kościelna, przysłana z Watykanu, bada ciążące na nim zarzuty molestowania kleryków i księży. Homoseksualne skłonności arcybiskupa i czyny, jakich się miał dopuszczać, były wcześniej znane w wąskim kręgu. Nie bez powodu rektor seminarium duchownego, w bezprecedensowym akcie odwagi, zabronił arcybiskupowi składania wizyt w seminarium.
Jednak dopiero interwencja przyjaciółki Jana Pawła II, Wandy Połtawskiej , która udała się do Watykanu, sprawiła, że do Poznania zjechała kościelna komisja. A potem arcybiskup Juliusz Paetz złożył rezygnację, przyjętą przez Jana Pawła II, który dodatkowo nałożył na niego sankcje kościelne , pozbawiając m.in. prawa udzielania święceń i głoszenia kazań.
Ale chociaż arcybiskup ustąpił w atmosferze skandalu, to zachował się inaczej, niż można się było spodziewać. Powszechnie oczekiwano, że dyskretnie usunie się w cień, a nawet wyjedzie z Poznania. Nie miał takiego zamiaru.
Od początku sprawiał wrażenie, jakby nic się nie stało. Z podniesionym czołem i uśmiechem na ustach pojawiał się w miejscach publicznych
— opowiadał mi znany poznański przedsiębiorca.
Zaobserwowano, że Paetz nie tylko nie unikał ludzi, ale do nich wręcz lgnął, jakby nie zdawał sobie sprawy z niezręczności sytuacji. Starał się zawsze przywitać i porozmawiać z jak największą liczbą osób.
Ta ostentacyjna obecność na wszelkiego typu imprezach najpierw budziła konsternację, ale z czasem przyniosła oczekiwany przez Paetza skutek: zaczęto wątpić w jego winę. Zastanawiano się, czy Kościół przypadkiem nie skrzywdził Paetza. Nie znano przecież dotyczących arcybiskupa ustaleń komisji watykańskiej — których nigdy nie upubliczniono. Im więcej czasu upływało od skandalu, tym bardziej niektórym wydawało się, że wina Paetza jest wątpliwa.
To dość osobliwa część historii arcybiskupa Paetza, rzucająca światło na specyfikę tego miasta i sposób, w jaki funkcjonują poznańskie elity. Wstydliwe sprawy nie przekreślają nikogo, kto do nich należy, obowiązuje solidarność środowiskowa.
Po wymuszonej dymisji, arcybiskup Paetz nadal bywał na wszystkich bankietach, na premierach Opery Poznańskiej siedział w loży obok ówczesnego wojewody i najbogatszych biznesmenów. Elity milcząco uznały, że jeśli nawet Paetz był winny, to ważniejsze są jego koneksje i walory towarzyskie.
Zwykli ludzie nie rozumieli, o co chodzi w sprawie Paetza. I ja, i moi koledzy musieliśmy odpowiadać na kłopotliwe pytania wiernych, którzy chcieli wiedzieć, co właściwie zrobił arcybiskup i czy jest rzeczywiście winny, skoro siada w pierwszej ławce na kościelnych uroczystościach — mówił mi dominikanin ojciec Roman Bielecki.
Kościelna „kultura tajemnicy”, w której wiele rzeczy dzieje się zakulisowo i nie uchyla się rąbka tajemnicy przed wiernymi, sprawiała, że poznańscy katolicy byli zdezorientowani.
Niektórzy katolicy trochę naiwnie nie są w stanie uwierzyć, że ich pasterz może zbłądzić. Są jak dzieci, które nawet jak widzą pijanego ojca, to nie do końca rozumieją sytuację lub wręcz obwiniają się za jego postawę. Dlatego część wiernych aż do dzisiaj nie przyjmuje trudnej prawdy o życiu abp. Paetza
— uważa ks. Daniel Wachowiak.
Jest jednym z sygnatariuszy listu, który wpłynął do arcybiskupa Gądeckiego po śmierci 84 letniego arcybiskupa Paetza. List podpisało czterdzieści prominentnych osób związanych z poznańskim Kościołem, które uznały za gorszące, że Paetz ma spocząć w katedrze.
Lista sygnatariuszy nie jest przypadkowa. Nie ma tu ludzi z kręgu „Gazety Wyborczej” i „Tygodnika Powszechnego”. Bo nie chcieliśmy, by powstało wrażenie, że walczymy z Kościołem czy atakujemy arcybiskupa. Nam chodziło o wspólne dobro
— mówił mi jeden z sygnatariuszy listu.
List przyniósł skutek — w nocy przed pogrzebem arcybiskup Gądecki zadecydował , że ciało Juliusza Paetza po mszy w katedrze zostanie złożone w rodzinnym grobie na parafialnym cmentarzu.
Przez wiele lat arcybiskup Paetz uparcie starał się, by Watykan uchylił ciążący na nim zakaz sprawowania funkcji liturgicznych. Było to jego obsesją. Wykorzystywał w tym celu kontakty, jakie zdobył w Watykanie, gdzie podczas pontyfikatu aż trzech papieży — Pawła VI, Jana Pawła I i Jana Pawła II — był prałatem antykamery papieskiej, czyli witał i zabawiał rozmową gości czekających na audiencję.
Być może udałoby mu się dopiąć celu i doprowadzić do uchylenia kościelnych sankcji. Ale na przeszkodzie stanął właśnie arcybiskup Stanisław Gądecki. To dość mało znana historia, którą jednak udało mi się potwierdzić w kilku źródłach. Kiedy w 2010 roku ponownie ważyły się losy Paetza, arcybiskup Gądecki miał rzucić na szalę swój autorytet i zagrozić „albo on albo ja”. Jasno zakomunikował nuncjuszowi, że w wypadku przywrócenia przez Watykan do kościelnych łask Paetza poda się do dymisji.
Jego nieprzejednana postawa była imponująca i wcale nieoczywista. Gdyby wydarzenia potoczyły się wówczas zgodnie ze scenariuszem, który wymyślił Paetz, zapewne nie spoczywałby dziś na skromnym parafialnym cmentarzu w rodzinnym grobie, ale ze wszystkimi honorami zostałby pochowany w poznańskiej katedrze. I nawet nie towarzyszyłaby temu żadna debata ani list pasterski z przeprosinami za zgorszenie.
Więcej w artykule Mai Narbutt „Katedra nie dla tego arcybiskupa ” w numerze 47/2019 tygodnika „Sieci”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kosciol/475528-nawet-po-smierci-abp-paetz-nie-przestaje-budzic-emocji
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.