Dziś, 1 grudnia, w Niemczech rozpoczyna się zainicjowana przez tamtejszy Kościół katolicki tzw. droga synodalna. Nie będzie to synod w klasycznym tego słowa rozumieniu, ponieważ zaproponowana przez niemiecki episkopat konstrukcja nie mieści się w obowiązującym prawie kanonicznym. Odzwierciedla ona natomiast specyficzną sytuację niemieckiego katolicyzmu, w którym istnieje swoista dwuwładza: duchownych oraz świeckich.
W związku z tym wymyślono zupełnie nową formułę: „drogi synodalnej”. O przyszłości Kościoła w dorzeczu Łaby i Sprewy decydować będzie zatem mieszane grono 230 osób, złożone z 89 biskupów, 89 delegatów Centralnego Komitetu Niemieckich Katolików oraz 52 przedstawicieli zakonów, ruchów katolickich, młodzieży etc. Mają oni debatować przez najbliższe dwa lata, podzieleni na cztery fora tematyczne, a swe wnioski przedstawić pod koniec 2021 roku.
Skład owego gremium oraz zaproponowana przezeń agenda właściwie nie pozostawiają wątpliwości, jakie będą konkluzje, do których uczestnicy tego przedsięwzięcia dojdą za dwa lata. Właściwie ich wnioski znane są już dziś. W tym sensie droga synodalna przypomina wybory prezydenckie w Rosji, których rezultat jest znany jeszcze przed rozpoczęciem kampanii. Z góry wiadomo bowiem, że wygra Władimir Putin.
Tak samo wiadomo, jakie będą końcowe efekty drogi synodalnej. Jej uczestnicy dojdą do wniosku, że należy: po pierwsze – doprowadzić do nowego podziału władzy w Kościele, czyli zwiększyć kompetencje świeckich kosztem prerogatyw biskupich; po drugie – zmienić etykę seksualną Kościoła, zwłaszcza w odniesieniu do homoseksualizmu, a więc przestać uznawać stosunki jednopłciowe za grzeszne, a nawet wprowadzić jakąś formę błogosławienia takich par w świątyniach; po trzecie – znieść obowiązkowy celibat księży i doprowadzić do wyświęcania żonatych mężczyzn; po czwarte wreszcie – wysunąć postulat nowych form sprawowania przez kobiety urzędów w Kościele, nie wykluczając także ich kapłaństwa.
Analizując głosy dochodzące z Konferencji Episkopatu Niemiec oraz Centralnego Komitetu Niemieckich Katolików, sprawa wydaje się przesądzona. Droga synodalna będzie tylko pewną formą zatwierdzenia decyzji, które zostały już dawno podjęte. Podobnie jak wybory w Rosji są spektaklem, który ma formalnie przypieczętować postanowienia, które zapadły gdzie indziej.
Znacznie ważniejszym problemem jest pytanie o siłę sprawczą tych decyzji. Większość uczestników „drogi synodalnej” nie ma wątpliwości, że ich wnioski muszą zostać wcielone w życie. Według nich czasy, w których o wszystkim decydował Rzym, minęły bezpowrotnie. Czy jednak rzeczywiście mają oni prawo zmieniać nauczanie Kościoła?
W tej sytuacji kluczowy będzie fakt, jak zachowa się Stolica Apostolska wobec niemieckich propozycji. Czy uzna postanowienia „drogi synodalnej” za owoc „błogosławionej decentralizacji”, czy też sprzeciwi im się, uznając, że Kościół lokalny nie może podejmować decyzji o doktrynalnych skutkach dla całego Kościoła powszechnego? Miejmy nadzieję, że zwycięży stanowisko prefekta Kongregacji ds. Biskupów kardynała Marca Ouelleta, który we wrześniu wysłał list do wszystkich członków niemieckiego Episkopatu, ostrzegając ich, że wszelkie decyzje podjęte w czasie „drogi synodalnej” nie będą miały żadnej mocy decyzyjnej w Kościele. Jak zachowają się wówczas Niemcy?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kosciol/475494-droga-synodalna-w-niemczech-jak-wybory-prezydenckie-w-rosji