Mam takie wrażenie, jakby synod poświęcony Amazonii zostawał wykorzystany do zrobienia pewnego wyłomu myślowego, albo przyzwyczajenia opinii w Kościele do konieczności zmian, które chcą de facto wprowadzić Niemcy na swoim terenie. To jest jakby przygotowywanie pasa startowego do tzw. drogi synodalnej, która ma ruszyć w Niemczech od 1 grudnia
– mówi portalowi wPolityce.pl ks. dr hab. Robert Skrzypczak.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Szamańskie rytuały podczas synodu? Kard. Müller i bp Schneider zaniepokojeni: To złamanie pierwszego przykazania
wPolityce.pl: Jak ocenia Ksiądz Profesor dokument końcowy Synodu Amazońskiego?
Ks. dr hab. Robert Skrzypczak: Ogólnie rzecz biorąc jest to dokument, który w większości punktów przypomina bardziej dokument jakiejś organizacji pozarządowej, albo agendy Organizacji Narodów Zjednoczonych. Skupia się przede wszystkim na problemach dotyczących życia społecznego, niesprawiedliwości społecznej, problemów promocji ludzi mieszkających w Amazonii, ocalenia Amazonii jako środowiska naturalnego, fabryki tlenu dla świata. Natomiast - co powiedzmy nas tak bardziej z punktu widzenia Kościoła interesuje - to są przede wszystkim używane slogany związane z będącym w obiegu języku kościelnym, czyli różnego rodzaju nawrócenia ekologicznego, pastoralnego i podobnego typu, które niosą ukryte w sobie postulaty zmian dotyczących sakramentu kapłaństwa, czy parytetu w Kościele, roli kobiety. Żywcem bardziej przypominają one postulaty, które od dawna funkcjonują i próbują się przebić w środowisku niemieckojęzycznym.
Mam takie wrażenie, jakby synod poświęcony Amazonii zostawał wykorzystany do zrobienia pewnego wyłomu myślowego, albo przyzwyczajenia opinii w Kościele do konieczności zmian, które chcą de facto wprowadzić Niemcy na swoim terenie. To jest jakby przygotowywanie pasa startowego do tzw. drogi synodalnej, która ma ruszyć w Niemczech od 1 grudnia.
Zresztą w dokumencie końcowym Synod Amazonii w punkcie dotyczącym czy viri probati, czyli możliwości wyświęcenia na kapłanów mężczyzn żonatych, czy w punkcie dotyczącym możliwości dopuszczenia do diakonatu kobiet, albo w jeszcze innym punkcie dotyczącym powierzania kobietom prowadzenia parafii znajdują się też takie dopiski, jakoby propozycje powzięte w stosunku do Amazonii mogły być rozciągnięte na wymiar powszechny Kościoła.
Dopuszczenie do święceń żonatych mężczyzn budzi ogromny sprzeciw ze strony tradycjonalistycznych katolików.
Nie, to nie chodzi o przymiotnik „tradycjonalistyczny”, tylko dopasowanie lekarstwa do choroby. Wystarczy zrobić sobie taki mały zabieg intelektualny. Ja to zrobiłem wczoraj. Mianowicie sięgnąłem do przemówień papieża Jana Pawła II podczas jego pielgrzymki do Boliwii, Peru, czyli krajów Amazonii, z 25 lutego 1985 roku. Tam Ojciec Święty Jan Paweł II w przemówieniu do mieszkańców Amazonii powiedział m.in. coś takiego: My jako Kościół zdajemy sobie sprawę z trudności, w jakich żyjecie, tych trudności związanych z funkcjonowaniem rodziny, z problemami zachowania waszej tożsamości plemiennej, czy narodowej, nierównościami społecznymi, z waszą walką o byt codzienny. Zdajemy sobie z tego sprawę, ale pamiętajcie, najważniejszą rzeczą w życiu człowieka jest spotkać Chrystusa, Chrystusa jako jedynego Zbawiciela. Chrystus daje człowiekowi perspektywę życia wiecznego.
On całe to przemówienie skoncentrował tak chrystocentrycznie, jakby podkreślając: to jest główna misja Kościoła. Jakby już Jan Paweł II znał dobrze te różne problemy, które są czy prawdziwie, czy trochę w sposób sztuczny, przesadzony budzone przez teologów wyzwolenia, albo teologów tzw. pierwotnej plemienności.
Dzisiaj mam wrażenie, jakby te właśnie problemy dotyczące właściwie jakości tylko życia tymczasowego, tu i teraz, życia politycznego, czy społecznego wybiły się na pierwszy plan, a wielkim nieobecnym dokumentu końcowego Synodu w Amazonii jest Chrystus i główny cel misji Kościoła, to znaczy zbawienie wieczne, zbawienie duchowe.
W drugim przemówieniu z tamtego okresu, pod tą samą datą, do pracowników misyjnych pracujących w Amazonii, Jan Paweł II przestrzega, żeby przesłania przepowiadania Chrystusa nie zamieniać rozwiązaniami, po które Kościół miałby sięgać do socjologii, psychologii i nauk politycznych, co daje obraz tego, że napięcie, propozycje tego typu, które dzisiaj się wybiły na pierwszy plan, już wówczas były przedkładane. Kościół tam już od długiego czasu znajduje się na rozdrożu, czy głosić Chrystusa, czy głosić człowieka, czy być solą ziemi, czy słodzikiem, takim, który się dopasuje do upodobań tamtych ludzi. Przy czym powtórzę, że w moim osobistym przekonaniu jest to jak pas startowy do zmian, które mają być wprowadzane w Kościele zachodnim, zwłaszcza w Europie niemieckojęzycznej.
Wybijanie na pierwszy plan jako lekarstwa do zaradzenia różnym kryzysowym sytuacjom w Kościele rzeczy, które mają przede wszystkim zmienić struktury kościelne, więc parytet, obecność kobiety w Kościele, święcenia kapłańskie dla mężczyzn żonatych, zrobienie wyłomu w celibacie w moim osobistym przekonaniu jest powtórzeniem mrzonki marksistowskiej, którą przerabialiśmy wielokrotnie. W przekonaniu ludzi myślących marksistowsko przyszłość, czy dobro człowieka płynie przez zmianę struktur, a nie przez uwolnienie człowieka od grzechu, od zła i podarowanie mu Ducha Świętego, który jest potężniejszy od śmierci. To jest wyjątkową oryginalnością chrześcijaństwa.
Kościół w Amazonii cierpi przede wszystkim na inwazję sekt, sekt pentekostalnych, protestanckich, które nie koncentrują się na sprawach ekologii, co włożyć do garnka, jak zapewnić prawa jednostek. To są ważne rzeczy, ale one muszą pójść jakby w następstwie głoszenia Chrystusa, a nie zająć Jego miejsce.
Na rozwój intelektualny i formację intelektualną obecnego papieża miała niebagatelny wpływ marksistka, Esther Ballestrino de Careaga, którą Jorge Bergoglio określił jako swoją mentorkę. Sam marksizm miał zatem na papieża Franciszka bardzo duży wpływ. Być może właśnie to z tego wynika. Czy jest to zła diagnoza?
Owszem. Sięganie po marksizm jako pewien sposób odczytywania Ewangelii, próba wpisania Ewangelii w system myślenia marksistowskiego, tak jak w Europie Ewangelia znalazła analogicznie oparcie o realizm poznawczy i ontologiczny Arystotelesa, jest faktem. Wiem, że kardynał Jorge Bergoglio był zawsze postrzegany jako człowiek umiarkowany, nie jako postępowiec, progresista. Oczywiście, jest przedstawicielem mentalności Ameryki Południowej i na pewno w jakiś sposób też jest bardziej wrażliwy niż my, Europejczycy, na argumenty teologii wyzwolenia czy teologii niewinności człowieka pierwotnego, czy plemienności. Niemniej mam nadzieję, że papież Franciszek uporządkuje te sprawy.
Mnie mało przekonują autorzy dokumentu końcowego synodu biskupów. Trzeba zwrócić uwagę, że wiele tych postulatów, które znalazły się w dokumencie końcowym nie znalazły jednomyślnego poparcia. Pojawiły się także duże kontrasty w głosowaniach. Niektóre postulaty, takie właśnie jak te dotyczące kobiet, czy święceń kapłańskich przechodziły tylko większością głosów i mam nadzieję, że papież Franciszek uporządkuje to wszystko. Zresztą obiecał, że wypowie się specjalnym dokumentem, adhortacją, którą nawet postanowił napisać do końca roku.
Mam nadzieję, że ocali priorytet Chrystusa, że wypowiedź Kościoła będzie chrystocentryczna, że Kościół nie straci z punktu widzenia tego, co jest najważniejsze, znaczy głoszenia Chrystusa Zmartwychwstałego i życia wiecznego i że w następstwie tego nie nastąpi przebudowa człowieka i budowanie nowych relacji, a potem struktur.
Marksistowskim myśleniem jest odwrócenie tego do góry nogami, czyli przede wszystkim struktury, przede wszystkim paradygmaty, a sprawy duchowe, czy związane z kerygmatem są tzw. nadbudową, czyli ewentualnie potem się tym zajmiemy. To byłby wielki błąd.
Pocieszam się, że charyzmaty, Duch Święty spoczywający na następcy św. Piotra zdoła opanować tę trudną sytuację. Mówiąc szczerze – powtarzam – nie przekonują mnie niektórzy autorzy tego dokumentu, na przykład bp Kräutler pochodzenia austriackiego, misjonarz, który przebywa w Amazonii od 30 lat. Niedawno w jednym z wywiadów chwalił się, że przez trzydzieści lat nie ochrzcił żadnego z ludzi mieszkających w Amazonii, tak jakby chrześcijaństwo miało pobrudzić pierwotną niewinność człowieka żyjącego w Puszczy Amazońskiej.
Tak samo, jak mnie nie przekonują twierdzenia Leonardo Boffa, jednego z twórców teologii wyzwolenia, który też w tych dniach postulował konieczność „wymyślenia Kościoła na nowo”, albo „zrobienia Kościoła od nowa”. Przed tym zresztą przestrzega papież Benedykt XVI w słynnym liście dotyczącym korzeni kryzysu w Kościele na Zachodzie, w tym właśnie liście, który został opublikowany przed wakacjami. Papież Benedykt mówił wprost, że schodzą na manowce wszyscy, którzy uważają, że żeby Kościół naprawić, trzeba go wymyślić od nowa.
Przyznam, że jako kobieta mam ogromne obawy o utrzymanie roli kobiety w Kościele. Mam wrażenie, że jest ona tutaj mocno podkopywana, a przecież ona jest jasno określona. Tutaj nie można niczego nowego wymyślać.
Tak. Na pewno w tych propozycjach. Do tej pory zawsze rola i powołanie kobiety w Kościele były określane i nobilitowane modelem, jakim jest Maryja Dziewica i Matka Chrystusa. To Maryja nadawała kobiecie ten ostateczny kształt, sens i powołania i kobiecości, sens macierzyństwa. Dzisiaj te modele na miejsce kobiety w Kościele są raczej brane z ideologii, którymi posługują się organizacje pozarządowe i to jest niepokojące.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Anna Wiejak
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kosciol/470453-wywiad-ksskrzypczak-o-synodzie-powtorzenie-mrzonki