Człowiek w Kościele, a zwłaszcza biskup, który się odważy powiedzieć prawdę, przeciwstawić jakiejś ideologii, jest narażony na niewyobrażalne cierpienia, które mają mu odebrać dobre imię — powiedział w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Mieczysław Ryba, historyk, wykładowca akademicki.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Polityczne łatki i porównania do ojca Rydzyka. Tak tygodnik Tomasza Lisa chce „zneutralizować” abp. Jędraszewskiego!
CZYTAJ WIĘCEJ: Abp Jędraszewski w tygodniku „Sieci”: „Pasterze Kościoła nie mogą milczeć. Chodzi o to, by ocalić w sobie autentyczną wolność”
wPolityce.pl: „Abp Mark Jędraszewski chce budować polski Kościół w kontrze do Kościoła toruńskiego, tyle że jest bardziej radykalny od Tadeusza Rydzyka” - czytamy w tygodniku Tomasza Lisa. „Newsweek” sugeruje wręcz, że metropolita krakowski sprzeciwia się ideologii LGBT (mowa o głośnych słowach o „teczowej zarazie”), ale na wzór politycznego gracza, gdyż miałoby to budować jego pozycję w polskim Kościele. Czy takie polityczne kalki i łatki da się w ogóle zastosować wobec episkopatu?
Prof. Mieczysław Ryba: Należy wysłuchać całej wypowiedzi abp. Jędraszewskiego. Nie opisywał wyłącznie spraw związanych z ideologią LGBT. Pełny kontekst tej głęboko teologicznej wypowiedzi pokazuje, że jest to ocena tego, co się realnie w świecie dzieje. To głos duszpasterza zatroskanego o naród, o Polskę.
Ale media liberalno-lewicowe sugerują, że to gra o kapelusz kardynalski w wykonaniu abp. Jędraszewskiego.
Nie sądzę, żeby takie wypowiedzi, zwłaszcza we współczesnym Kościele, przybliżały kogoś do kapelusza kardynalskiego lub jakiejś dostojności kościelnej. Wręcz przeciwnie, narażają na ogromny hejt, oskarżenia, próbę wyciągania haków. Człowiek w Kościele, a zwłaszcza biskup, który się odważy powiedzieć prawdę, przeciwstawić jakiejś ideologii, jest narażony na niewyobrażalne cierpienia, które mają mu odebrać dobre imię
Chęć upolitycznienia biskupa krakowskiego to próba „zneutralizowania” go?
Próba wpisania abp. Jędraszewskiego w jakąś bieżącą grę polityczną jest w sensie rzeczowym totalnym absurdem. Ale w sensie propagandowym nie chodzi o to, by odnieść się wprost do tego, co mówi arcybiskup, ale o to, by go zdyskredytować. I to nie wprost, bo środowiska, które stoją na gruncie relatywizmu, nie są w stanie z nim dyskutować, są do tego niezdolne. Trzeba więc w jakiś sposób go zdyskredytować. Pewnie nie znaleziono jakichś kwestii z życia moralnego, więc próbuje się wpisać go w paradygmat prymitywnej gry politycznej. Chce się zrobić z metropolity człowieka, który jest jakimś graczem, a nie duszpasterzem, który poczuł obowiązek wręcz ostrzegania swoich wiernych przed realnymi zagrożeniami.
Ponownie jednak próbuje się zastosować podział polskiego Kościoła na „toruński” i „łagiewnicki”.
Tylko zapomniano dodać, że „Kościół łagiewnicki” – w tym rozumieniu – już nie istnieje. Bo o ile rzeczywiście Platforma kiedyś jeździła na rekolekcje i spotkania do Łagiewnik, to jednak od jakiegoś czasu wpisała się w retorykę neomarksistowskiej rewolucji i coraz bardziej głosi postulat świeckiego, czy wręcz ateizującego państwa.
Taki podział nie istnieje?
Jeśli mówimy o pewnym paradygmacie, to oczywiście, że takie podziały nie są prawdziwe. Można to traktować wyłącznie jako figurę retoryczną, która ma wyrażać pewne sympatie polityczne w Kościele, a zarazem sympatie polityków do pewnych ludzi Kościoła. Ale to już pieśń przeszłości. Jak już wspomniałem, po śmierci Jana Pawła II politycy PO starali się wpisać w pewien kontekst religijnych nastrojów Polaków i szukali przestrzeni, żeby się dobrze sprzedać propagandowo. Ale już ich tam nie ma.
Not. ak
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kosciol/465042-prof-ryba-biskup-ktory-mowi-prawde-jest-narazony-na-hejt