W Bolonii trwa modlitewny szturm włoskich kibiców w intencji uzdrowienia Sinišy Mihajlovicia – jednego z najwybitniejszych piłkarzy w historii serbskiego futbolu. Miłośnikom sportu jest on znany jako były zawodnik Crvenej Zvezdy Belgrad, z którą w 1991 roku zdobył Puchar Europy. Później występował także w barwach Romy, Sampdorii, Lazio i Interu Mediolan, by następnie poświęcić się pracy trenerskiej, prowadząc m.in. kilka włoskich klubów. Pod koniec stycznia tego roku objął posadę w Bologni, która znajdowała się wówczas w strefie spadkowej. Po 17 meczach wyprowadził drużynę na 10. miejsce w Serie A.

Kilkanaście dni temu 50-letni Mihajlović poinformował, że jest chory na białaczkę. Reakcja kibiców była natychmiastowa. Ogłosili modlitewną akcję w intencji uzdrowienia Serba. 21 lipca tysiące „tifosich” Bologni przybyły z pielgrzymką do sanktuarium Madonna di San Luca, by wziąć udział w Mszy świętej oraz odmówić wspólnie różaniec, prosząc o uzdrowienie dla swego trenera oraz wszystkich chorych bliskich ich sercom.

Przy okazji okazało się, że Siniša Mihajlović, mąż jednej żony i ojciec pięciorga dzieci, dziesięć lat temu odkrył na nowo wiarę chrześcijańską. Podczas pielgrzymki do Medżugorje nawrócił się na katolicyzm. Dzięki jego wsparciu udało się zbudować w Bośni m.in. dwa sierocińce, w których mieszka łącznie czterdzieści sierot. Gdy pracował w Mediolanie, codziennie w drodze na trening zatrzymywał się w kościele San Maurizio, by zawierzyć Bogu cały dzień. Zapraszany do szkół brał udział w spotkaniach z młodzieżą, by opowiadać jej nie tylko sporcie, lecz także o swej relacji z Jezusem.

Gdyby nie choroba Mihajlovicia, być może nigdy nie usłyszelibyśmy o jego wierze i pomocy dzieciom. Gdyby nie choroba, nie ujawniłaby się też żarliwość tysięcy ludzi, którzy przybyli z pielgrzymką do maryjnego sanktuarium, oraz kolejnych dziesiątków tysięcy, którzy łączyli się z nimi duchowo. Dzięki temu kibice mogli się policzyć i zobaczyć na własne oczy, że ludzi, których łączy nie tylko futbol, lecz także wiara, jest znacznie więcej niż pokazują to zazwyczaj media.