Osobisty sekretarz Benedykta XVI arcybiskup Georg Gänswein powiedział, niedawno, że obecny kryzys Kościoła jest przede wszystkim kryzysem duchowieństwa. Dotyczy to zwłaszcza krajów należących do cywilizacji zachodniej i pogrążonych w najgłębszej zapaści. Prawdziwą plagą stała się tam cała rzesza księży nie tylko niewierzących w dogmaty Kościoła katolickiego, a nawet otwarcie je podważających. Skąd się wzięło to zjawisko, które było nie do pomyślenia jeszcze siedemdziesiąt lat temu?
To pytanie zmusza nas do zastanowienia się nad formacją duchową kształtującą dzisiejszych kapłanów. Co jest w niej takiego, że stała się źródłem problemów współczesnego duchowieństwa? Pewną odpowiedzią na to pytanie może być list wysłany przez młodego włoskiego księdza (pragnącego zachować anonimowość) do znanego watykanisty Aldo Marii Valliego, prowadzącego opiniotwórczy blog „Duc in altum”. W swym piśmie niedawno wyświęcony kapłan opisuje dokładnie, jak wyglądała jego sześcioletnia nauka w seminarium duchownym. Pozwolę sobie obszernie omówić ów list, ponieważ rzuca on wiele światła na wspomniany problem.
Młody ksiądz pisze, że nigdy w seminarium nie usłyszał, co to znaczy być księdzem katolickim. Mało tego, słyszał od swych przełożonych wprost: „Nie wiemy, jaką dać ci formację”. Miał wrażenie, jakby spełniały się na nich słowa Jezusa: „Jeśli ślepy ślepego prowadzi, obaj w dół wpadną” (Mt 15, 14).
W seminaryjnej formacji kapłańskiej zanikł zupełnie wymiar wertykalny – osobistej relacji z Bogiem, w której słowo „powołanie” znaczy odpowiedź na „wołanie” przez Najwyższego. Zamiast tego dominuje wymiar horyzontalny – międzyludzki, w którym zawód księdza jest taką samą profesją jak zawód kierowcy, piekarza czy budowniczego. Kapłan podczas Mszy przestał być osobą obcującą z sacrum, a stał się jedynie przewodniczącym zgromadzenia. Określenie „alter Christus” przestało istnieć. Tak rozumiana i przeżywana tożsamość kapłańska(a właściwie jej brak) sprawia, że celem nie jest pełnienie woli Bożej i dążenie do świętości. Samotne życie pracownika organizacji publicznej, jaką jawi się Kościół, staje się smutne, przeciętne i nijakie.
Jedynym ratunkiem może być osobista więź w Bogiem, której podstawą jest modlitwa, jednak – jak zauważa młody kapłan – w seminarium nie zwraca się na to uwagi. Mało tego: każde zachowanie kleryka świadczące o jego głodzie życia duchowego i pragnieniu głębszego poznawania Boga jest przyjmowane przez przełożonych z prawdziwym przerażeniem. Zbyt gorliwych seminarzystów uznaje się za osobowości problematyczne i potencjalne źródło kłopotów w przyszłości.
Formacji duchowej nie ustępuje intelektualna. W latach siedemdziesiątych Jean Guitton pisał, że „w seminariach Freud, Marks i Luter zastąpili Tomasza, Ambrożego i Augustyna”. Młody kapłan na podstawie sześciu lat swej nauki twierdzi, że jest to diagnoza już nieaktualna: owszem, pozostał jeszcze Luter, ale Freud i Marks stracili swój urok i zostali zastąpieni Heideggerem oraz wszechobecnym Zygmuntem Baumanem.
Na zajęciach z metafizyki pierwsze zdanie, jakie klerycy usłyszeli od wykładowcy, brzmiało: „Chłopaki, zaczynamy zajęcia z metafizyki, ale powiem wam od razu, że metafizyka jest martwa. Ale ponieważ Kościół mówi nam, że powinniśmy mieć takie zajęcia, to je zrobimy”. Trudno doprawdy o bardziej zachęcający wstęp do studiowania tego przedmiotu. W tej perspektywie – jak zauważa młody kapłan – Kościół jawi się niczym nekrofil lubujący grzebać się we wnętrznościach trupa.
Podczas zajęć z historii religii profesor (nota bene ceniony w kraju uczestnik dialogu międzyreligijnego) nieustannie krytykował katolicyzm, zachwycając się jednocześnie islamem i judaizmem. Po wielu godzinach takich wykładów młody ksiądz nie wytrzymał i powiedział: „Krótko mówiąc, panie profesorze, spójrzmy prawdzie w oczy, byłoby znacznie lepiej, gdyby Jezus nigdy nie przyszedł”. Zaskoczony wykładowca nic nie odpowiedział, tylko rozłożył ramiona i westchnął głośno, jakby chciał powiedzieć: „O tak, byłoby lepiej”.
Na zajęciach z biblistyki profesor nauczał, że historia Starego Testamentu nie jest udowodniona i należy do mitycznej narracji ludzkości, poprzez którą starano się niegdyś wyrazić swą tożsamość. Później ten sam wykładowca skrytykował deklarację „Dominus Iesus” Jana Pawła II i kardynała Josepha Ratzingera o jedyności i powszechności zbawczej Jezusa Chrystusa. Jego zdaniem lepiej byłoby tego dokumentu nigdy nie ogłaszać, ponieważ zaprzecza on teorii judaizmu jako równoległej z chrześcijaństwem drogi do zbawienia. Powyższa uwaga spowodowała pytanie młodego księdza: „Przepraszam, panie profesorze, czy więc Żydzi będą zbawieni, przestrzegając Starego Testamentu, który w istocie jest bajką?”. Zamiast odpowiedzi zapanowała ciężka cisza, zaś później nastąpiła zmiana tematu.
Podczas zajęć z patrologii wykładowca utrzymywał, że Sobór Watykański II wyeliminował takie pojęcia, jak „grzech”, „odkupienie” czy „zbawienie”. Na uwagę, że przecież słowa te pojawiają się w soborowych dokumentach, nauczyciel odpowiedział, że znalazły się tam one tylko po to, by zadowolić konserwatystów, ale duch tekstu wyraźnie wskazuje, iż powinny zostać przezwyciężone.
Podobnie wyglądały inne wykłady. Na zajęciach z mariologii wykładowca krytykował wszystkie dogmaty maryjne, kwestionując m.in. dziewictwo Matki Bożej. Kurs teologii XX wieku oparty był w całości na autorach protestanckich – nie pojawił się ani jeden autor katolicki. Wykłady o mistyce poświęcone były tylko dwóm postaciom: Mistrzowi Eckhartowi i biskupowi Jansenowi (twórcy jansenizmu) – ani słowa o św. Janie od Krzyża, św. Teresie z Avila czy św. Edycie Stein. Jeśli chodzi o teologię, to autor listu przez wszystkie lata w seminarium nie zapoznał się ani z myślą żadnego z Ojców Kościoła, ani z dorobkiem takich współczesnych autorów, jak np. Rosmini, Garrigou-Lagrange, Ratzinger czy Balthasar.
Jak dodaje młody kapłan, w seminarium milczano zupełnie o nauczaniu moralnym Kościoła, oczerniano Magisterium, oskarżając je o hamowanie rozwoju teologii, przeciwstawiano katechizm Duchowi Świętemu, drwiono z posłuszeństwa doktrynie katolickiej, nazywając je bigoterią. Autor pisze, iż mógłby ironicznie sparafrazować słowa z Ewangelii św. Jana:
„Jest ponadto wiele innych rzeczy, których ci profesorowie dokonali, a które, gdyby je szczegółowo opisać, to sądzę, że cały świat nie pomieściłby ksiąg, które by trzeba napisać.”
W podsumowaniu swego listu autor pyta, jaki jest owoc sześciu lat takiej formacji, by samemu odpowiedzieć:
„Jest tylko jeden: stworzyć bardzo kruchego kapłana, pełnego wątpliwości i wielkiego mętliku w głowie i w sercu, ponieważ z powodu fragmentarycznej i powierzchownej formacji nie ma on pewnego obrazu chrześcijańskiej doktryny oraz moralności.”
Dalej młody ksiądz pyta:
„Jak kapłan może opierać całe swoje życie na Chrystusie, jeśli nauczono go, że zmartwychwstanie nie jest faktem historycznym, ale meta-historycznym, wpajając mu w ten sposób ziarno wątpliwości dotyczące absolutnie kluczowego wydarzenia, na którym opiera się cała nasza wiara? W rzeczywistości bowiem «jeśli Chrystus nie zmartwychwstał, daremne jest nasze nauczanie, próżna jest także wasza wiara. (…) Jeżeli tylko w tym życiu w Chrystusie nadzieję pokładamy, jesteśmy bardziej od wszystkich ludzi godni politowania« (1 Kor 15, 14.19).”
Nie mam powodów nie wierzyć autorowi listu. Wiele rozmów, jakie odbyłem z kapłanami i klerykami w krajach zachodnich, potwierdza spostrzeżenia włoskiego księdza. Jego list nie należy do korespondencji podnoszącej na duchu i wlewającej w serca otuchę. Lepsza jest jednak najgorsza nawet prawda niż oszukiwanie się, że jest świetnie. Tylko dzięki prawdziwej diagnozie jesteśmy bowiem w stanie trafnie ocenić sytuację oraz wskazać właściwe środki naprawcze. Podobnie zresztą uważa autor pisma, który imponuje nadprzyrodzoną nadzieją w zwycięstwo Chrystusa.
Jedno jest pewne: jego przypadek to dowód na istnienie Boga. Nie stracić wiary w takim seminarium to prawdziwy cud.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kosciol/452889-jak-przezyc-seminarium-duchowne-i-nie-stracic-wiary
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.