Film braci Sekielskich pt. „Tylko nie mów nikomu” to dokument poruszający, ponieważ oparty jest - w większości - o zimny konkret. Nad głosem ofiar, które zabierają głos, nie da się przejść do porządku dziennego, nie można ich zagadać, nie pomoże najładniej opakowana nowomowa i najświętsze odwołania. Fakty przedstawione w bijącym rekordy popularności filmie są po prostu przejmujące; i mam na myśli nie tylko konkretne przypadki czynów pedofilskich wśród księży (najczęściej popełnione w PRL lub w latach 90.), ale i zaniedbania w zakresie egzekwowania procedur, jakie obowiązują w Kościele i państwie.
W tej perspektywie cieszy, że reakcję Kościoła na przedstawione w filmie historie i dramaty ustawiły oświadczenia arcybiskupów Polaka i Gądeckiego. Inna rzecz, że słowa ich zostały zmącone przez buńczuczną i arogancką postawę abp. Głodzia, który wypalił, że „byle czego nie będzie oglądał”. Ten film nie jest, niestety, „byle czym” i mocno obciąża konta z odpowiedzialnością przynajmniej kilku hierarchów, z gdańskim włącznie. Za słowami prymasa Polski i przewodniczącego KEP, które warto docenić, muszą iść jednak kolejne kroki, związane ze zmianą mentalności (za przykład niech posłuży symboliczna pokutna pielgrzymka o. Szustaka do Jerozolimy), zaostrzeniem i realizowaniem konkretnych ruchów prawno-administracyjnych (wytyczne papieża Franciszka są bardzo precyzyjne i restrykcyjne), wreszcie - dotyczące otwartości i odpowiedzialności - z tym ostatnim pewnie będzie szło najbardziej opornie.
Abp Gądecki: Pragnę podziękować Sekielskiemu za film. Obejrzałem go ze wzruszeniem i smutkiem
Kiedy słyszę, że ksiądz opisany w filmie Sekielskiego po premierze filmu poprosił o przeniesienie do stanu świeckiego (realnie zapewne prośba została wymuszona), mogę - jako wierny Kościoła, któremu szalenie zależy na jego dobru - poczuć ulgę, ale jednocześnie jak bumerang wraca pytanie: dlaczego do tego nie doszło wcześniej? Dlaczego bagatelizowano sygnały wysyłane do warszawskiej kurii? Dlaczego górę nad procedurami, które działają i które są stale dopracowywane i zaostrzane przez Watykan, brały korporacyjne, wręcz pachnące „kastowością” obrony interesów?
Ujawnienie wszystkich tego rodzaju historii może być dla Kościoła i jego ludzi tylko oczyszczające. Mamy obowiązek stawiać takie pytania, domagać się wzięcia realnej odpowiedzialności za konkretne przypadki zaniechań i patologii administracyjno-technicznej, egzekwowania procedur. Najgorszym, co mogłoby się wydarzyć, byłoby ustawienie odpowiedzi na tego rodzaju publikacje czy filmy jak ten (a będzie ich pewnie więcej) w znanej i niestety zbyt często lubianej formułce walki z Kościołem.
Nawet jeśli intencje, poglądy czy wrażliwość autorów filmu nie są z mojej bajki, nawet jeśli nie mam złudzeń co do tego, że taki film zostanie wykorzystany w mniej lub bardziej prymitywnej i wulgarnej nagonce środowisk antyklerykalnych. Koniec końców: co z tego? Czy fakt, że o prawdziwych historiach z filmu nie opowiedział zadeklarowany katolik, unieważnia te opowieści, dramaty, traumy? Najcięższe działa do walki z Kościołem wystawili nie tacy dziennikarze jak Sekielski, ale ci, którzy zdradzili własne powołanie, stając się z pasterzy owiec - ich dręczycielami. Wreszcie - najmocniej z Kościołem w Polsce walczyli ci, którzy te postawy ukrywali, bagatelizowali, wzruszali ramionami.
Oczywiście gdzieś na marginesie filmu pewnie należy postawić pytanie o przeszłość osób, które krzywdziły dzieci. Niemniej jednak współpraca ze Służbą Bezpieczeństwa jest kwestią drugorzędną, niewyjaśniającą w pełen sposób złożoności patologii, o jakiej mówimy. Nieuczciwie upraszczająca cały problem wypowiedź Stanisława Obirka (na temat Jana Pawła II) z końcówki filmu drażni, ale znów - nie sprawia, że problem można sprowadzić wyłącznie do tego, że mówią o nim osoby niechętne Kościołowi. Warto też postawić pytanie szersze: o wiedzę i działania nie tylko hierarchów w Kościele (choć również!) czy poszczególnych przedstawicieli kurii, ale i elit politycznych, samorządowych, sądowych. Trójmiasto ze szczególnym uwzględnieniem Gdańska jawi się tutaj jako najbardziej ponury obraz, tym bardziej, że angażuje historię Solidarności i jej bohaterów, Lecha Wałęsy, etc. Tego wszystkiego zabrakło mi w tym ważnym filmie.
Niemniej jednak to pytania wtórne, które powinny się pojawić dopiero po tym, jak przedstawiciele Kościoła w Polsce zmierzą się z problemem w sposób całościowy, wypalając gorącym żelazem nie tylko same postawy pedofilskie, ale i ponurą mentalność, która wciąż zbyt często podnosi łeb. Zmiana w tej kwestii to, niestety, proces rozłożony na czas dłuższy niż szybka, doraźna reakcja na ten czy inny przypadek. Tutaj widzę też duże zadanie dla wiernych, którzy wzmocnią swoich księży i biskupów nie tylko modlitwą (której wciąż jest za mało), ale i realną, codzienną presją, która wyegzekwuje wreszcie lepsze standardy - także te dotyczące otwarcia na media, rozmowy z ofiarami, etc. Film Sekielskiego w tym znaczeniu otrzeźwia i każe zadać świeckim katolikom pytanie w codziennym rachunku sumienia, czy faktycznie nasza odpowiedzialność za Kościół jest wystarczająca.
Któregoś dnia Duch Święty kopniakiem przewróci stół i trzeba będzie zaczynać od nowa
— ostrzegł ostatnio papież Franciszek, zwracając uwagę, że często duchowni są „głusi na wołanie ludzi”.
Kilka małych lokalnych stolików musi najwyraźniej upaść i w Polsce. Kościół z tego wyjdzie mocniejszy - może i słabszy, jeśli chodzi o struktury czy wpływy, ale w dłuższej perspektywie po prostu silniejszy, bo oparty o prawdę.
ZOBACZ TAKŻE MAGAZYN BEZ SPINY:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kosciol/446326-kilka-trudnych-akapitow-po-filmie-sekielskiego