Ludzie oczekują dzisiaj sensacji duchowych i najlepiej by dla nich było, jakbym opowiadał, że ktoś na krześle fruwał pod sufitem, chodził po ścianach albo miał nadludzką siłę czy też przepowiadał przyszłość. (…) Jak można z zainteresowaniem i ciekawością patrzeć, jak ktoś cierpi?
— opowiada w rozmowie z portalem wPolityce.pl ks. Jarosław Mokrzanowski, sekretarz biskupa płockiego, dyrektor Centrum Psychologiczno-Pastoralnego „Metanoia” w Płocku, pełniący również posługę egzorcysty.
wPolityce.pl: Oprócz tego, że pełni Ksiądz posługę egzorcysty, to jest również dyrektorem Centrum Psychologiczno-Pastoralnego „Metanoia” w Płocku. Szukają w nim pomocy ludzie - jeśli to można tak określić - na duchowych i życiowych zakrętach. Czyli zajmuje się Ksiądz ludzką sferą duchowości niemal „kompleksowo”?
Ks. Jarosław Mokrzanowski: Faktycznie, od jakiegoś czasu jestem dyrektorem, a wcześniej byłem wicedyrektorem Centrum Psychologiczno-Pastoralnego „Metanoia” w Płocku. Praktycznie moją rolą jest posługa egzorcysty i rozeznawanie duchowe. Nietrudno zauważyć, że w naszej diecezji jest kilku egzorcystów. Biskup Piotr Libera poświęca temu sporo uwagi, myślę, że adekwatnie do powagi tematu, bo jest wielu ludzi, nawet nie tyle od razu dręczonych, czy opętanych, ale właśnie zaniedbanych duchowo. Do tego tematu trzeba podchodzić bardzo ostrożnie i dlatego my, grupa egzorcystów, osób rozeznających i nas wspierających, spotykamy się regularnie z biskupem, by omawiać sprawy związane z tą posługą, ale praktycznie wyprzedzamy to, co powoli - takie mam wrażenie - kiełkuje w Kościele, czyli ścisłe powiązanie posługi egzorcysty ze wsparciem osób kompetentnych w swoich dziedzinach psychologii czy psychiatrii. Miedzy innymi Centrum „Metanoia” jest dla mnie – jak i każdego egzorcysty z naszej diecezji – takim bezpiecznym miejscem, bo każdego, kto się do mnie zgłasza, czy rodzinę, która prosi o pomoc dla bliskiej sobie osoby, mogę i odsyłam do psychologa, czy też współpracującego z nami psychiatry.
Spodobało mi się określenie użyte w pytaniu, bo rzeczywiście staramy się, na tyle na ile potrafimy, kompleksowo pomagać człowiekowi. Muszę mieć pewność, że wchodząc niejako w życie duchowe jakiejś osoby - oczywiście za jej zgodą - nie zrobię jeszcze większego spustoszenia. Niekiedy może być tak (oczywiście mówię to jako laik w kwestiach zdrowia psychicznego), że różne choroby, czy zaburzenia psychiczne karmią się tymi treściami duchowymi; czasami pojawia się egzaltacja i traktowanie pomocy ze strony egzorcysty jako pewien snobizm duchowy. I tak naprawdę, angażując się jako egzorcysta, mam świadomość tego, że w takich przypadkach mogę komuś zaszkodzić. Zgadzamy się na towarzyszenie z osobami, które wiedzą, że jeśli chcę im pomóc, to mam prawo skonsultować się z psychologiem, psychiatrą i wspólnie zastanawiamy się, jakie ta osoba ma problemy i jakie jest ich źródło: czy bardziej w przestrzeni duchowej, czy też bardziej w sferze zdrowia psychicznego. Bo też jedno nie wyklucza drugiego.
Ale nieustannie słyszymy o zagrożeniach czysto duchowych. One rzeczywiście są realne?
One są realne, ale przestrzegam przed łatwym demonizowaniem rzeczywistości, która nas otacza. Nie zgadzam się często na uproszczenia pojawiające się w przestrzeni internetowej.
Ma Ksiądz na myśli kwestię „furtek” dla szatana, czy też demonizowania przeróżnych bajek dla dzieci?
Tak, ale też relacji posługujących egzorcystów o tym, jak wypędzali złego ducha i wchodzili w nim dialog. Uważam, że to niczemu nie służy. Na pewno nie Panu Bogu. Ludzie oczekują dzisiaj sensacji duchowych i najlepiej by dla nich było, jakbym opowiadał, że ktoś na krześle fruwał pod sufitem, chodził po ścianach albo miał nadludzką siłę czy też przepowiadał przyszłość. Ale widząc z drugiej strony ogromne cierpienie tych zniewolonych osób, widząc ich wysiłek, jaki podejmują w nawróceniu, mogę to porównać do doszukiwania się czegoś ciekawego w zmianach ciała i organizmu na różnych etapach choroby nowotworowej. Może to dość śmiałe porównanie, ale faktycznie tak jest. Jak można z zainteresowaniem i ciekawością patrzeć, jak ktoś cierpi? Dlatego unikam takich kwestii i szczerze mówiąc, nie rozumiem niektórych egzorcystów, którzy mają takie parcie na szkło.
Być może tacy egzorcyści chcą zaaplikować swoim słuchaczom swego rodzaju terapię szokową, licząc na ich nawrócenie.
Rzekomo mielibyśmy być bardziej skuteczni, pokazując siłę złego ducha, albo to, jak sponiewiera i dręczy człowieka? Oczywiście, takie historie bardzo łatwo opowiadać, ale czy to służy nawróceniu słuchaczy? Szczerze wątpię. Dla mnie takim przekonującym argumentem są słowa św. Jose Marii Escrivy, założyciela Opus Dei, który w „Bruździe” napisał: „Mógłbym postępować lepiej, być bardziej zdecydowany, tryskać większym entuzjazmem… Dlaczego tego nie czynię? Ponieważ — wybacz moją szczerość —jesteś głupcem: diabeł wie zanadto dobrze, że najsłabiej strzeżoną bramą duszy jest głupota ludzka, próżność. Tamtędy atakuje całymi swymi siłami”.
Ktoś pewnie powie, że nie uprawia magii, czy nie jest satanistą i wobec tego nie musi się niczego obawiać. Rzeczywiście tak to działa?
To uproszczenie nie jest korzystne dla nikogo z nas. Nigdy nie daję zbyt łatwych odpowiedzi na tego tego typu pytania. Byłem u wróżki i czy to oznacza, że będę dręczony? Ustawiałem karty tarota i czy od razu siedzi za tym albo we mnie demon? Może tak być, ale nie musi. To też kwestia historii mojego życia i historii mojego grzechu. Ponownie mogę zastosować porównanie z medycyny. Jeśli ktoś nie przyjmie szczepionki, czy antybiotyku, ma osłabioną odporność i wtedy łatwo o złapanie infekcji. Tak samo jest z osobami, które nie prowadzą na serio życia duchowego i sakramentalnego, nie mają szczerej relacji z Bogiem. Wchodzą w takie rzeczy, bo muszą jakoś zapełnić pustkę i mogą być łatwym kąskiem dla złego ducha. Ale trzeba jednak postawić pytanie: czy zły duch w ogóle musi o nie walczyć? Jeśli ktoś jest totalnie zaniedbany duchowo, to i tak należy do niego, tylko diabeł nie lubi się afiszować i woli działać w ukryciu. Wydaje mi się, że warto poświęcić uwagę czemuś innemu. Nie tyle dramatyzować od razu nad tarotem, magią i wróżbami, bo to i tak jeszcze długa droga do nawrócenia dla takich ludzi, ale zauważyć, że bardziej niebezpieczne są pewne subtelne zagrożenia.
Subtelne zagrożenia? Co to znaczy?
Na przykład rozwody. Nie widzimy, jak wielki spustoszenie sieją w rodzinach. Kiedyś Fundacja Mamy i Taty przygotowała nieco prowokacyjną kampanię, która zachęcała do tego, by dostrzec te konsekwencje w rodzinie i w dzieciach. Okazuje się nawet, że im bardziej kulturalny rozwód, to dziecko zaczyna szukać winy w sobie.
Ale to również samotność i izolacja, co wiąże się na przykład z depresyjnością młodych osobowości. Świetnie ilustruje to film „Sala samobójców”. Gdy stajemy się obcy sami sobie, nie rozumiemy siebie, odrzucamy to, kim jesteśmy.
Jesteśmy też świadkami deptania fundamentalnego prawa do życia. Do tego to, co kiedyś przedstawiało określoną wartość, dziś straciło swój pierwotny sens. Autorytety zostały zastąpione przez medialną kreację „idola”, „celebryty”. Popularną postawą obecnie jest także metroseksualność - czyli wyzwolenie się od tradycyjnych ról i obowiązków przypisanych odpowiednio kobiecie i mężczyźnie, dla własnej przyjemności.
Ale takimi zagrożeniami są również pornografia, powszechna presja w pracy, fałszywy humanizm i samobójstwo. Zły duch nigdy nie zniewoli człowieka tak, żeby odebrać mu życie, ale będzie go podprowadzał pod taką decyzję. To jest najtrudniejsze w pomocy duchowej u osób faktycznie zniewolonych, że zły duch będzie natrętnie podpowiadał takie „rozwiązanie”.
Problemem jest także to, że my, chrześcijanie, jesteśmy coraz większymi ignorantami, nie pogłębiamy wiary i relacji z Panem Bogiem. Wymowny jest pewien obraz, na którym człowiek wykrzykuje Bogu: „Ile razy jeszcze razy mam powtarzać, że w Ciebie nie wierzę?!”.
Zaskoczył mnie tym Ksiądz. Wydawałoby się, że takie tematy - bardzo egzystencjalne - są już „oswojone”. Ale chciałbym też zapytać, jak bronić się przed takimi zagrożeniami dla naszego ducha? Odpowiedzią jest to, o czym Ksiądz już wspominał, czyli głęboka wiara i relacja z Panem Bogiem? Pewnie niektórzy się rozczarują, bo spodziewaliby się czegoś bardziej niezwykłego.
Tak, metoda jest najprostsza z możliwych – życie sakramentalne. Św. Jose Maria Escriva powtarzał, żebyśmy nie oczekiwali w życiu sytuacji heroicznych, że tylko wtedy doświadczymy Pana Boga. Można to przekuć na nasz temat i podkreślić, że nie należy oczekiwać, że Bóg będzie tylko w „fajerwerkach”, bo On jest przede wszystkim w naszej zwykłej codzienności. Cytowany już założyciel Opus Dei napisał z kolei w „Kuźni”: „Prosiłeś mnie o radę, jak odnosić zwycięstwo w swoich potyczkach, i odpowiedziałem ci: otwierając swą duszę, powiedz przede wszystkim to, czego byś nie chciał, aby inni wiedzieli. W ten sposób diabeł zostanie zawsze pokonany. - Otwórz swą duszę z jasnością i prostotą na oścież, by wstąpiło w nią, aż do ostatniego zakątka, słońce Miłości Bożej!”. To szczerość spowiedzi. Uważam, że egzorcyści mieliby mniej pracy, albo ludzie nie szukaliby za wszelką ceną egzorcysty, gdyby się po prostu szczerze spowiadali. A przecież spowiedź u zwykłego księdza, czy egzorcysty (który też jest zwykłym księdzem, to zawsze staram się podkreślać), niczym się nie różni.
Ale większe nadzieje i oczekiwania wiązalibyśmy jednak z „ekspertem”.
Sakrament pokuty jest o wiele cenniejszy niż sakramentalium, jakim jest egzorcyzm. Nie doceniamy tego, a okazuje się nieraz, że spowiedź niemal natychmiastowo rozwiązuje nasze problemy duchowe. Tylko musi być szczera. Bo diabeł nie lubi zdemaskowania i nienawidzi szczerości do bólu, wtedy zawsze jest na przegranej pozycji.
Rozmawiał Adam Kacprzak
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kosciol/443196-nasz-wywiad-zagrozenia-duchowe-egzorcysta-odpowiada