Głębokie poruszenie na całym świecie wywołał wydany 13 marca wyrok sądu w Melbourne. Sędzia Peter Kidd skazał na sześć lat więzienia za molestowanie seksualne dwóch nieletnich osób 77-letniego metropolitę Sydney, kardynała George’a Pella. Decyzja wywołuje jednak wątpliwości wielu wpływowych myślicieli katolickich w anglosaskim kręgu kulturowym, takich jak np. o. Raymond J. de Souza, George Weigel, Ed Pentin, Phillip Lawler czy Raymond Arroyo. Są to osoby zaangażowane w walkę z pedofilią wśród duchownych i nie uznające w tej sprawie żadnych kompromisów. W przypadku australijskiego hierarchy uważają jednak, że jest on niewinny i stał się kozłem ofiarnym.
Na czym opierają swą opinię?
Uporządkujmy fakty: w grudniu 2018 roku kardynał George Pell został uznany przez ławę przysięgłych winnym molestowania seksualnego w 1996 roku dwóch 13-letnich chłopców. 13 marca 2019 roku zapadł wyrok skazujący. Przez cały czas trwania procesu szczegóły oskarżenia były nieznane opinii publicznej, ponieważ sędzia Peter Kidd zakazał ich ujawniania, a proces toczył się za zamkniętymi drzwiami. Dopiero 12 marca, a więc w przeddzień ogłoszenia wyroku, sędzia zdjął klauzulę tajności i światło dzienne mogły ujrzeć okoliczności domniemanego przestępstwa, jakiego miał się dopuścić australijski hierarcha.
Jak wyglądały szczegóły procesu? Prokuratura stanu Wiktoria oskarżyła kardynała Pella, że w 1996 roku, gdy był arcybiskupem w Melbourne – zamiast żegnać ludzi po skończonej Mszy w katedrze św. Patryka, jak to miał w zwyczaju – udał się do zakrystii, gdzie nakrył na gorącym uczynku dwóch chórzystów, którzy samowolnie opuścili procesję i po kryjomu pili mszalne wino. Tam miał ich gwałcić, dokonując – jak to ujął prokurator – „penetracji ustnej”. Wszystko miało trwać sześć minut. Chłopcy nikomu o tym nie mówili. Jeden z nich zdecydował się zgłosić do prokuratury dopiero w 2016 roku.
Obrońca Robert Richter odpowiadał, że nie ma żadnych dowodów na popełnienie przestępstwa przez kardynała, a oskarżenie opiera się na jednym świadectwie, które jest niewiarygodne. Zakrystia po niedzielnej Mszy w katedrze zawsze pełna jest kręcących się ludzi i przypomina rój pszczół w ulu. Nawet jeśli nikogo tam wtedy nie było – co jest mało prawdopodobne – to w samym kościele przebywa wówczas zazwyczaj kilkadziesiąt osób. W każdej chwili ktoś z nich mógł wejść do zakrystii, ponieważ drzwi nie były zamknięte. Mógł też zjawić się zakrystianin, któryś z ministrantów lub księży. Tylko szaleniec próbowałby zgwałcić dwóch chłopców w zakrystii zaraz po niedzielnej uroczystej Mszy, ryzykując nakrycie na gorącym uczynku, twierdził obrońca.
Na podstawie relacji byłego chórzysty oskarżającego kardynała udało się ustalić, że w grę mogły wchodzić tylko dwie daty: 15 lub 22 grudnia 1996 roku. Mistrz ceremonii w katedrze ks. Charles Portelli zeznał, że zawsze po niedzielnej Mszy towarzyszył Pellowi, pomagając mu m.in. zdejmować arcybiskupie szaty i nie pamięta, aby zostawiał go samego w zakrystii. W odpowiedzi prokurator powołał się na fakt, że ks. Portelli pali 20 papierosów dziennie i mógł wtedy wyjść na sześć minut na dwór, by zapalić. Ceremoniarz zaprzeczył jednak, by kiedykolwiek po Mszy wychodził na papierosa, zanim nie wypełni powierzonych mu obowiązków wobec swego zwierzchnika.
Były chórzysta zeznał też, że Pell przed całym zajściem szybkim ruchem odchylił szatę, by się obnażyć. Później zmienił wersję, twierdząc, że dostojnik całkowicie odsunął szatę na bok. Obrona argumentowała, że ani jedno, ani drugie nie jest fizycznie możliwe, ponieważ szaty arcybiskupie nie posiadają takich wycięć ani otworów. Gdyby hierarcha chciał dokonać gwałtu, musiałby najpierw zdjąć ubranie przez głowę, a tego – zgodnie z zeznaniami – nie uczynił.
Poza tym okazało się, że drugi ze zgwałconych rzekomo chłopców zmarł w 2014 roku z powodu przedawkowania heroiny, jednak przed śmiercią zdążył wyznać swojej matce, że nigdy nie był wykorzystywany seksualnie.
Pierwszy proces kardynała Pella zakończył się we wrześniu 2018 roku. Były chórzysta składał wówczas zeznania osobiście przed ławą przysięgłych. Ci uznali jego relację za kompletnie niewiarygodną. W rezultacie 12-osobowa ława przysięgłych stosunkiem głosów 10:2 uznała niewinność dostojnika.
Wkrótce doszło jednak do kolejnego procesu. Tym razem przysięgli nie mieli okazji osobiście przesłuchać oskarżającego, zapoznając się jedynie z jego zeznaniami złożonymi za pierwszym razem. Nie dostali więc szansy zobaczenia go na żywo i bezpośredniego zweryfikowania jego twierdzeń. W grudniu uznali winę kardynała.
Dla zrozumienia sprawy ważne są okoliczności, w jakich doszło do wydania wyroku. Otóż w 2013 roku policja w stanie Wiktoria rozpoczęła operację pod kryptonimem „Tethering” mającą na celu zebranie informacji na temat kardynała Pella pod kątem pedofilii, mimo że nie było wówczas żadnych skarg przeciwko niemu. Przez cztery lata poszukiwano osób, które mogłyby świadczyć przeciwko niemu, że były seksualnie wykorzystywane. Policja zamieszczała nawet ogłoszenia w prasie wzywające wszystkich, którzy mogli być molestowani w katedrze w Melbourne, by zgłaszali się ze swoimi zeznaniami.
Od tamtego czasu kardynał Pell pozostawał dla australijskich mediów lewicowych i liberalnych wrogiem publicznym numer 1. Przedstawiany był wręcz jako wcielenie absolutnego zła w Kościele katolickim. Nie było niemal tygodnia, by nie ukazywały się krytyczne teksty na jego temat. Już wcześniej był on nielubiany i atakowany z powodu swej wierności nauce Kościoła oraz bezkompromisowego stanowiska w sprawie aborcji, eutanazji czy homoseksualizmu, jednak po wybuchu afery napaści na niego nasiliły się.
Większość mediów uznała go winnym, zanim jeszcze zapadł wyrok i zanim opinia publiczna poznała utajnione przez sędziego szczegóły oskarżenia. Przesądzano więc o jego winie, nie znając żadnych faktów na temat domniemanego przestępstwa. Gdyby te ukryte okoliczności były powszechnie znane w trakcie rozprawy, zapewne stałyby się przedmiotem wielu analiz i dyskusji. Z pewnością też podważano by ich wiarygodność, tak jak robi to obecnie wielu komentatorów religijnych i politycznych.
Po zapoznaniu się ze szczegółami oskarżenia wzięło bowiem kardynała Pella w obronę wiele osób, zarówno duchownych, jak i świeckich. Na przykład popularny felietonista australijski Andrew Bolt napisał, że choć nie jest katolikiem, ani nawet chrześcijaninem, to musi uczciwie przyznać, że przytłaczające dowody świadczą o niewinności hierarchy i według niego skazany dostojnik nie jest wcale pedofilem, lecz kozłem ofiarnym.
Co ciekawe, to kardynał Pell był pierwszym biskupem w Australii, który wszczął w swej diecezji procedury mające na celu ochronę dzieci, demaskowanie sprawców pedofilii oraz finansowe zadośćuczynienie dla ofiar. Kiedy pojawiły się oskarżenia przeciwko niemu, natychmiast zdecydował poddać się surowym procedurom, które sam wcześniej ustanowił. Powtarzał, że nie może doczekać się procesu, ponieważ chciałby jak najszybciej oczyścić się z nieprawdziwych zarzutów.
Warto w tym kontekście przypomnieć, że także w Australii w maju 2018 roku sąd skazał arcybiskupa Philipa Wilsona z Adelaide na rok aresztu domowego za tuszowanie skandalu pedofilskiego. Hierarcha utrzymywał, że jest niewinny i nie chciał podać się do dymisji. Pod presją innych biskupów, premiera Australii oraz Watykanu został jednak zmuszony do ustąpienia. Kilka miesięcy później sąd drugiej instancji oczyścił go z zarzutów i uniewinnił.
Katoliccy publicyści podkreślają, że wyrok skazujący Wilsona w pierwszej instancji byłby niemożliwy bez nieustannej nagonki medialnej na niego, która utrwalała jego rzekomą winę w świadomości społecznej. Ataki na Wilsona były natomiast dziecięcą igraszką w porównaniu z kampanią medialną wymierzoną w Pella.
Watykanista Ed Pentin zwraca uwagę, że – zanim pojawiły się oskarżenia przeciw australijskiemu purpuratowi – sprawował on ważną funkcję w Watykanie jako prefekt Sekretariatu ds. Gospodarczych, a więc nadzorował finanse i administrację w Stolicy Apostolskiej. Powierzono mu ten urząd z zadaniem, by wykorzenił tam korupcję i skończył z aferami finansowymi. Wierzono w jego skuteczność , ponieważ miał opinię buldożera, który nie cofa się przed niczym. Nie zdążył jednak zaprowadzić nowych porządków, ponieważ musiał wracać do Australii na proces. Pentin przyznaje, że w Rzymie spekuluje się, iż kardynał padł ofiarą spisku.
Podobnie uważa inny wpływowy watykanista Marco Tosatti, który pisze, że Pell miał nad Tybrem wielu wrogów, zarówno wśród duchownych, jak i świeckich. Obie strony zarzucały mu hamowanie doktrynalnych i duszpasterskich reform, ponieważ bronił tradycyjnego nauczania Kościoła przed liberalnymi i modernistycznymi pomysłami. W tym kontekście Tosatti przytacza zdanie, jakie – jak mówi – często słyszy dziś w Rzymie: „armaty strzelają w Australii, ale kule odlewane są w Watykanie”.
Sam George Pell nieustannie podtrzymuje swą niewinność i zamierza dalej dochodzić sprawiedliwości. Sprawa będzie miała więc zapewne swój ciąg dalszy.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kosciol/438302-czy-kardynal-pell-jest-niewinny-i-stal-sie-kozlem-ofiarnym