Poznałem go jeszcze pod koniec lat 1970., gdy nie był żadną postacią kontrowersyjną, lecz księdzem-prawnikiem, jednym z pracowników krakowskiej Kurii Metropolitalnej. Pewne kontrowersje wokół jego osoby rozpoczęły się w połowie lat 1990. – był już wówczas biskupem pomocniczym nowej diecezji sosnowieckiej, ale tylko de nomine, bowiem został prawie od razu sekretarzem generalnym Konferencji Episkopatu Polski, co jest pracą cało etatową w Warszawie, na Sosnowiec czasu więc nie było. Jeszcze stosunkowo młody, wykształcony, ale niedoświadczony – pomyślało wielu – łatwo będzie nim kierować. Łatwo nie było. Inteligentny, błyskotliwy w odpowiedziach, a przede wszystkim niebywale ambitny, nie wiem, czy poza papieżem, zwłaszcza Ojcem Świętym Janem Pawłem II, uznawał kogoś ponad sobą w hierarchii kościelnej. W każdym razie z prymasem Polski kard. Józefem Glempem był w stałym konflikcie. Kiedy w 1995 r. przygotowywałem pewne kościelne projekty medialne i mieszkałem kilka tygodni w siedzibie KEP, obserwowałem jak iskrzyło niemal każdego dnia na linii Skwer Kard. Stefana Wyszyńskiego (siedziba KEP) – Miodowa (ówczesna siedziba Prymasa). Trzeba jednak przyznać, że obaj potrafili utrzymać ten konflikt w ryzach, na zewnątrz niewiele się przedostawało. Bez większego problemu byli w stanie dobro Kościoła przedłożyć ponad osobiste ambicje.
CZYTAJ WIĘCEJ: Nie żyje biskup Tadeusz Pieronek. „W wieku 84 lat odszedł do Domu Ojca”
Bp Tadeusz Pieronek jako sekretarz generalny KEP rozwinął do niespotykanych wcześniej rozmiarów kontakty z mediami, był przez nie rozchwytywany. Nic dziwnego: elokwentny, zorientowany w każdej sprawie, dynamiczny - prezentował się świetnie tak przed kamerą, jak i przed mikrofonem. Mówiono o nim, że ma parcie na szkło. Na pewno miał, ale wówczas działo się to z korzyścią dla wiernych i Kościoła. Pamiętajmy, że to był jednak inny czas; wszystkich nas jednoczył Ojciec Święty – większość swym niebywałym autorytetem i charyzmą, pozostałych obawą przed Jego surowym napomnieniem, co oznaczało dużo minusowych punktów w przestrzeni publicznej – społeczeństwo nie było tak spolaryzowane, a mass media nie tak antypolskie i antykościelne. Dlatego np. machało się ręką na skumplowanie się biskupa Pieronka z Michnikiem. Gdybyśmy wiedzieli, co się stanie z niektórymi ludźmi, gdy umrze polski papież, pewnie nikt z nas nie byłby wówczas taki tolerancyjny…
Miał swoje pomysły, głównie dotyczące nowoczesnego duszpasterzowania, zresztą bardzo dobre, jednak z ich realizacją było już gorzej. Przewidywał nadchodzącą siłę internetu, domagał się już w połowie lat 1990. rozwinięcia poczty mailowej nie tylko wśród biskupów, ale w każdej parafii. Marzył o wielkim radiu o profilu katolickim, choć może nie o charakterze modlitewnym; tu zderzył się z o. Tadeuszem Rydzykiem, którego wysiłków nie doceniał (od 1991 działało już i prężnie się rozwijało Radio Maryja). Przyjął koncepcję zjednoczenia w jeden, silny organizm katolickich wiele rozgłośni lokalnych. Idea ta okazała się tylko z pozoru słuszna, bowiem nie zjednoczono ani sił producenckich, ani nie zdobyto reklam koncernów i korporacji. To ostatnie okazało się niemożliwe, bowiem już wtedy rodzące się domy mediowe w Polsce przechodziły w ręce zagraniczne, wrogie Kościołowi i całej prasie prawdziwie polskiej, szczególnie katolickiej. A mniejsze rozgłośnie, niektóre bardzo dobre, jak np. krakowskie Radio Mariackie, mogłyby sobie poradzić na lokalnym rynku – cóż skoro już je przekazano w niebyt, do enigmatycznej centrali. Wielkim sukcesem miała być Katolicka Agencja Informacyjna, o której powstanie bardzo zabiegał bp Pieronek i który mianował funkcjonującego do dziś szefa tej instytucji. I znów pomysł był świetny – realizacja chybiona. Od lat KAI nie jest żadną poważną konkurencją na rynku mediowym, skostniały, hermetyczny.
Bp Tadeusz Pieronek był pewny w 1998 r., że zostanie ponownie wybrany na sekretarza generalnego KEP – przegrał jednak wybory paroma głosami. Podobno zaszkodził mu spór z o. Rydzykiem. To był szok dla jego psychiki i potężny cios dla jego ambicji. Wkładał w swoją pracę dużo serca, bez dwóch zdań, teraz zaś uznał się za przegranego. To był, moim zdaniem, przełomowy moment w jego życiu, skutkujący także późniejszymi różnymi ekstremalnymi wypowiedziami medialnymi; chciał pokazać, że coś jeszcze w Polsce znaczy, że jego opinia jest ważna, że są tacy, którzy go nagłośnią i tacy, którzy go posłuchają.
Został co prawda na dwie kadencje rektorem Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie, jeszcze nawet nie uniwersytetu, to jednak w ogóle nie odpowiadało jego ambicjom. Może szkoda, że Kościół polski nie wykorzystał jego talentów, nie wyznaczył mu jakiejś większej roli do odegrania; na pewno by sobie poradził z dużymi zadaniami. Sądzę również, że wówczas lewactwo nie miałoby z niego tyle pociechy. Z czasem stawał się zgorzkniały, nie umiał wyciszyć się, gdy była taka potrzeba – w Kościele to duży błąd.
Był zbyt inteligentny, żeby nie wiedzieć, iż w tych czasach za istnienie medialne trzeba płacić – swą postawą. Niestety poszedł na to. To, że ostro oceniał polityków z prawej strony, wszak mniej lub bardziej sympatyzujących z Kościołem, to mniejszy problem, gorzej, iż nie widział błędów, a nawet zdrady politycznych miłośników brukselskiej i berlińskiej hegemonii. Z wiekiem postawa jego robiła się coraz bardziej skrajna, powiedziałbym nawet zajadła. Dla mnie, człowiek, który go znał blisko 40 lat, niemiłym bardzo zaskoczeniem była postawa antynarodowa – na stare lata okazana (np. w maju ub. roku na łamach dziennika Rzeczypospolita). Na szczęście nie posuwał się do końca w akceptacji swoich sojuszników politycznych, tak jak robi to np. Tygodnik Powszechny i publikujący w nim ludzie Kościoła, nie posunął się do akceptacji genderowych rozwiązań dla rodziny i szkoły, jak wiemy niemal przeklął tzw. małżeństwa jednopłciowe. Gadzinówki nie mogły tego puścić płazem i musiał odpokutować potępienie dewiacji karencją na łamach lewackich i wydawanych po polsku niemieckich mass mediów. Teraz zmarł. Odszedł do Pana. I dziś wszyscy, którzy piszą o nim, czynią to głównie z punktu widzenia właśnie ostatnich lat, lat ekstremalnych w jego życiu. Było to jednak życie znacznie bogatsze i ciekawsze niż okres senioralny urozmaicany medialnymi wyskokami. Podejmowanie się wartościowania jego życia nie ma dziś sensu; niech się tłumaczy przed Panem, jeślim uzna On to za potrzebne. My natomiast możemy i powinniśmy analizować, wyciągać wnioski z biografii bpa Pieronka, jest ona bowiem symptomatyczna dla ostatniego ćwierćwiecza naszego kraju.
Leszek Sosnowski
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kosciol/427397-leszek-sosnowski-bp-pieronek-z-wiekiem-zgorzknial