Jeśli dotrze do samej istoty naszego życia z miłością, szacunkiem do drugiej osoby, do początków życia i jego końca, to odkryjemy, że w tym wszystkim rozgrywa się coś, co jest najbardziej sensorodne dla człowieka. Bo inaczej utopimy się w konsumpcjonizmie i po Świętach będziemy ludźmi wyłącznie przejedzonymi
— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl ks. dr hab. Robert Skrzypczak, teolog, psycholog i duszpasterz akademicki. Autor wielu cenionych publikacji.
wPolityce.pl: Proszę Księdza, Święta Bożego Narodzenia są w naszej kulturze i tradycji niezwykle ważne. Dlatego warto zadać proste – może i banalne – pytanie o fundament tych świąt, bo jednak rzeczy proste tak często nam umykają: Jak istotne dla człowieka jest to, że Bóg stał się jednym z nas?
Ks. Robert Skrzypczak: Jest to fundamentem wiary chrześcijańskiej i sednem Dobrej Nowiny - Bóg przyszedł objawić siebie samego w oparciu o dwa najważniejsze wydarzenia historyczne. Pierwsze, to fakt wcielenia się. Odwieczne Słowo Boga, Druga Osoba Trójcy Świętej przyjmuje postać człowieka, staje się dzieckiem zrodzonym przez kobietę. A drugim wydarzeniem, którym doprowadza do finału swoją autoprezentację, jest tajemnica paschalna – zmartwychwstanie Chrystusa. Są to dwie noce, podczas których Bóg dokonał najważniejszych interwencji w życiu ludzi. Pod osłoną pierwszej nocy Chrystus narodził się w Betlejem, pod osłoną drugiej pokonał śmierć. Proszę zauważyć, że wiara chrześcijańska opiera się na faktach historycznych. Bóg pojawił się konkretnym miejscu, konkretnej rodzinie (tak jak nasze życie jest zbudowane z konkretów), jako dziecko, które potrzebuje pomocy, jako ktoś zależny od innych ludzi. W ten sposób przenika swoją mocą nasze relacje – miłości, współczucia, noszenie pomocy, ale często i zależności - aby uczynić je nowymi. Jest to również wyrazem pewnej czułości Pana Boga, że On - ogromny, bezmierny - przyjmuje miarę człowieka, żeby nas nie przytłoczyć swoją wielkością, ale dostosowuje się do naszej percepcji przyjmowania Go, w ten sposób rozpoczynając drogę naszego wewnętrznego rozwijania się.
Niegdyś podkreślano wyjątkowo, że wcielenie się Jezusa wydarzyło się po to, aby człowiek mógł stać się bogiem. Chrystus wstępuje w naszą rzeczywistość, by ją przekształcić do tego stopnia, że odzyskujemy pełnię naszego powołania, to znaczy – jesteśmy zaproszeni, aby stać się synami Boga. I to może dokonać się tylko dzięki Chrystusowi, Jego wcieleniu i tego, że to sam Bóg interweniuje jako pierwszy, zaskakuje nas swoją propozycją. Człowiekowi, który swoje szczęście, swoją celowość życia buduje w oparciu tylko o ludzki wymiar, Bóg proponuje wymiary boskie.
Gdy opowiadał Ksiądz o dwóch najważniejszych nocach w naszej wierze, przypomniało mi się pewne dzieło malarskie, które można zobaczyć w Muzeum Diecezjalnym w Płocku – obraz „Madonny Arabskiej”. Przedstawia on Maryję w arabskich szatach, która klęcząc z czułością nad małym Jezusem, zasłania Go przed palącym słońcem. Ale dwie rzeczy przykuwają naszą uwagę. Dzieciątko leży na pieluszce z rozłożonymi rękami, jak to często robią małe dzieci, ale wydaje się być to odniesieniem do przyszłego ukrzyżowania. I dookoła tych postaci jest wyłącznie pustynny piasek…
Dlaczego o tym wspominam? Bo dla większości z nas święta bożonarodzeniowe kojarzą się z pewną magią, rodzinną sielskością, prezentami, bogactwem ozdób, pięknem kolęd. Czy jednak nie zatraciliśmy w sobie tego aspektu surowości i też pewnego dramatyzmu, jaki towarzyszył narodzinom Jezusa (w biedzie, w trudnych warunkach), co przypomina właśnie wspomniany obraz? W końcu papież Benedykt XVI przypominał, że Boże Narodzenie to nie bajka, ale pewna opowieść skandaliczna.
Zacznijmy od tzw. inkulturacji wydarzenia Bożego Narodzenia. Każda epoka i strefa kulturowa miała swój sposób jego wyrażania. Chrześcijanie z Bliskiego Wschodu mają swoje wyobrażenia Jezusa, które dotykają np. pustyni i piasku, co ukazuje ludzką kruchość. W naszym obszarze kulturowym cywilizacji zachodniej korzystamy z obrazu, jaki wniósł w nasze życie św. Franciszek z Asyżu – szopka, sianko, zwierzęta, sielskość oraz rodzinność. Pierwotne rozumienie tajemnicy wcielenia było jednak bardziej egzystencjalno-duchowe, można powiedzieć, antropologiczne. Antyczne wyobrażenia Maryi, która przynosi na świat Jezusa, to nie kobieta z Dzieciątkiem na ręku, czy pochylona nad Nim w żłóbku, jak się do tego przyzwyczailiśmy, lecz nosząca wzrastającego Chrystusa wewnątrz w swoim łonie, czy na miejscu ludzkiego serca, w postawie uwielbienia, czyli człowieka, który jest w relacji z niebem. To jest tajemnica człowieka, który przyjmuje Chrystusa poprzez głoszony kerygmat - Dobrą Nowinę, która gdy spotyka się z naszym posłuszeństwem wiary, doprowadza do poczęcia się w nas życia Chrystusa. Pierwsi chrześcijanie rozumieli tę tajemnicę, że Boże Narodzenie dokonuje się głęboko w naszym życiu. Natomiast cały ten przerost wyobrażeń złóbkowo-pastuszkowo-siankowy spowodował, że Święta pozostają często dekoracją na zewnątrz, nie dotykają aż tak naszego życia, odrywają się od swojej istoty i prowokują co najwyżej tylko wzmożoną konsumpcję.
W ubiegłym roku, gdy byłem w Strasburgu na głoszeniu rekolekcji adwentowych, to widziałem ustawiony w centrum tego miasta, które jest symbolicznym sercem Europy, kiermasz z szopkami świątecznymi. Celowo nie mówię bożonarodzeniowymi, bo w żadnej z nich nie było figur ewangelicznych - Maryi, Józefa, a nawet Dzieciątka Jezus. Obecne szopki są zasilane przez wytwory zbiorowej wyobraźni, a więc były pełne reniferów, czy też postaci z bajek Disneya. W wielu miejscach mamy do czynienia z próbą kontestacji, czy usuwania szopek, a nawet przemianowania Świąt Bożego Narodzenia na ”święta zimowe”. To typowy symptom tego, że Święta oderwały się od życia ludzkiego. Jakby człowiek nie spodziewał od nich niczego, jak tylko konsumpcji i relaksu.
Mówi Ksiądz o Strasburgu i Europie. Ale czy pewne symptomy tej postępującej sekularyzacji nie są już widoczne i na polskim podwórku? Głośno było ostatnio chociażby o spotkaniu wigilijnym pewnej rady miejskiej, gdy radni protestowali przeciwko jego religijnemu charakterowi i dzieleniu się opłatkiem. Pojawiło się więcej podobnych historii.
Dla mnie jest tylko przejawem dominacji politycznej poprawności. Nawet jeśli na jakimś opłatku, czy pewnego rodzaju bożonarodzeniowego spotkania w radzie miejskiej, czy w firmie, 90 proc. jego uczestników akceptuje kontekst ewangeliczny, to gdy jest tam 10 proc., a nawet 1 proc. ludzi, którzy to kontestują, to polityczna poprawność każe skupić uwagę na tej mniejszości. Ale myślę, że jesteśmy obecnie w takiej fazie, że powinniśmy wziąć w obronę nasze symbole i treść chrześcijańskiego przesłania. Obronę nie poprzez wpisywanie się w polityczną poprawność, gdy zaakceptowany zostanie ten, kto głośniej krzyczy. Tylko potrzeba wrócić do istoty sprawy i zapytać, co nam przynosi Boże Narodzenie. Bo ono jest jak herold, anioł, który zwiastuje nam Dobrą Nowinę, można by powiedzieć - pewien prezent.
Pamiętam, jak mój ojciec miał taki zwyczaj, że gdy dostawał prezent, to nie otwierał go od razu, a dopiero po jakimś czasie. Denerwując oczywiście wszystkich wokół, dlaczego nie interesuje go, co jest w środku. Znam też niektóre starsze osoby, które odkładały otrzymane prezenty i nigdy nie zaglądały do środka. I coś takiego może stać się z nami. Na Boże Narodzenie będziemy patrzeć poprzez pewien czar, magię. Święta to będzie Kevin, narty i przygotowania do sylwestra. Straciliśmy tę wspomnianą istotę sprawy, nie wsłuchując się w najważniejsze przesłanie tego „anioła” - Dobrej Nowiny.
Czyli? Jakie jest to najważniejsze przesłanie?
To przede wszystkim kerygmat, o którym mówiłem na początku naszej rozmowy. Odwieczny Bóg, który zamieszkuje niedostępne dla człowieka sfery rzeczywistości, postanowił przedstawić się człowiekowi. Więcej! Zaproponować relację.
Ale chciałbym dodać coś jeszcze. Boże Narodzenie ma za sobą kontekst wielkiego, długowiecznego oczekiwania – oczekiwania na Mesjasza. I ono do dzisiaj kontynuuje się w pewnej tęsknocie w ramach narodu żydowskiego za jego pojawieniem się. Żydzi kiedyś wyobrażali sobie, że Mesjasz przyjdzie jako wielki wojownik, czy król. Dziś większość z nich ma intuicję, że jeśli się pojawi, to jako dziecko, że przejdzie przez łono jakiejś kobiety. Opowiem przy tym pewną anegdotę żydowską. Kobieta zgłasza się do urzędu, by prosić o zapomogę, bo jest w szóstej ciąży. Zbulwersowany urzędnik powiedział: „Jaka zapomoga?! Idź usunąć to dziecko!”. I ta kobieta, wyraźnie zdziwiona patrzy na niego i odpowiada: „Jak to usunąć? A jeśli to jest Mesjasz?”. Chrystus przychodzi poprzez coś najistotniejszego dla człowieczeństwa, a tym czymś jest „Kochaj”, a to znaczy - dać życie drugiemu. Czasami opowiadam, że jestem bardzo wdzięczny za to, że moi dziadkowie byli otwarci i wrażliwi na życie. Moja mama przyszła na świat jako trzynaste dziecko i gdyby moi dziadkowie mieli mentalność odpowiadającą większości dzisiejszych ludzi, którzy traktują przyjęcie trzeciego dziecka jako objaw niesamowitego heroizmu, to bym nigdy nie miał szans zaistnienia.
Boże Narodzenie to także coś, co przechodzi przez ludzkie ściśnięte serce i zawężoną wyobraźnię. Jeśli pan mnie pyta o sekularyzację, to można zapytać: czym ona jest? Właśnie syndromem ściśniętego serca i awitaminozy, czyli braku witaminy „M”… Można obdarzać się prezentami, a nie potrafić kochać, dawać życie.
Mówi Ksiądz o miłości, dzieciach i dawaniu życia. Ale cywilizacja śmierci rozrasta się w zatrważającym tempie. Czy Boże Narodzenie powinno być dla nas znakiem tego, że potrzeba bronić życia i o nie walczyć?
Oczywiście, tak. Ale nie wystarczy tutaj sama walka na poziome politycznym. Bogu dzięki za wszystkie kraje, w których życie jest otoczone ochroną prawną. Dzisiaj wielu z nas stało się wręcz bojownikami sprawy Konstytucji. Czasami jako ksiądz wpadam w pewien nastrój Martina Luthera Kinga: „I have a dream”. Chciałbym, żeby ludzie tak walczyli o Dekalog i Osiem Błogosławieństw, jak walczą o zapisy Konstytucji… Ale ja to akceptuję, bo przecież w naszej Konstytucji jest zapisane, że życie ludzkie jest chronione prawem od momentu poczęcia aż do naturalnej śmierci. Chciałabym też zapytać, czy ci wszyscy ludzie, którzy domagają się szacunku dla Konstytucji, domagają się także respektu wobec tego zapisu? Czy także wobec innego pięknego zapisu o małżeństwie, jako uprzywilejowanym, chronionym prawnie związku między jednym mężczyzną i jedną kobietą?
Boże Narodzenie z całą swoją prostotą przychodzi też po to, żeby wyczyścić pojęcia. Mamy bowiem do czynienia z ich zaburzeniem. w ogóle jesteśmy zagubieni. Mam takie przekonanie, że jesteśmy poddani wtórnej fali uderzeniowej rewolucji seksualnej. Wszystko jest wywrócone do góry nogami. To, co jeszcze niedawno było uznawane za grzech śmiertelny i budziło w ludziach potrzebę pokuty, teraz uznawane jest za zdobycz cywilizacji, czy prawo jednostki. Natomiast to, co było do niedawna cnotą, czyli drogą szczęściorodną, dzisiaj jest kontestowane, albo wyśmiewane. Tak jest z czystością przedmałżeńską, dziewictwem, respektem wobec ciała drugiego człowieka.
Podsumowując, Boże Narodzenie kryje w sobie wiele „bogactwa”…
Ono może być jak antybiotyk. Jeśli dotrze do samej istoty naszego życia z miłością, szacunkiem do drugiej osoby, do początków życia i jego końca, to odkryjemy, że w tym wszystkim rozgrywa się coś, co jest najbardziej sensorodne dla człowieka. Bo inaczej utopimy się w konsumpcjonizmie i po Świętach będziemy ludźmi wyłącznie przejedzonymi.
Rozmawiał Adam Kacprzak
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kosciol/426936-co-jest-istota-bozego-narodzenia-ks-skrzypczak-tlumaczy
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.