Najważniejszym wydarzeniem IX Światowego Spotkania Rodzin w Dublinie – do momentu przylotu tam Franciszka – stał się wykład amerykańskiego jezuity, konsultora watykańskiego Sekretariatu ds. Komunikacji, ks. Jamesa Martina poświęcony relacjom między katolikami a przedstawicielami środowisk LGBT.
O tym, że dublińskie spotkanie może zostać wykorzystane do promocji ideologii LGBT, media katolickie na świecie alarmowały już od dawna. Wystarczyło tylko spojrzeć na listę prelegentów lub przeczytać teksty irlandzkich biskupów, którzy mianem rodziny objęli również związki gejowskie. Pisałem o tym na portalu wPolityce miesiąc temu:
CZYTAJ WIĘCEJ: Światowe Spotkanie Rodzin w Irlandii otwarte także dla par jednopłciowych
Ks. James Martin nie zawiódł oczekiwań. Przede wszystkim stwierdził, że homoseksualiści „tacy się urodzili”. Dla człowieka wierzącego jest to równoznaczne z twierdzeniem, że „takimi stworzył ich Bóg”. Amerykański jezuita powiedział w Dublinie:
Niestety, wielu ludzi wciąż wierzy, że ludzie wybierają swoją orientację seksualną, mimo świadectw niemal każdego psychiatry i biologa – a co najważniejsze – przeżytego doświadczenia osób LGBT. Nie wybiera się swojej orientacji czy tożsamości płciowej, tak jak nie wybiera się leworęczności. To nie jest wybór.
Powyższe słowa są bardziej wyrazem wiary ks. Jamesa Martina niż odzwierciedleniem wiedzy naukowej. Otóż – wbrew temu, co twierdzą aktywiści LGBT – nie ma żadnego dowodu, że homoseksualizm jest zjawiskiem bądź wrodzonym, bądź dziedzicznym, bądź uwarunkowanym genetycznie lub hormonalnie. Nauka nie potwierdza tego. Nowojorski psychiatra Lawrence Hatterer uważa takie teorie wręcz za dziewiętnastowieczne.
Wiele badań wykazało, że nie ma wrodzonego homoseksualizmu. Najbardziej znane są obserwacje profesorów J. D. Rainera i W. H. Perloffa, który wykluczył wpływ hormonów na powstawanie homoseksualizmu, klasyfikując go jako „zjawisko czysto psychiczne”. Nawet tak życzliwi wobec ruchu gejowskiego seksuologowie jak Masters i Johnson stwierdzili, że źródłem homoseksualizmu są „nabyte preferencje”.
Co jakiś czas światową prasę obiega co prawda „news”, że właśnie odkryto „gen homoseksualizmu”, ale za każdym razem okazuje się to nieprawdą. Ani jedna z sensacyjnych i nagłaśnianych przez media informacji o odkryciach biologicznych źródeł homoseksualizmu, nie została potwierdzona naukowo. Tak było z pracą Simona LeVay’a, który ogłosił, że za zachowania homoseksualne odpowiedzialna jest grupa neuronów o nazwie INAH3 znajdująca się w podwzgórzu mózgowym. Tak było z tezą Johna M. Baileya i Richarda Pillarda, głoszącą istnienie genu odpowiedzialnego za zachowania homoseksualne. Tak było z teorią Deana Hamera, który doniósł, że źródłem homoseksualizmu jest szczególna sekwencja genetyczna wewnątrz chromosomu Xq28. Wszyscy ci naukowcy musieli się z czasem wycofać ze swoich twierdzeń.
Te domniemane odkrycia łączyło to, że zostały nagłośnione przez media jako niemal naukowe pewniki. W ten sposób utrwalały one w opinii publicznej obraz homoseksualizmu jako zjawiska zdeterminowanego przez czynniki biologiczne. Ale łączyło te badania jeszcze coś bardzo ważnego: ich autorzy – Simon LeVay, John M. Bailey i Dean Hamer – to zdeklarowani homoseksualiści. Ich tezy szybko i skwapliwie podchwytywanie były i rozpowszechniane przez lobby gejowskie.
Równie chętnie kolportowano też teorie B.A. Glaudego, że o skłonnościach homoseksualnych decydują hormony, czy tezy Laury Allen i Roberta Gorskiego, że za orientację tą odpowiedzialne jest spoidło przednie czyli wiązka włókien nerwowych łączących płaty czołowe mózgu. Oba te twierdzenia również zostały później przez naukę obalone.
Z drugiej strony istnieje wiele udokumentowanych przypadków dotyczących chłopców, którzy zostali w wieku dojrzewania uwiedzeni przez starszych mężczyzn i dopiero po tym doświadczeniu stali się homoseksualistami. Wiele o mechanizmach powstawania tej orientacji mogą powiedzieć też psychoterapeuci, którzy przeprowadzają udane terapie przeprowadzania osób o skłonnościach homoseksualnych do osiągnięcia stanu trwałej zdolności do zawarcia stałego związku heteroseksualnego.
Dlaczego więc środowiska gejowskie, chociaż nie ma żadnego dowodu naukowego na wrodzony charakter homoseksualizmu, przedstawiają tę hipotezę jako naukowy pewnik? Dlaczego głosi się, że homoseksualizm jest uwarunkowany biologicznie a nie środowiskowo? Że jego źródeł należy szukać w genach lub hormonach, a nie w procesie dojrzewania i wychowania?
Odpowiedź jest prosta. Jeśli orientacja homoseksualna nie jest wrodzona, lecz nabyta, to wówczas osoba o tego typu skłonnościach może próbować zmienić swoje seksualne preferencje. I odwrotnie: uznanie homoseksualizmu za zjawisko wrodzone odrzuca możliwość jakiejkolwiek terapii. Ma ono jednak jeszcze jeden, o wiele dalej idący, skutek. Otóż stawia ono tą orientację seksualną nie tylko poza wszelką krytyką, ale nawet poza jakąkolwiek dyskusją. Nie można bowiem krytykować kogoś z powodu tych składników jego tożsamości, które nie są wybierane, lecz przyrodzone. Można krytykować kogoś za światopogląd, preferencje czy zachowania, które nie są wrodzone, ale nie można za płeć czy kolor skóry. Kiedy więc geje mówią: „tacy się urodziliśmy” lub „Bóg nas takimi stworzył”, to w rzeczywistości stawiają się poza jakimikolwiek sądami wartościującymi.
Gdyby tak było rzeczywiście, wówczas sugestie pod adresem homoseksualistów, że mogą zmienić swój styl życia, byłyby równoznaczne z rasistowskimi apelami do czarnoskórych, żeby się wybielili. Wówczas też całe nauczanie Kościoła na temat homoseksualizmu nie miałoby sensu jako niezgodne z ludzką naturą. Jest jednak jeden problem: nauka nie potwierdza tezy o biologicznym zdeterminowaniu homoseksualizmu.
Mimo to środowiska gejowskie idą w zaparte i powtarzają niepotwierdzone teorie jako naukowe pewniki. To samo robi ks. James Martin, który słowo w słowo powtarza tezy lobbystów LGBT. W ten sposób unieważnia całe dotychczasowe nauczanie Kościoła na temat homoseksualizmu. To pozwala mu jednak – znów w zgodzie z postulatami środowisk gejowskich – domagać się zmian w podejściu katolików do związków jednopłciowych.
Podczas swej prelekcji w Dublinie amerykański jezuita zaapelował do wiernych, by zmienili swój stosunek do osób homoseksualnych i transgenderowych, zaakceptowali je, przeprosili za homofobię doznaną ze strony Kościoła, przestali nawoływać jedynie do zachowania czystości i włączali do działalności duszpasterskiej, np. jako szafarzy Eucharystii. Wszystko w imię uczciwości i miłości do bliźniego.
W swej prelekcji ks. Martin zacytował też dane dotyczące trudnej sytuacji osób o odmiennej orientacji płciowej:
W Stanach Zjednoczonych prawdopodobieństwo, że młode osoby o orientacji lesbijskiej, gejowskiej i biseksualnej popełnią samobójstwo, jest pięć razy większe niż w przypadku ich heteroseksualnych odpowiedników. 45 proc. osób transgenderowych w USA usiłuje popełnić samobójstwo. Wśród osób LGBT w Stanach Zjednoczonych 57 proc. nie czuje się bezpiecznie z powodu swojej orientacji. Jedno z badań pokazuje też, że im bardziej religijna jest rodzina, z której pochodzą, tym większe jest prawdopodobieństwo, iż targną się na swoje życie. Jednym z ważnych powodów, iż młodzież LGBT jest bezdomna, jest to, że pochodzi ona z rodzin, które odrzuciły ją z przyczyn religijnych. Tak więc parafie muszą być świadome konsekwencji napiętnowania osób LGBT.
Amerykański jezuita dodał:
Gdyby Kościół słuchał osób LGBT, znikłoby 90 proc. homofobii i uprzedzeń.
Pełne wystąpienie ks. Jamesa Martina TUTAJ:
Zupełnie odmienne podejście katolików do homoseksualizmu zaprezentowane zostało w Dublinie niemal w tym samym czasie w budynku oddalonym o 10 minut drogi piechotą od miejsca, gdzie ks. Martin wygłaszał swą prelekcję. Tam z kolei odbyła się alternatywna Konferencja Rodzin Katolickich zorganizowana przez Instytut Lumen Fidei.
Swój wykład wygłosił na niej m.in. John-Henry Westen, redaktor naczelny wpływowego portalu katolickiego LifeSiteNews. Spróbujmy pokrótce oddać sens jego wystąpienia.
Zdaniem Westena, postawa ks. Martina nie ma nic wspólnego ani z deklarowaną przez niego uczciwością, ani z miłością do bliźniego. Odwieczne nauczanie Kościoła głosi, że akty homoseksualne są grzechem ciężkim, który zamyka drogę do zbawienia. Biblia pełna jest potępień czynów homoseksualnych, nazywając je wręcz obrzydliwością w oczach Boga. Święty Paweł pisze, że nie odziedziczą Królestwa Bożego mężczyźni współżyjący ze sobą. To śmiertelne zagrożenie dla zbawienia duszy. O tym, gdzie znajdziemy w wieczności, zadecydują bowiem nasze wybory w życiu doczesnym.
Powaga sytuacji wymaga więc, by mówić ludziom prawdę, a nie rezygnować z niej po to, żeby ich nie ranić. Uciekanie od prawdy nie jest żadną uczciwością. Nie jest też miłością, lecz raczej nienawiścią, ponieważ widząc, że ktoś zmierza w przepaść, nie robimy nic, by mu w tym przeszkodzić, by przestrzec go przed największym zagrożeniem, jakie istnieje, czyli wiecznym potępieniem, lecz zamiast tego dobrotliwie utwierdzamy go w podążaniu w najgorszym z możliwych kierunków.
Westen zacytował w tym kontekście amerykańskiego aktora i wojującego ateistę Penna Jillette’a, który zarzucał chrześcijanom nienawiść. Widząc bowiem ich codzienną postawę zastanawiał się, jak bardzo człowiek, którzy wierzy w życie wieczne, musi nienawidzić innych, skoro nie mówi im, w jaki sposób mogą osiągnąć zbawienie.
Westen dodał, że nie oznacza to odwrócenia się plecami do osób o skłonnościach homoseksualnych. Kościół wypowiedział się w tej kwestii zarówno w Katechizmie Kościoła Katolickiego, jak i w dokumencie Kongregacji Nauki Wiary z 1986 roku dotyczącym duszpasterstwa osób homoseksualnych. Wystarczy trzymać się tego nauczania. Jego podstawą jest jednak prawda o naturze czynów homoseksualnych.
Odejście od nauczania Kościoła lub przemilczanie go w celu zapewnienia opieki duszpasterskiej, nie jest ani troskliwe, ani duszpasterskie. Tylko to, co jest prawdziwe, może być ostatecznie duszpasterskie. Zaniedbywanie stanowiska Kościoła uniemożliwia homoseksualnym mężczyznom i kobietom otrzymywanie opieki, której potrzebują i na którą zasługują.
Westen – podobnie jak ks. Martin – przytoczył dane dotyczące trudnej sytuacji osób o odmiennej orientacji płciowej. Przyznał, że istnieje wiele badań wykazujących, iż homoseksualiści mają o wiele większe niż heteroseksualiści problemy ze zdrowiem, psychiką i emocjami, że częściej chorują na choroby przenoszone drogą płciową i znacznie krócej żyją. Jego zdaniem przyczyną tego nie jest jednak wcale homofobia, lecz homoseksualizm:
Ten styl życia szkodzi waszemu ciału, umysłowi i sercu, ale także szkodzi waszej duszy. I nie jest rzeczą nienawistną mówienie homoseksualistom, że tak jest.
Pod koniec swego wystąpienia Westen zauważył, że zadaniem chrześcijanina jest kochanie grzesznika i nienawidzenie grzechu:
Jesteśmy wezwani do modlitwy o łaskę kochania tego, co Bóg kocha, i nienawidzenia tego, czego Bóg nienawidzi. (…) Ilu z nas tak naprawdę nienawidzi grzechów? Czy prosiliśmy o łaskę nienawiści do grzechu? Musimy to robić.
W Dublinie zostały zaprezentowane więc dwie wizje podejścia katolików do kwestii homoseksualizmu. Od tego, która z nich zwycięży, będzie w dużej mierze zależało oblicze Kościoła w XXI wieku. Za tymi dwoma postawami kryje się bowiem coś więcej: odmienna antropologia, inne rozumienie uczciwości, grzechu, miłosierdzia, miłości.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kosciol/409364-czy-homoseksualni-szafarze-stana-sie-przyszloscia-kosciola
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.