Po śmierci Jana Pawła II jego biograf George Weigel powiedział, że spuścizna intelektualna i duchowa zmarłego papieża jest tak bogata, iż Kościół będzie potrzebował kilkudziesięciu lat, aby zrozumieć w pełni i przyswoić jego nauczanie. Zdaniem amerykańskiego myśliciela wielkość Karola Wojtyły polegała na tym, że potrafił dać właściwą odpowiedź na najbardziej palące wyzwania, przed jakimi stają dziś chrześcijanie na świecie. Jeden z takich problemów stanowi np. rewolucja seksualna, której papież przeciwstawił wypracowaną przez siebie „teologię ciała” – całościową odpowiedź egzystencjalną opartą na antropologii biblijnej, prawie naturalnym i doświadczeniu wielu osób. Dowartościowywała ona ludzką seksualność, nadając jej zarazem duchową głębię.
Od tamtego czasu minęło kilkanaście lat, a w wielu wpływowych miejscach w Kościele katolickim dorobek Jana Pawła II coraz bardziej popada w zapomnienie. Jego nauczanie jest ignorowane i spychane na margines jako przejaw starej epoki. Na kontynencie europejskim Polska i może jeszcze parę innych krajów w naszym regionie stanowią w tym względzie wyjątek. Gdzieindziej trwa natomiast wielkie sprzątanie po Janie Pawle II. Idzie nowa epoka, w której wspominanie o nim jest passé. Powoływanie się na takie dokumenty, jak „Veritatis splendor”, „Familiaris consortio” czy „Dominus Iesus” uchodzi dziś w wielu środowiskach katolickich na Zachodzie za gruby nietakt. Więcej ciepłych słów można tam dziś usłyszeć pod adresem Marcina Lutra niż Karola Wojtyły.
Dwa lata temu – w kontekście Synodu Biskupów ds. Rodziny – arcybiskup Henryk Hoser powiedział, że Kościół zdradził Jana Pawła II, bo w praktyce duszpasterskiej dotyczącej małżeństwa nie tylko nie poszedł za głosem papieża, ale nawet nie zapoznał się z jego nauczaniem. To spostrzeżenie jest trafne choćby w odniesieniu do wspomnianej „teologii ciała”. Wielu księży, teologów, a nawet biskupów okazało się intelektualnie nieprzygotowanych na wyzwanie rewolucji seksualnej i przyjęło jej postulaty. Zostali mentalnie skolonizowali. Prawdę o człowieku zaczęli wyrażać w kategoriach radykalnie przeciwnych antropologii chrześcijańskiej.
Wyrazem tego jest np. liberalna interpretacja adhortacji „Amoris laetitia”, zezwalająca na dopuszczanie do Komunii osób rozwiedzionych i pozostających w kolejnych związkach. W dalszej kolejności czekają już postulaty dotyczące przyzwolenia na antykoncepcję i zmiany stosunku Kościoła wobec homoseksualizmu, a za nimi następne. Są one coraz częściej artykułowane publicznie przez bardzo wpływowe środowiska i osobistości w świecie katolickim.
Wiele z tych osób z pewnością podpisałoby się pod słowami, jakie na początku 2013 roku napisał liberalny historyk włoski Vincenzo Ferrone w swej biografii Benedykta XVI:
Prawdopodobnie za kilka dekad uświadomimy sobie, że zarówno celebrowany i triumfalny pontyfikat Jana Pawła II, jak i szary, zmęczony pontyfikat aktualnego papieża [Benedykta XVI], spełniły jedynie rolę korka blokującego dramatyczny, ale nieunikniony proces autentycznej reformy Kościoła w obliczu realnych wyzwań współczesności.
Ferrone pisał, że pontyfikaty Jana Pawła II i Benedykta XVI zostaną uznane za anachroniczną reakcję za kilka dekad. A jednak minęło zaledwie kilka lat od abdykacji Josepha Ratzingera, a już nauczanie obu papieży jest odsyłane do lamusa jako nieprzystające do nowej epoki. Przestaje mieć znaczenie kryterium prawdy i wierności Magisterium, a staje się nim stopień dostosowania do wymogów współczesności.
Na szczęście jedna rzecz wydaje się pocieszająca. To nastawienie do Jana Pawła II nie dotyczy prostego ludu w wielu krajach świata. Tam rzesze wiernych nadal kochają polskiego papieża. Z jednej strony katoliccy wydawcy na Zachodzie nie chcą wydawać o nim książek, mówiąc, że epoka Wojtyły się skończyła, z drugiej jednak na spotkania mu poświęcone przychodzą tłumy chętnych. Taki znak czasu…
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kosciol/379129-nowa-epoka-w-kosciele-wielkie-sprzatanie-do-janie-pawle-ii