Jakie osoby zgłaszają swoje zainteresowanie wyprawami? Wierzące? Niewierzące? Dla wszystkich jest miejsce?
W wyprawach biorą udział naprawdę przeróżne osoby. Głównie studenci. Jeżeli chodzi o kwestię wiary, to zgłaszają się zarówno osoby wierzące i niewierzące. Wyprawy są dla wszystkich. Młodych pociąga szaleństwo, im nie przeszkadza, że organizuje to osoba duchowna. W pierwszych wyprawach było dużo osób, które nie miały zbyt wiele wspólnego z kościołem. Byli również ludzie, którzy w ogóle w Boga nie wierzyli. Zawsze im powtarzałem, że nie będę ich do niczego przekonywał, ale muszą mnie słuchaj jako organizatora wyprawy. Powiem szczerze, że po doświadczeniu wyprawy, nie da się być dalej niewierzącym.
Można więc powiedzieć, że organizowane przez ojca wyprawy, to pewna forma ewangelizacji?
Jak najbardziej. Wszystkie decyzje podejmujemy w duchu Ewangelii. Codziennie rano jest czytane Słowo Boże i odprawiana jest Msza Święta, w której jednak nie ma obowiązku brać udziału. Młodzi ludzie jednak widzą, że „to działa”. Często obserwuję, jak osoby, które na początku nie uczestniczyły w nabożeństwie, wraz z pokonywanymi kilometrami przybliżają się coraz bardziej do Boga. To bardzo cieszy.
Co jest najtrudniejsze podczas takiej wyprawy?
Najtrudniej być 24h z ekipą, z którą się jedzie. Nie chodzi wcale o warunki, o zmęczenie, ale o przebywanie ze sobą nawzajem. Ktoś jedzie wolniej, ktoś szybciej. Ludzie się na siebie denerwują. To naturalne.
Swoista próba charakteru.
Wyraźnie widać, że osobom, które codziennie podczas Mszy Świętej karmią się Ciałem Chrystusa, łatwiej przychodzi przyjmować współuczestników wyprawy, którzy np. jadą wolniej. To dla nich oczywiste, że Msza Święta, to uczta miłości. Osoby niewierzące, obcując z współuczestnikami zarażają się ich żywą wiarą. To naprawdę duża siła ewangelizacyjna.
Można Wasze wyprawy rowerowe nazwać pielgrzymką?
Tak, ale my tego tak nie nazywamy.
Co zdaniem ojca jest największym owocem takiego wyjazdu?
Poznanie samego siebie. Każdy z uczestników codziennie walczy o swoje przetrwanie. Trud wyprawy pokazuje jak na dłoni, kim w rzeczywistości jesteśmy.
Czy ojciec odnosi jakieś korzyści duchowe z tych wypraw?
Co roku umacniam się w swojej wierze. Od jedenastu lat widzę, jak Bóg tworzy z całkowicie nieprzygotowanych ludzi, często niezdolnych do budowania relacji z innymi, czy podjęcia tak ogromnego wysiłku, super drużynę. Ważne jest również to, że mam okazję dzielić się wiarą z tymi młodymi ludźmi. Wiele osób mówi, że młodzież jest zła, ale co z tego, że tak mówią? Nic przez to nie zmienią. Można narzekać, że młodzież nie chodzi do kościoła, ale co to da? Nic to nie zmienia. Jeżeli chcę podzielić się tym, co jest w życiu najważniejsze, to muszę iść do tych osób, spotkać się z nimi i porozmawiać. I tak właśnie rozpoczęły się 11 lat temu nasze wyprawy.
Na koniec nie pozostaje mi nic innego, jak spytać ojca, co trzeba zrobić, aby wybrać się z NINIWA Team na kolejną wyprawę rowerową? Chętnych jest już pewnie wielu.
To są dość poważne wyjazdy, które pociągają za sobą już pewne koszty, kiedy np. lecimy na Islandię. Muszę mieć pewność, że osoby, które wyrażają swoje zainteresowanie wyprawą, są rzeczywiście zdecydowane. Dlatego, co roku wiosną, są obowiązkowe wyprawy przygotowawcze, które trwają po cztery dni. Każdy, kto chce wziąć udział w głównej wyprawie, musi wziąć w nich udział, bez względu czy już był kiedyś ze mną na wyprawie, czy nie. To cztery dni jazdy rowerem po minimum 150 km dziennie. Ci, którzy je przejadą trafiają na listę i mogą zacząć się pakować.
Czy obraliście już cel przyszłorocznej podróży?
W przyszłym roku chcemy pojechać do Santiago de Compostela do Hiszpanii, ale żeby nie było za łatwo, to tuż po przekroczeniu hiszpańskiej granicy zsiadamy z rowerów i idziemy dalej pieszo.
Więcej o rowerowych wyprawach pod przewodnictwem o. Tomasza Maniury na stronie NINIWA Team
Rozmawiał Kamil Kwiatek
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Jakie osoby zgłaszają swoje zainteresowanie wyprawami? Wierzące? Niewierzące? Dla wszystkich jest miejsce?
W wyprawach biorą udział naprawdę przeróżne osoby. Głównie studenci. Jeżeli chodzi o kwestię wiary, to zgłaszają się zarówno osoby wierzące i niewierzące. Wyprawy są dla wszystkich. Młodych pociąga szaleństwo, im nie przeszkadza, że organizuje to osoba duchowna. W pierwszych wyprawach było dużo osób, które nie miały zbyt wiele wspólnego z kościołem. Byli również ludzie, którzy w ogóle w Boga nie wierzyli. Zawsze im powtarzałem, że nie będę ich do niczego przekonywał, ale muszą mnie słuchaj jako organizatora wyprawy. Powiem szczerze, że po doświadczeniu wyprawy, nie da się być dalej niewierzącym.
Można więc powiedzieć, że organizowane przez ojca wyprawy, to pewna forma ewangelizacji?
Jak najbardziej. Wszystkie decyzje podejmujemy w duchu Ewangelii. Codziennie rano jest czytane Słowo Boże i odprawiana jest Msza Święta, w której jednak nie ma obowiązku brać udziału. Młodzi ludzie jednak widzą, że „to działa”. Często obserwuję, jak osoby, które na początku nie uczestniczyły w nabożeństwie, wraz z pokonywanymi kilometrami przybliżają się coraz bardziej do Boga. To bardzo cieszy.
Co jest najtrudniejsze podczas takiej wyprawy?
Najtrudniej być 24h z ekipą, z którą się jedzie. Nie chodzi wcale o warunki, o zmęczenie, ale o przebywanie ze sobą nawzajem. Ktoś jedzie wolniej, ktoś szybciej. Ludzie się na siebie denerwują. To naturalne.
Swoista próba charakteru.
Wyraźnie widać, że osobom, które codziennie podczas Mszy Świętej karmią się Ciałem Chrystusa, łatwiej przychodzi przyjmować współuczestników wyprawy, którzy np. jadą wolniej. To dla nich oczywiste, że Msza Święta, to uczta miłości. Osoby niewierzące, obcując z współuczestnikami zarażają się ich żywą wiarą. To naprawdę duża siła ewangelizacyjna.
Można Wasze wyprawy rowerowe nazwać pielgrzymką?
Tak, ale my tego tak nie nazywamy.
Co zdaniem ojca jest największym owocem takiego wyjazdu?
Poznanie samego siebie. Każdy z uczestników codziennie walczy o swoje przetrwanie. Trud wyprawy pokazuje jak na dłoni, kim w rzeczywistości jesteśmy.
Czy ojciec odnosi jakieś korzyści duchowe z tych wypraw?
Co roku umacniam się w swojej wierze. Od jedenastu lat widzę, jak Bóg tworzy z całkowicie nieprzygotowanych ludzi, często niezdolnych do budowania relacji z innymi, czy podjęcia tak ogromnego wysiłku, super drużynę. Ważne jest również to, że mam okazję dzielić się wiarą z tymi młodymi ludźmi. Wiele osób mówi, że młodzież jest zła, ale co z tego, że tak mówią? Nic przez to nie zmienią. Można narzekać, że młodzież nie chodzi do kościoła, ale co to da? Nic to nie zmienia. Jeżeli chcę podzielić się tym, co jest w życiu najważniejsze, to muszę iść do tych osób, spotkać się z nimi i porozmawiać. I tak właśnie rozpoczęły się 11 lat temu nasze wyprawy.
Na koniec nie pozostaje mi nic innego, jak spytać ojca, co trzeba zrobić, aby wybrać się z NINIWA Team na kolejną wyprawę rowerową? Chętnych jest już pewnie wielu.
To są dość poważne wyjazdy, które pociągają za sobą już pewne koszty, kiedy np. lecimy na Islandię. Muszę mieć pewność, że osoby, które wyrażają swoje zainteresowanie wyprawą, są rzeczywiście zdecydowane. Dlatego, co roku wiosną, są obowiązkowe wyprawy przygotowawcze, które trwają po cztery dni. Każdy, kto chce wziąć udział w głównej wyprawie, musi wziąć w nich udział, bez względu czy już był kiedyś ze mną na wyprawie, czy nie. To cztery dni jazdy rowerem po minimum 150 km dziennie. Ci, którzy je przejadą trafiają na listę i mogą zacząć się pakować.
Czy obraliście już cel przyszłorocznej podróży?
W przyszłym roku chcemy pojechać do Santiago de Compostela do Hiszpanii, ale żeby nie było za łatwo, to tuż po przekroczeniu hiszpańskiej granicy zsiadamy z rowerów i idziemy dalej pieszo.
Więcej o rowerowych wyprawach pod przewodnictwem o. Tomasza Maniury na stronie NINIWA Team
Rozmawiał Kamil Kwiatek
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kosciol/373432-nasz-wywiad-o-maniura-omi-o-ewangelizacji-mlodych-i-o-dalekich-wyprawach-rowerowych-z-mlodzieza-trzeba-rozmawiac-a-nie-tylko-krytykowac?strona=2