Ksiądz Arcybiskup powiedział nam jednak tylko o swoich obowiązkach w trakcie Bożego Narodzenia. Ale jak wygląda samo świętowanie, na przykład wieczerza wigilijna?
W Poznaniu było to dla mnie o tyle proste, że tam była moja rodzina. Do niedawna żyła jeszcze mama, a jak jest mama – to jest też dom. Święta spędzałem wtedy bardzo rodzinnie. W Wigilię popołudniem kończyły się już spotkania oficjalne, a wieczór był przeznaczony na spotkania z rodziną w najbliższym kręgu. To były piękne, zawsze wzruszające chwile. Przed północą udawałem się koncelebrować Pasterkę. W Łodzi już było inaczej, bo dalej od rodzinnego miasta, trudno było się spotkać z najbliższymi. Spotykałem się z moimi najbliższymi, ale tymi, którzy towarzyszyli mi w nowej archidiecezji. To były skromne, ale bardzo sympatyczne i miłe chwile. Wigilia kapłana i biskupa wygląda trochę inaczej niż we wszystkich polskich domach, zwłaszcza że musimy przygotować się też do Pasterki. Tymczasem jako dziecko po wieczerzy wigilijnej rozpakowywałem z rodzeństwem prezenty, wspólnie śpiewaliśmy kolędy, następnie coś czytałem – zawsze bardzo lubiłem czytać! – a przed północą razem z rodzicami i rodzeństwem udawaliśmy się do kościoła na Pasterkę. Wcześniej jeszcze, przed południem, ubierałem choinkę, gdyż to było akurat moim zadaniem, które bardzo lubiłem i bardzo sobie ceniłem!
Ale jest też jeszcze jeden polski zwyczaj wigilijny, nieznany w innych krajach – zostawiamy bowiem miejsce przy stole dla niespodziewanego gościa. Czy nie jest to już jednak tylko ładny gest? Czy faktycznie ucieszylibyśmy się z nieoczekiwanego gościa, z obcego przy stole? Dla wielu ludzi samotnych Święta są bardzo smutnym czasem. Czy szczególnie w ten dzień nie powinniśmy otworzyć się na osoby biedne, samotne czy bezdomne, by tradycja napełniona została konkretną treścią?
Byłoby ładnie, gdybyśmy potrafili się tak otworzyć. Z drugiej strony nie wiem, jak ci biedni by się czuli w tym nowym środowisku, gdyby ono podeszło do nich w sposób wprawdzie grzeczny, ale równocześnie formalny, nienaturalny, sztuczny. Bardzo dużo zależy właśnie od nas, aby spotkanie z człowiekiem obcym i samotnym, którego pragniemy przyjąć z ciepłem i życzliwością, stało się czymś naprawdę pięknym. To jest zadanie wbrew pozorom wcale nie łatwe, ponieważ przy stole wigilijnym nie chodzi tylko o to, aby kogoś nakarmić. Czy bylibyśmy wystarczająco serdeczni? W każdym razie Pan Jezus oczekuje od nas, abyśmy byli gotowi powiedzieć każdemu, kto zastukałby do naszych drzwi: jesteś Bożym dzieckiem, jesteś naszym bratem, chodź do nas, świętuj z nami Boże Narodzenie.
Skoro już mówimy o biednych – czy nasza pomoc powinna ograniczać się do tych, którzy nie mają pieniędzy i nie mają co jeść, więc trzeba ich wesprzeć materialnie? Czy naprawdę tylko tacy ludzie potrzebują od dobrego chrześcijanina pomocy?
Nie. Wiele osób w Wigilię cierpi przede wszystkim z powodu swej samotności. Przyjęcie kogoś takiego, niekoniecznie z ulicy, może sąsiada, może znajomego z pracy, ma ogromną wartość. W tym przypadku to już nie będzie ktoś zupełnie obcy: wiemy przecież, kogo zapraszamy. Obecność takiej osoby ubogaca przeżycie Wigilii. Wtedy bowiem sprawdza się powiedzenie – gość w dom, Bóg w dom.
A czy bogatym należy pomagać?
Myślę, że każdy człowiek doświadcza takiej czy innej biedy. Zwykle bogactwo mierzy się posiadanymi dobrami materialnymi, ale niekiedy kryje się za nimi wielka samotność i dramatyczna pustka. Takich bogatych materialnie, ale duchowo biednych ludzi należy przyjąć, bo oni potrzebują ciepła naszego serca. Spotykając się z naszą otwartością i życzliwością, mogą nagle odkryć, że świat człowieczy urzeczywistnia się przede wszystkim w dobroci i miłości. Bo taki jest Bóg-Emmanuel, który zawsze chce być z nami. Proszę przy tym zwrócić uwagę na to, że w naszym języku jest różnica między słowami „biedny” i „ubogi”. Człowiek ubogi to ten, który jest u Boga. Powinniśmy przyjmować sercem ludzi biednych właśnie po to, aby oni mogli stać się ubogimi. Polski język nieraz jest prawdziwie genialny w uchwyceniu prawd Bożych i równocześnie ludzkich – i to też świadczy o wielkim duchu naszego narodu. (…)
Rozmawiali: Adam i Leszek Sosnowscy Całość rozmowy ukazała się w aktualnym numerze miesięcznika „Wpis” (12/2017).
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Ksiądz Arcybiskup powiedział nam jednak tylko o swoich obowiązkach w trakcie Bożego Narodzenia. Ale jak wygląda samo świętowanie, na przykład wieczerza wigilijna?
W Poznaniu było to dla mnie o tyle proste, że tam była moja rodzina. Do niedawna żyła jeszcze mama, a jak jest mama – to jest też dom. Święta spędzałem wtedy bardzo rodzinnie. W Wigilię popołudniem kończyły się już spotkania oficjalne, a wieczór był przeznaczony na spotkania z rodziną w najbliższym kręgu. To były piękne, zawsze wzruszające chwile. Przed północą udawałem się koncelebrować Pasterkę. W Łodzi już było inaczej, bo dalej od rodzinnego miasta, trudno było się spotkać z najbliższymi. Spotykałem się z moimi najbliższymi, ale tymi, którzy towarzyszyli mi w nowej archidiecezji. To były skromne, ale bardzo sympatyczne i miłe chwile. Wigilia kapłana i biskupa wygląda trochę inaczej niż we wszystkich polskich domach, zwłaszcza że musimy przygotować się też do Pasterki. Tymczasem jako dziecko po wieczerzy wigilijnej rozpakowywałem z rodzeństwem prezenty, wspólnie śpiewaliśmy kolędy, następnie coś czytałem – zawsze bardzo lubiłem czytać! – a przed północą razem z rodzicami i rodzeństwem udawaliśmy się do kościoła na Pasterkę. Wcześniej jeszcze, przed południem, ubierałem choinkę, gdyż to było akurat moim zadaniem, które bardzo lubiłem i bardzo sobie ceniłem!
Ale jest też jeszcze jeden polski zwyczaj wigilijny, nieznany w innych krajach – zostawiamy bowiem miejsce przy stole dla niespodziewanego gościa. Czy nie jest to już jednak tylko ładny gest? Czy faktycznie ucieszylibyśmy się z nieoczekiwanego gościa, z obcego przy stole? Dla wielu ludzi samotnych Święta są bardzo smutnym czasem. Czy szczególnie w ten dzień nie powinniśmy otworzyć się na osoby biedne, samotne czy bezdomne, by tradycja napełniona została konkretną treścią?
Byłoby ładnie, gdybyśmy potrafili się tak otworzyć. Z drugiej strony nie wiem, jak ci biedni by się czuli w tym nowym środowisku, gdyby ono podeszło do nich w sposób wprawdzie grzeczny, ale równocześnie formalny, nienaturalny, sztuczny. Bardzo dużo zależy właśnie od nas, aby spotkanie z człowiekiem obcym i samotnym, którego pragniemy przyjąć z ciepłem i życzliwością, stało się czymś naprawdę pięknym. To jest zadanie wbrew pozorom wcale nie łatwe, ponieważ przy stole wigilijnym nie chodzi tylko o to, aby kogoś nakarmić. Czy bylibyśmy wystarczająco serdeczni? W każdym razie Pan Jezus oczekuje od nas, abyśmy byli gotowi powiedzieć każdemu, kto zastukałby do naszych drzwi: jesteś Bożym dzieckiem, jesteś naszym bratem, chodź do nas, świętuj z nami Boże Narodzenie.
Skoro już mówimy o biednych – czy nasza pomoc powinna ograniczać się do tych, którzy nie mają pieniędzy i nie mają co jeść, więc trzeba ich wesprzeć materialnie? Czy naprawdę tylko tacy ludzie potrzebują od dobrego chrześcijanina pomocy?
Nie. Wiele osób w Wigilię cierpi przede wszystkim z powodu swej samotności. Przyjęcie kogoś takiego, niekoniecznie z ulicy, może sąsiada, może znajomego z pracy, ma ogromną wartość. W tym przypadku to już nie będzie ktoś zupełnie obcy: wiemy przecież, kogo zapraszamy. Obecność takiej osoby ubogaca przeżycie Wigilii. Wtedy bowiem sprawdza się powiedzenie – gość w dom, Bóg w dom.
A czy bogatym należy pomagać?
Myślę, że każdy człowiek doświadcza takiej czy innej biedy. Zwykle bogactwo mierzy się posiadanymi dobrami materialnymi, ale niekiedy kryje się za nimi wielka samotność i dramatyczna pustka. Takich bogatych materialnie, ale duchowo biednych ludzi należy przyjąć, bo oni potrzebują ciepła naszego serca. Spotykając się z naszą otwartością i życzliwością, mogą nagle odkryć, że świat człowieczy urzeczywistnia się przede wszystkim w dobroci i miłości. Bo taki jest Bóg-Emmanuel, który zawsze chce być z nami. Proszę przy tym zwrócić uwagę na to, że w naszym języku jest różnica między słowami „biedny” i „ubogi”. Człowiek ubogi to ten, który jest u Boga. Powinniśmy przyjmować sercem ludzi biednych właśnie po to, aby oni mogli stać się ubogimi. Polski język nieraz jest prawdziwie genialny w uchwyceniu prawd Bożych i równocześnie ludzkich – i to też świadczy o wielkim duchu naszego narodu. (…)
Rozmawiali: Adam i Leszek Sosnowscy Całość rozmowy ukazała się w aktualnym numerze miesięcznika „Wpis” (12/2017).
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kosciol/373380-ciekawy-wywiad-z-abp-markiem-jedraszewskim-polskie-boze-narodzenie-jest-religijne-rodzinne-i-patriotyczne?strona=2