Trzeba być wariatem, by tańczyć, śpiewa klaskać; słowem: uwielbiać Pana Jezusa, gdy deszcz pada na głowę tak, jakby ktoś z góry wylewał go wiadrami. A takich „wariatów” gromadzi się od 2003 roku w każde Boże Ciało od kilkunastu do kilkudziesięciu tysięcy. Gdzie? W Rzeszowie, podczas koncertu Jednego Serca Jednego Ducha. Patrząc na jego uczestników, niejeden mógłby zapytać: jakiego „spirytusu” się napili, że tak im wesoło?
Na scenie roi się od znanych nazwisk z nurtu muzyki chrześcijańskiej, ale tu nikt nikogo nie zapowiada. Jedyną „gwiazdą” tego koncertu jest Jezus Chrystus. Tu zaciera się granica pomiędzy sceną a publicznością, bo wszyscy razem śpiewają na chwałę Tego, który pod postacią Chleba Eucharystycznego chodził w tym dniu naszymi ulicami.
Początki
Inicjatorem koncertu był Jan Budziaszek, perkusista Skaldów. W 1981 roku, w Meksyku, zobaczył w restauracji, jak kilka zespołów chodziło od stolika do stolika, a ludzie zamawiali swoje ulubione utwory. Nie po to, by posłuchać zespołu, lecz by sobie ten utwór zaśpiewać z jego akompaniamentem. – Zobaczyłem nieprawdopodobnie szczęśliwe twarze ludzi, którzy sami sobie śpiewają. Wtedy przyszła mi do głowy myśl, że człowiek może być naprawdę szczęśliwy tylko wtedy, gdy sam coś tworzy – opowiada Budziaszek. Tę myśl skojarzył ze zdaniem popularnym w środowisku jazzowym: „chcesz posłuchać dobrej muzyki, zagraj sobie sam”. Powtarzał także: – Objechałem kawał świata. Doszedłem do tego, że jedyne co ma sens, to chwalenie Pana Boga.
Z tych myśli „utkał” pomysł na koncert. Zaczął szukać współpracowników, którzy nie baliby się pomóc w realizacji „szalonego” pomysłu. Znalazł ich po latach w Rzeszowie. Dwóch księży: Mariusza Mika i Andrzeja Cyprysia. Znalazł także muzyków, którzy od początku stanowią podstawę orkiestry. Grupę New Life M, czyli pianistę Joachima Mencla, gitarzystę Roberta Cudzicha, basistę Marcina Pospieszalskiego i perkusistę Piotra Jankowskiego. Zespół, który wie, jak modlić się przy pomocy dźwięków.
Marcin jest także „mózgiem muzycznym” koncertu i autorem aranżacji utworów. Na scenie występuje także orkiestra złożona z muzyków Filharmonii Podkarpackiej i rzeszowskich szkół muzycznych (od kilku lat pod kierunkiem Huberta Kowalskiego) oraz chór, w skład którego wchodzą młodzi ludzie z Podkarpacia, a którym dynamicznie kieruje szczecinianka Tamara Przybysz z grupy Deus Meus.
Miejsce
Organizatorzy oglądali różne miejsca na koncert, m.in. stadiony Resovii i Stali. To nie było to. Zostało jedno, rezerwowe miejsce: Park Sybiraków. – Kiedy tam pojechaliśmy, zastaliśmy robotników, którzy kończyli asfaltować alejki. To było miejsce jakby przygotowane przez Opatrzność na ten koncert – uważa Budziaszek. Perkusista Skaldów, nikomu nic nie mówiąc, zostawił tam kilkanaście poświęconych medalików Niepokalanej, prosząc Matkę Bożą o błogosławieństwo. „Nie jest to mój pomysł, a zapożyczony od Matki Teresy z Kalkuty – napisał w „Dzienniczku perkusisty”. – Kiedy święta misjonarka chciała zagospodarować jakąś posesję dla swojego dzieła, zawsze zostawiała tam medaliki Niepokalanej z modlitwą”.
Jan Budziaszek jest przekonany, że to nie przypadek, iż koncert odbywa się właśnie w Rzeszowie. – Podkreślam to zawsze i wszędzie: tu jakby inni ludzie mieszkali – mówi. - Południowo-wschodnia Polska to nie Warszawa, Kraków czy Poznań, a nagle przyjeżdżają tu na koncert ludzie z Nowego Jorku, Los Angeles, Paryża, Moskwy czy Hamburga.
O terminie – dniu Bożego Ciała – zadecydowały przyziemne względy: akurat w tym dniu nie odbywają się żadne koncerty, tak więc wolny termin mieli zarówno muzycy, jak i firmy zajmujące się koncertową techniką. Świadomość, że wieczorne uwielbienie Chrystusa może być wspaniałym zwieńczeniem tego dnia, przyszła później.
Niedosyt
Koncert miał być jednorazowym wydarzeniem. I pewnie ta historia rozpoczęłaby się i zakończyła w 2003 roku, gdyby nie to, że – jak później napisał Budziaszek w „Dzienniczku perkusisty” – „urządzenia techniczne zakpiły z nas”.
Mimo problemów technicznych, koncert miał niesamowity duchowy klimat. „Widocznie Opatrzność chce nam dać jeszcze jedną szansę, żebyśmy nie spoczęli na laurach i nie myśleli, że jesteśmy tacy >>cacy<<. A więc głowa do góry, wszystko co najlepsze jest jeszcze przed nami” – zapisał Budziaszek w „Dzienniczku perkusisty”.
A później… było jeszcze trzynaście kolejnych edycji.
Dojrzewanie
Dziś koncert to dzieło dojrzałe. Od 2003 roku scena urosła – dosłownie i w przenośni. Musi pomieścić ok. 250 osób: chór, muzyków i solistów. Urósł też – do 48 m kw. – telebim, na którym są wyświetlane teksty piosenek. – Mamy wspaniałą technikę, ale nie po to, by się nią chwalić, lecz by pokazać, że „chrześcijańskie” nie oznacza byle jakie – tłumaczy ks. Andrzej Cypryś. Podniesieniu poziomu chóru dobrze przysłużyły się przesłuchania, mające na celu wyłonienie osób predysponowanych do śpiewania.
Jan Budziaszek zdaje sobie sprawę, że poziom artystyczny i duchowy muszą iść w parze. Służą temu m.in. stacjonarne, wielkopostne warsztatorekolekcje, podczas których uczestnicy mogą doświadczyć, jak łączą wspólna modlitwa i śpiew.
– Modlimy się przed każdym koncertem – podkreśla perkusista Skaldów. – Ale proszę także o przystąpienie do sakramentu pojednania, by osoby wchodzące na scenę były w stanie łaski uświęcającej. Wiem, że coraz więcej osób zaczyna zdawać sobie sprawę, jak to jest ważne.
Dalszy ciąg na następnej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Trzeba być wariatem, by tańczyć, śpiewa klaskać; słowem: uwielbiać Pana Jezusa, gdy deszcz pada na głowę tak, jakby ktoś z góry wylewał go wiadrami. A takich „wariatów” gromadzi się od 2003 roku w każde Boże Ciało od kilkunastu do kilkudziesięciu tysięcy. Gdzie? W Rzeszowie, podczas koncertu Jednego Serca Jednego Ducha. Patrząc na jego uczestników, niejeden mógłby zapytać: jakiego „spirytusu” się napili, że tak im wesoło?
Na scenie roi się od znanych nazwisk z nurtu muzyki chrześcijańskiej, ale tu nikt nikogo nie zapowiada. Jedyną „gwiazdą” tego koncertu jest Jezus Chrystus. Tu zaciera się granica pomiędzy sceną a publicznością, bo wszyscy razem śpiewają na chwałę Tego, który pod postacią Chleba Eucharystycznego chodził w tym dniu naszymi ulicami.
Początki
Inicjatorem koncertu był Jan Budziaszek, perkusista Skaldów. W 1981 roku, w Meksyku, zobaczył w restauracji, jak kilka zespołów chodziło od stolika do stolika, a ludzie zamawiali swoje ulubione utwory. Nie po to, by posłuchać zespołu, lecz by sobie ten utwór zaśpiewać z jego akompaniamentem. – Zobaczyłem nieprawdopodobnie szczęśliwe twarze ludzi, którzy sami sobie śpiewają. Wtedy przyszła mi do głowy myśl, że człowiek może być naprawdę szczęśliwy tylko wtedy, gdy sam coś tworzy – opowiada Budziaszek. Tę myśl skojarzył ze zdaniem popularnym w środowisku jazzowym: „chcesz posłuchać dobrej muzyki, zagraj sobie sam”. Powtarzał także: – Objechałem kawał świata. Doszedłem do tego, że jedyne co ma sens, to chwalenie Pana Boga.
Z tych myśli „utkał” pomysł na koncert. Zaczął szukać współpracowników, którzy nie baliby się pomóc w realizacji „szalonego” pomysłu. Znalazł ich po latach w Rzeszowie. Dwóch księży: Mariusza Mika i Andrzeja Cyprysia. Znalazł także muzyków, którzy od początku stanowią podstawę orkiestry. Grupę New Life M, czyli pianistę Joachima Mencla, gitarzystę Roberta Cudzicha, basistę Marcina Pospieszalskiego i perkusistę Piotra Jankowskiego. Zespół, który wie, jak modlić się przy pomocy dźwięków.
Marcin jest także „mózgiem muzycznym” koncertu i autorem aranżacji utworów. Na scenie występuje także orkiestra złożona z muzyków Filharmonii Podkarpackiej i rzeszowskich szkół muzycznych (od kilku lat pod kierunkiem Huberta Kowalskiego) oraz chór, w skład którego wchodzą młodzi ludzie z Podkarpacia, a którym dynamicznie kieruje szczecinianka Tamara Przybysz z grupy Deus Meus.
Miejsce
Organizatorzy oglądali różne miejsca na koncert, m.in. stadiony Resovii i Stali. To nie było to. Zostało jedno, rezerwowe miejsce: Park Sybiraków. – Kiedy tam pojechaliśmy, zastaliśmy robotników, którzy kończyli asfaltować alejki. To było miejsce jakby przygotowane przez Opatrzność na ten koncert – uważa Budziaszek. Perkusista Skaldów, nikomu nic nie mówiąc, zostawił tam kilkanaście poświęconych medalików Niepokalanej, prosząc Matkę Bożą o błogosławieństwo. „Nie jest to mój pomysł, a zapożyczony od Matki Teresy z Kalkuty – napisał w „Dzienniczku perkusisty”. – Kiedy święta misjonarka chciała zagospodarować jakąś posesję dla swojego dzieła, zawsze zostawiała tam medaliki Niepokalanej z modlitwą”.
Jan Budziaszek jest przekonany, że to nie przypadek, iż koncert odbywa się właśnie w Rzeszowie. – Podkreślam to zawsze i wszędzie: tu jakby inni ludzie mieszkali – mówi. - Południowo-wschodnia Polska to nie Warszawa, Kraków czy Poznań, a nagle przyjeżdżają tu na koncert ludzie z Nowego Jorku, Los Angeles, Paryża, Moskwy czy Hamburga.
O terminie – dniu Bożego Ciała – zadecydowały przyziemne względy: akurat w tym dniu nie odbywają się żadne koncerty, tak więc wolny termin mieli zarówno muzycy, jak i firmy zajmujące się koncertową techniką. Świadomość, że wieczorne uwielbienie Chrystusa może być wspaniałym zwieńczeniem tego dnia, przyszła później.
Niedosyt
Koncert miał być jednorazowym wydarzeniem. I pewnie ta historia rozpoczęłaby się i zakończyła w 2003 roku, gdyby nie to, że – jak później napisał Budziaszek w „Dzienniczku perkusisty” – „urządzenia techniczne zakpiły z nas”.
Mimo problemów technicznych, koncert miał niesamowity duchowy klimat. „Widocznie Opatrzność chce nam dać jeszcze jedną szansę, żebyśmy nie spoczęli na laurach i nie myśleli, że jesteśmy tacy >>cacy<<. A więc głowa do góry, wszystko co najlepsze jest jeszcze przed nami” – zapisał Budziaszek w „Dzienniczku perkusisty”.
A później… było jeszcze trzynaście kolejnych edycji.
Dojrzewanie
Dziś koncert to dzieło dojrzałe. Od 2003 roku scena urosła – dosłownie i w przenośni. Musi pomieścić ok. 250 osób: chór, muzyków i solistów. Urósł też – do 48 m kw. – telebim, na którym są wyświetlane teksty piosenek. – Mamy wspaniałą technikę, ale nie po to, by się nią chwalić, lecz by pokazać, że „chrześcijańskie” nie oznacza byle jakie – tłumaczy ks. Andrzej Cypryś. Podniesieniu poziomu chóru dobrze przysłużyły się przesłuchania, mające na celu wyłonienie osób predysponowanych do śpiewania.
Jan Budziaszek zdaje sobie sprawę, że poziom artystyczny i duchowy muszą iść w parze. Służą temu m.in. stacjonarne, wielkopostne warsztatorekolekcje, podczas których uczestnicy mogą doświadczyć, jak łączą wspólna modlitwa i śpiew.
– Modlimy się przed każdym koncertem – podkreśla perkusista Skaldów. – Ale proszę także o przystąpienie do sakramentu pojednania, by osoby wchodzące na scenę były w stanie łaski uświęcającej. Wiem, że coraz więcej osób zaczyna zdawać sobie sprawę, jak to jest ważne.
Dalszy ciąg na następnej stronie
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kosciol/344125-jednego-serca-jednego-ducha-najwiekszy-koncert-uwielbieniowy-w-europie-w-boze-cialo-po-raz-pietnasty-w-rzeszowie