Mam nadzieję, że je to jest absolutnie jasne. Odnoszę natomiast wrażenie, że nauczanie Kościoła na temat homoseksualizmu nie stanowi dla zaangażowanych w kampanię środowisk katolickich żadnego punktu odniesienia…
Oczywiście, że nie, ponieważ środowiska LGBT nie interesują się katolicyzmem jako religią, nie interesuje ich wierność tradycji moralnej judeochrześcijańskiej, ale jedynie ich ideologia oraz poprawność polityczna i medialna. Oni chcą nas nawracać. Jeżeli ktoś poważnie mówi, że jest katolikiem, to przyjmuje całe nauczanie Kościoła katolickiego. Przymiotnik katolicki można przykleić do każdego rzeczownika, ale nie zmienia się przez to rzeczywistości. W moim odczuciu, odpowiednie władze kościelne, powinny odbierać prawo używania pojęcia „katolicki” instytucjom działającym w przestrzeni publicznej, które nie trzymają się nauki katolickiej. **Pojęcie katolicki winno być wyznaniem, a nie parawanem. Osoby i instytucje, które promują zachowania LGBT, niezgodne z nauką moralną, tracą katolicką wiarygodność. Kościół powinien dbać o swoją wiarygodność. Ale tu konieczne jest pewne zastrzeżenie. Najpierw sami członkowie Kościoła, szczególnie duchowni, winni żyć tą nauką. Homoseksualne kompromisy moralne duchownych katolickich (nie chodzi bynajmniej jedynie o Polskę) sprawiają, że trudno jest głosić dzisiaj wierność nauce Kościoła w tej sferze. Dlatego czasami pewnie lepiej milczeć, niż protestować i nawracać środowiska LGBT. A gdy się upomina, to na kolanach…
Katolicy krytycznie oceniający kampanię i starający się przekazać nauczanie Kościoła na temat homoseksualizmu oskarżani są o brak szacunku wobec homoseksualistów, wykluczanie ich i piętnowanie. A także o obłudę, bo przecież Chrystus głosił miłość bliźniego, ponadto mamy Jubileusz Miłosierdzia. Czy to nieusuwalny konflikt czy są jakieś sposoby, by stojąc na gruncie nauczania Kościoła nie spotkać się z zarzutem wykluczania i dyskryminowania? Bo przecież owo nauczanie ani nie wyklucza ani nie dyskryminuje.
Rozmawiając z wielu osobami w rekolekcjach ignacjańskich, w czasie których ludzie dotykają swoich najgłębszych postaw, zachowań, pragnień, potrzeb (tych realnych i tych wmówionych sobie) przekonuję się, że większość naszych problemów jest w „naszej głowie” (wyrażenie to jest oczywiście pewnym skrótem). Nasze myślenie o nas samych, nasza wizja swojej osoby, nasze myślenie o bliźnich, o relacjach międzyludzkich, myślenie o świecie itd. strukturalizuje się wiele lat, od bardzo wczesnego dzieciństwa aż do lat dojrzewania, i dlatego jest głęboko wpisane w „nasze głowy”, a ściślej w nasze rozumowanie, myślenie, wyobrażenia, emocje, pragnienia, potrzeby, odczucia. Konieczna jest też pomocna, autentycznie święta wspólnota i życzliwość. Aby zmienić to ustrukturalizowane nasze myślenie, trzeba łaski, cudu, lat pracy nad sobą, modlitwy, szczerych rozmów, nawrócenia. Niekiedy też pomocna bywa dobrze prowadzona psychoterapia. Jeżeli pewne osoby ze środowisk LGBT, i nie tylko, wmawiają nam katolikom, że wszyscy jesteśmy ich wrogami, piętnujemy ich, prześladujemy, wykluczamy, nienawidzimy, to za tym kryje się ich obraz siebie samych, świata, także świata katolickiego, który strukturalizował się w ich głowach całymi latami. Ale trzeba być szczerym do końca: za wrogością wobec homoseksualistów pewnych osób, w tym niektórych duchownych, też kryją się nabyte stereotypy homoseksualisty, biseksualisty, transwestyty itp., itd. Wszystko jest w naszych głowach (przypominam, że to wieki skrót). Tak więc wszyscy potrzebujemy nawrócenia wewnętrznego. Spotykając się z bliźnim, trzeba mu dawać jasne sygnały: „nie przychodzę pana nawracać”. Sam najpierw potrzebuję nawrócenia. A cytowanie ewangelii, o którym pan mówi, nic nie znaczy. Pytanie zasadnicze: dlaczego się to robi. Sam diabeł cytuje Biblię Jezusowi na pustyni. A gdy się już cytuje Pana Jezusa, to trzeba cytować wszystko. Pan Jezus mówił także: Idź i nie grzesz więcej… Mówił też o gorszycielach maluczkich, młyńskim kole, morskich głębokościach, o piekle. Owszem, o piekle też mówił. By ograniczyć się do przypomnienia tylko tych paru cytatów. Oczywiście wszystkie te słowa są skierowane do wszystkich, ale najpierw do nas księży.
Nauczanie Kościoła nt. homoseksualizmu, omawia także aspekty biologiczne, antropologiczne, psychologiczne i prawne tego zagadnienia. Dlaczego, zdaniem Ojca, nie są one podejmowane przez środowiska LGBT ani wspierające je środowiska katolickie?
Bądźmy szczerzy, ani środowiska LGBT ani też my katolicy, szczególnie księża, nie jesteśmy przygotowani do takiej dyskusji. Może poza nielicznymi środowiskami akademickimi, pewnymi osobami. Rozmowa na ten temat wymagałaby najpierw ustalenie płaszczyzny rozmowy, precyzyjnego języka, wiedzy, znajomości nie tylko swojego stanowiska, ale także stanowiska osób, z którymi rozmawiamy. Wymachiwanie zaś prymitywnym „kałasznikowem naukowym” przez zwolenników LGBT czy też przez katolickich dziennikarzy (gorzej: przez księży) służy zwykle przyparciu przeciwnika do muru, upokorzeniu go, ośmieszeniu, wykluczeniu. To jest nieludzkie. Słuchając pewnych nagrań internetowych na ten temat – jest mi po prostu wstyd. Na polu akademickim, w formacji seminaryjnej takie dyskusje są niewątpliwie potrzebne. Ale przeciętnemu człowiekowi, w temacie ludzkiej miłości, zakochania, zachowań seksualnych, odpowiedzialnego rodzicielstwa konieczny jest najpierw „ratio recta”, prawy rozum, prawe sumienia, dobry przykład rodziców, katecheza. Sama nauka, bez prawego rozumu, bez przykładu rodziców to narzędzie zimne, bezduszne. Zwolennikom LGBT powołującym się ciągle na naukę, i tylko na nią, szczególnie naukę marksistowską trzeba przypominać słowa Dostojewskiego: „Nigdy rozum nie był w stanie określić istoty dobra i zła ani odróżnić ich nawet w przybliżeniu. Przeciwnie, zawsze plątał je w sposób haniebny i żałosny. Nauka rozstrzygała rzeczy siłą pięścią. Wyróżniała się tu zwłaszcza półnauka, najgorszy bicz ludzkości, straszniejszy od moru, głodu i wojny, nieznany aż do naszego stulecia. Półnauka jest tyranem jakiego jeszcze nigdy dotychczas nie znano. Tyranem, który ma swoich kapłanów i niewolników, przed którymi korzą się wszyscy z miłością i zabobonnością. Tyranem nieznanym dotychczas, przed którym drży nawet sama nauka, bezwstydnie potakując półnauce”.
(Fiodor Dostojewski, Biesy, tłum. Tadeusz Zagórski, Zbigniew Podgórzec, Wydawnictwo Puls, Warszawa).
Rozmawiał Tomasz Królak (KAI)
Józef Augustyn SJ (ur. 1950) jest duszpasterzem, rekolekcjonistą i kierownikiem duchowym. Od lat zajmuje się formacją kapłańską i seminaryjną. Opublikował kilkadziesiąt książek w tym pracę „Integracja seksualna: przewodnik w poznawaniu i kształtowaniu własnej seksualności” (1994), która była owocem wieloletnich spotkań katechetycznych i rekolekcyjnych z młodzieżą. W 2002 uzyskał habilitację w Wyższej Szkole Filozoficzno Pedagogicznej „Ignatianum” w Krakowie m.in. na podstawie pracy „Wychowanie do czystości i celibatu kapłańskiego”.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Mam nadzieję, że je to jest absolutnie jasne. Odnoszę natomiast wrażenie, że nauczanie Kościoła na temat homoseksualizmu nie stanowi dla zaangażowanych w kampanię środowisk katolickich żadnego punktu odniesienia…
Oczywiście, że nie, ponieważ środowiska LGBT nie interesują się katolicyzmem jako religią, nie interesuje ich wierność tradycji moralnej judeochrześcijańskiej, ale jedynie ich ideologia oraz poprawność polityczna i medialna. Oni chcą nas nawracać. Jeżeli ktoś poważnie mówi, że jest katolikiem, to przyjmuje całe nauczanie Kościoła katolickiego. Przymiotnik katolicki można przykleić do każdego rzeczownika, ale nie zmienia się przez to rzeczywistości. W moim odczuciu, odpowiednie władze kościelne, powinny odbierać prawo używania pojęcia „katolicki” instytucjom działającym w przestrzeni publicznej, które nie trzymają się nauki katolickiej. **Pojęcie katolicki winno być wyznaniem, a nie parawanem. Osoby i instytucje, które promują zachowania LGBT, niezgodne z nauką moralną, tracą katolicką wiarygodność. Kościół powinien dbać o swoją wiarygodność. Ale tu konieczne jest pewne zastrzeżenie. Najpierw sami członkowie Kościoła, szczególnie duchowni, winni żyć tą nauką. Homoseksualne kompromisy moralne duchownych katolickich (nie chodzi bynajmniej jedynie o Polskę) sprawiają, że trudno jest głosić dzisiaj wierność nauce Kościoła w tej sferze. Dlatego czasami pewnie lepiej milczeć, niż protestować i nawracać środowiska LGBT. A gdy się upomina, to na kolanach…
Katolicy krytycznie oceniający kampanię i starający się przekazać nauczanie Kościoła na temat homoseksualizmu oskarżani są o brak szacunku wobec homoseksualistów, wykluczanie ich i piętnowanie. A także o obłudę, bo przecież Chrystus głosił miłość bliźniego, ponadto mamy Jubileusz Miłosierdzia. Czy to nieusuwalny konflikt czy są jakieś sposoby, by stojąc na gruncie nauczania Kościoła nie spotkać się z zarzutem wykluczania i dyskryminowania? Bo przecież owo nauczanie ani nie wyklucza ani nie dyskryminuje.
Rozmawiając z wielu osobami w rekolekcjach ignacjańskich, w czasie których ludzie dotykają swoich najgłębszych postaw, zachowań, pragnień, potrzeb (tych realnych i tych wmówionych sobie) przekonuję się, że większość naszych problemów jest w „naszej głowie” (wyrażenie to jest oczywiście pewnym skrótem). Nasze myślenie o nas samych, nasza wizja swojej osoby, nasze myślenie o bliźnich, o relacjach międzyludzkich, myślenie o świecie itd. strukturalizuje się wiele lat, od bardzo wczesnego dzieciństwa aż do lat dojrzewania, i dlatego jest głęboko wpisane w „nasze głowy”, a ściślej w nasze rozumowanie, myślenie, wyobrażenia, emocje, pragnienia, potrzeby, odczucia. Konieczna jest też pomocna, autentycznie święta wspólnota i życzliwość. Aby zmienić to ustrukturalizowane nasze myślenie, trzeba łaski, cudu, lat pracy nad sobą, modlitwy, szczerych rozmów, nawrócenia. Niekiedy też pomocna bywa dobrze prowadzona psychoterapia. Jeżeli pewne osoby ze środowisk LGBT, i nie tylko, wmawiają nam katolikom, że wszyscy jesteśmy ich wrogami, piętnujemy ich, prześladujemy, wykluczamy, nienawidzimy, to za tym kryje się ich obraz siebie samych, świata, także świata katolickiego, który strukturalizował się w ich głowach całymi latami. Ale trzeba być szczerym do końca: za wrogością wobec homoseksualistów pewnych osób, w tym niektórych duchownych, też kryją się nabyte stereotypy homoseksualisty, biseksualisty, transwestyty itp., itd. Wszystko jest w naszych głowach (przypominam, że to wieki skrót). Tak więc wszyscy potrzebujemy nawrócenia wewnętrznego. Spotykając się z bliźnim, trzeba mu dawać jasne sygnały: „nie przychodzę pana nawracać”. Sam najpierw potrzebuję nawrócenia. A cytowanie ewangelii, o którym pan mówi, nic nie znaczy. Pytanie zasadnicze: dlaczego się to robi. Sam diabeł cytuje Biblię Jezusowi na pustyni. A gdy się już cytuje Pana Jezusa, to trzeba cytować wszystko. Pan Jezus mówił także: Idź i nie grzesz więcej… Mówił też o gorszycielach maluczkich, młyńskim kole, morskich głębokościach, o piekle. Owszem, o piekle też mówił. By ograniczyć się do przypomnienia tylko tych paru cytatów. Oczywiście wszystkie te słowa są skierowane do wszystkich, ale najpierw do nas księży.
Nauczanie Kościoła nt. homoseksualizmu, omawia także aspekty biologiczne, antropologiczne, psychologiczne i prawne tego zagadnienia. Dlaczego, zdaniem Ojca, nie są one podejmowane przez środowiska LGBT ani wspierające je środowiska katolickie?
Bądźmy szczerzy, ani środowiska LGBT ani też my katolicy, szczególnie księża, nie jesteśmy przygotowani do takiej dyskusji. Może poza nielicznymi środowiskami akademickimi, pewnymi osobami. Rozmowa na ten temat wymagałaby najpierw ustalenie płaszczyzny rozmowy, precyzyjnego języka, wiedzy, znajomości nie tylko swojego stanowiska, ale także stanowiska osób, z którymi rozmawiamy. Wymachiwanie zaś prymitywnym „kałasznikowem naukowym” przez zwolenników LGBT czy też przez katolickich dziennikarzy (gorzej: przez księży) służy zwykle przyparciu przeciwnika do muru, upokorzeniu go, ośmieszeniu, wykluczeniu. To jest nieludzkie. Słuchając pewnych nagrań internetowych na ten temat – jest mi po prostu wstyd. Na polu akademickim, w formacji seminaryjnej takie dyskusje są niewątpliwie potrzebne. Ale przeciętnemu człowiekowi, w temacie ludzkiej miłości, zakochania, zachowań seksualnych, odpowiedzialnego rodzicielstwa konieczny jest najpierw „ratio recta”, prawy rozum, prawe sumienia, dobry przykład rodziców, katecheza. Sama nauka, bez prawego rozumu, bez przykładu rodziców to narzędzie zimne, bezduszne. Zwolennikom LGBT powołującym się ciągle na naukę, i tylko na nią, szczególnie naukę marksistowską trzeba przypominać słowa Dostojewskiego: „Nigdy rozum nie był w stanie określić istoty dobra i zła ani odróżnić ich nawet w przybliżeniu. Przeciwnie, zawsze plątał je w sposób haniebny i żałosny. Nauka rozstrzygała rzeczy siłą pięścią. Wyróżniała się tu zwłaszcza półnauka, najgorszy bicz ludzkości, straszniejszy od moru, głodu i wojny, nieznany aż do naszego stulecia. Półnauka jest tyranem jakiego jeszcze nigdy dotychczas nie znano. Tyranem, który ma swoich kapłanów i niewolników, przed którymi korzą się wszyscy z miłością i zabobonnością. Tyranem nieznanym dotychczas, przed którym drży nawet sama nauka, bezwstydnie potakując półnauce”.
(Fiodor Dostojewski, Biesy, tłum. Tadeusz Zagórski, Zbigniew Podgórzec, Wydawnictwo Puls, Warszawa).
Rozmawiał Tomasz Królak (KAI)
Józef Augustyn SJ (ur. 1950) jest duszpasterzem, rekolekcjonistą i kierownikiem duchowym. Od lat zajmuje się formacją kapłańską i seminaryjną. Opublikował kilkadziesiąt książek w tym pracę „Integracja seksualna: przewodnik w poznawaniu i kształtowaniu własnej seksualności” (1994), która była owocem wieloletnich spotkań katechetycznych i rekolekcyjnych z młodzieżą. W 2002 uzyskał habilitację w Wyższej Szkole Filozoficzno Pedagogicznej „Ignatianum” w Krakowie m.in. na podstawie pracy „Wychowanie do czystości i celibatu kapłańskiego”.
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kosciol/308402-umizgi-do-homoseksualizmu-to-furtka-to-demoralizacji-i-niszczenia-kosciola-od-srodka-podkresla-o-jozef-augustyn?strona=2