Papież Franciszek urwał się poza Watykan. Nikt o tym nie wiedział poza jego kierowcą!

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. Twitter
fot. Twitter

Zabawną historię z papieżem Franciszkiem w roli głównej opisał dziennikarz Andrea Tornielli z Vatican Insider. Papież po wizycie u dentysty wyjechał ze swoim kierową poza mury Watykanu. Nikt o tym nie wiedział, nie wyznaczono żadnej trasy ani ochrony. Franciszek załatwił swoje sprawy i spokojnie wrócił do Watykanu.

W środę rano papież Franciszek był u dentysty w watykańskiej przychodni. Zaraz po wyjściu, po godz. 9 powiedział do swojego kierowcy:

Chciałbym skoczyć do Papieskiej Rady ds. Ameryki Łacińskiej. To niedaleko, na rogu pl. Św. Piotra i Via della Conciliazione

Kierowca mu na to:

Ależ Ojcze Święty, to skomplikowane, trzeba zawiadomić całą masę służb, przygotować trasę”…

A Franciszek:

Nie przejmuj się, jestem papieżem, jesteśmy w rękach Boga”. Więc kierowca posłusznie siadł za kierownicą białego, hybrydowego nissana note i wyjechał z Watykanu

– tak tłumaczy tekst z watykańskiejj gazety korespondent Jacek Pałasiński.

Szwajcarzy ledwo zdążyli zasalutować, ich zaskoczenie było pełne, bo nikt ich nie zawiadamiał, że papież wyjeżdża poza mury. Mimo, że w linii prostej to kilkaset metrów, to podróż samochodem była całkiem długa, bo Via della Conciliazione jest jednokierunkowa i trzeba objechać ją z boku aż do Zamku św. Anioła, skręcić w prawo w zatłoczoną ulicę, znów w prawo w Via della Conciliazione i ruszyć z powrotem w kierunku Watykanu. 
Nissan zatrzymał się przed właściwym budynkiem, papież wysiadł, przeszedł przez chodnik i zniknął w bramie. Był sam, kierowca został w samochodzie. Poczekał na windę, wjechał na czwarte piętro i zadzwonił do drzwi biur Rady. Zakonnica, która mu otworzyła drzwi omal nie zemdlała. Nie była w stanie mówić, więc papież, nie czekając, ruszył w głąb i zapukał do drzwi gabinetu, gdzie wiceprzewodniczący Rady, urugwajski profesor Guzman Carriquiry Lecour prowadził właśnie naradę ze współpracownikami nt. organizacji Jubileuszu Miłosierdzia w Bogocie.

Dzień dobry, mogę wejść?

– zapytał Franciszek.

Zebranym też odjęło mowę.

Masz chwilę, możemy pogadać?

– zapytał papież znajomego profesora.

Oczywiście

– odparł Carriquiry.

Weszli razem do jego gabinetu i rozmawiali przez dobre pół godzinki. Potem wrócili do reszty towarzystwa, zakonnica przygotowała wszystkim kawę, papież zaoferował, że pomoże w redakcji jakiegoś dokumentu, ale wszyscy chóralnie odmówili, że nie trzeba, że dadzą radę. Więc papież wsiadł z powrotem do windy, zjechał, znów przeszedł przez chodnik, na którym niewielu go tylko zauważyło, wsiadł do małego nissana i pojechał w kierunku Watykanu.

Była to „pierwsza tego rodzaju samowola”, popełniona przez Franciszka - powiedział później o całym zdarzeniu kierowca papieski.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych