Ponieważ ucieszyłaś się, że dołączyłem do zwolenników „globalnej wioski”, muszę jakoś wyjaśnić to…nieodczytanie ?…
Zważ, iż po zdaniu: „Czy to znaczy, że idea „globalnej wioski” jest ze wszech miar zła? Nic podobnego”, następuje rozwinięcie, jak należy rozumieć idee, którą chrześcijanie realizowali od wieków, od początku – „Nie masz Żyda ani Greka”…
Dlatego wczytaj się, proszę, w puentujący wers: > „Wioski” trwają w zgodzie tak długo, jak wykształcone przez pokolenia mądre obyczaje, nie zostają zakłócone brutalną ingerencją. I nie musi to być czynnik materialny, personalny. Czasami wystarczy powiew kaleczącej idei. Wtedy dezintegrują się „wioski”, padają imperia. Czyż zatem można mieć złudzenia, iż tym razem powiedzie się koleina próba tworzenia imperium globalnego, czy jak kto woli - „globalnego zbratania” „globalnej wioski”, poprzez odrzucenie zweryfikowanego już przez wieki „projektu” konstrukcji - Ewangelii - Księgi Miłości, Ofiary, Księgi Życia i Śmierci? Bez wyrywania czy prania, niewygodnych stron… <
Mam nadzieję, że to ustawia sprawę. Najwyżej możesz okrzyknąć mnie naiwnym. Niech będzie. To kwestia do rozważenia w kontekście pierwszego akapitu – naiwność, czy nadzieja?…
Przy okazji załatwmy w końcu inny wątek. Zbyt „ortodoksyjnego” – jak pisałaś - podejścia do twórców i ich twórczości. Szczególnie tej kpiarskiej. Zwróciłaś uwagę, iż ongiś sam się lubowałem w pijacko-satyrycznej demaskacji piosenek: „W Polskę idziemy drodzy panowie”, czy „Niedziela na Głównym” .
Dziękuję za to przypomnienie. Muszę jednak wprowadzić pewną erratę. Zaśpiew Gołasa w kabarecie Dudek, który oglądaliśmy w „Nowym Świecie”, mimo prześmiewczego wytyku, nie miał w sobie – wolno mi tak odczuwać – owej obcości, a i sztuczności, która raziła w drugiej piosence.
W „Niedzieli na Głównym” jej autor nie pojmował prostego, bezpretensjonalnego żywiołu u młodych, przeważnie chłopaków z akademików i zaprzyjaźnionych warszawiaków. (Nie chcę zapewniać, że nieustająco pełnych intelektualnych uniesień.) Były to godziny, które spędzaliśmy w restauracji dworcowej po niezobowiązujących ( …gdzie się podziały tamte dziewczyny…) tańcach w niedalekim Domu Studenta na Placu Narutowicza. Przychodziliśmy dla…powiedzmy - ochłody, towarzyskiej konwersacji, no i z ekonomicznej kalkulacji (piwo dworcowe było tanie). A przy okazji - tam właśnie po raz pierwszy wysłuchałem pół-legalne (chyba) naonczas „Czerwone maki na Monte Casino” i „My- Pierwsza Brygada”, wygrane i wyśpiewane przy spontanicznym podkładzie muzycznym.
Naszym żywiołem, młodzieży z Politechniki, były hulanki sobotnio-niedzielne na miejscu – jako się rzekło - na Placu Narutowicza, czasami w „Stodole”, wyjątkowo jakaś awanturka w „Kongresowej”. Do „Hybryd” zaglądaliśmy rzadko – nie te klimaty - tam szpanowała warszawka czy nawet Warszawa J, raczej z UW i okolic niż PW. A zmyślny Młynarski wykombinował pewnie, że skoro Politechnika, skoro Dworzec, skoro piwo a nie szampan czy koniak, to musi być spleen i w ogóle „brak przyjaciela”. No i dostawał aplauz u swoich, za opis plebsu. Nic to, że chybiony.
I tak to jest, a i będzie z wszelkimi bajaniami, gdy bezkrytycznie rzutuje się środowiskowy ogląd na rzeczywistość. Np. „uniwersalnie” modne jest tropienie, z lupą, zagrożeń – i to w Polsce! - antysemityzmu. ( Jesteś i tu, jak zwykle, przodownicą. ) Tudzież innych wydumanych (nakazanych?…) horrorów, odkrywanych co i rusz przez lewy aktyw, co to zapamięta i wyśpiewa wszystko co trzeba, kiedy trzeba. Na danym etapie.
*
Nie chodzi o starszego pana Wojciecha. ( Miał i trafniejsze zaśpiewy.) Rozumiemy i opisujemy świat, korzystając li tylko z wyimków rzeczywistości i – to oczywiste - ze sprawności własnego intelektu. I woli. Fundamentem owej sprawności jest umiejętność ocen jakości informacji. A podstawą wolności – dostęp do wiedzy, chęć, i możliwość realizacji. Mądrej realizacji. Dla jasności - to dotyczy nas wszystkich. Również Ciebie i mnie.
Zatem daruj, ale nie mogę powstrzymać się od pewnego sarkazmu (wyłazi szydło z worka nawyków) i pytam: Skąd czerpiemy mądrość ? Czym i jak ją weryfikujemy? Środowiskowymi modami, uogólnieniami? Nakazami? Tantiemami?…
Według jakich drogowskazów chadzamy? - Tych dostrzeganych z wioski? Wioski globalnej, ma się rozumieć. Zawsze postępowej! A jak mus to mus!
I tak – od globalnej wioski do globalnej wioski, z artystą (jednym z wielu) czerpiącym wenę z niespełnień na Dworcu Głównym w tle – doszliśmy do osobistej prośby. Otóż namawiam Cię do ponownego rozważenia com już napisał wcześniej tutaj: Może nie będzie nieporozumień. Albo będą – daj Boże - jeno twórcze.
Przy okazji. Czy zwróciłaś uwagę, że poważne państwa – np. Chiny, Rosja, Izrael – jakoś nie wchodzą w owe – wciskane nam przez jeźdźców postępu - „globalne” multi-kulti, gendery itp. W ten cały trynd.
Jak myślisz, co to znaczy?…
To tyle. O innych gorączkach bieżączki – w tym o obecnej wersji napinaniu muskułków tutejszych pomagdelenkowych biegaczy w sztafecie do obcych dworów - może innym razem. Zresztą jaki jest koń (czy osieł), każdy widzi. Ty jeszcze nie?… Nawet w dniach , kiedy wspominamy Konstytucję 3-Maja oraz czasy, które ją poprzedzały? I zakończyły. Naprawdę nie widzisz?…
PS. Dla jasności w temacie piosenkowania. Żadnych ponuractw. Np. zawsze lubiłem Jana Pietrzaka. W czasach, które pamiętam, wespół z Jonaszem Koftą, w „Hybrydach”, kazali m.in. Pamiętać o ogrodach. Między Starą a Nową Miłosną. Nie mówiąc o późniejszej – samodzielnej już – „Żeby Polska była Polską”. A i w STS-ie mogło się podobać to i owo.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kosciol/291332-z-listow-do-przyjaciol-i-znajomych-jeszcze-o-globalnej-wiosce-i-nie-tylko