Kiedy kilka lat temu pisałam biografię prymasa Józefa Glempa, zapytałam go wtedy, jak chciałby zostać zapamiętany. Odpowiedział:
Jako człowiek szczery, działający w duchu wiary.
Gdy myślę o nim dzisiaj, w trzecią rocznicę śmierci kard. Glempa (przypada ona 23 stycznia), zastanawiam się, czy to pragnienie się ziściło. I z wielkim smutkiem muszę przyznać, że - jak dotychczas - niestety nie.
Wielu Polaków wciąż mu nie może zapomnieć ugodowej postawy, jaką prezentował w stanie wojennym, gdy tak usilnie nawoływał do nieprzelewania polskiej krwi i ocalenia głowy każdego Polaka. A on realizował tylko przemyślaną strategię całego Kościoła, wprawdzie boleśnie racjonalną, ale najlepszą z możliwych. Zadaniem Kościoła bowiem jest szukanie maksymalnego dobra w warunkach, które w danej chwili istnieją. I Prymas Glemp o tym wiedział. Działał więc szczerze. W duchu wiary.
Podobnie było w odniesieniu do błogosławionego już księdza Jerzego Popiełuszki. Wielu Polaków wini ciągle prymasa Glempa za tę męczeńską śmierć. Za to, że nie zmusił swego kapłana do opuszczenia Polski albo nie wydał mu zakazu głoszenia kazań podczas słynnych Mszy za Ojczyznę. Tymczasem Prymas nie mógł tego uczynić. Nie mógł i nie chciał działać po linii komunistycznych władz, którym byłoby to na rękę. Nie uważał też, by ks. Jerzy głosił inne prawdy, niż ewangeliczne i nie chciał ks. Jerzego do niczego zmuszać.
Dla mnie kard. Glemp jest człowiekiem starego, zapomnianego już w świecie formatu. Postacią nieprzeciętną. Jedną z najważniejszych w historii Polski ostatniego półwiecza. Przez ćwierć wieku odgrywał on kluczową rolę w polskim Kościele, właśnie w duchu wiary prowadząc go po swoim wielkim poprzedniku Prymasie Wyszyńskim i za pontyfikatu wielkiego papieża Polaka. To Prymas, który przez życie godził się „iść bez oklasków świata”, w Herbertowskiej „postawie wyprostowanej”, często pod prąd, za to nie wikłając nigdy Kościoła w żadne układy polityczne, nie wchodząc w żadne alianse, zależności. Dlatego nie zawsze był rozumiany przez współczesnych. Wierzę jednak, że „późny wnuk” przyzna mu rację. Taka bowiem jest logika dziejów. Jak pisał Norwid, „…każdego z takich jak ty, świat nie może przyjąć od razu…”.
To bez wątpienia ostatni taki Prymas w dziejach Kościoła. Ostatni prymas związany z Warszawą. Ostatni, który był jednocześnie przewodniczącym Episkopatu i głową Kościoła w Polsce, który miał specjalne uprawnienia legatus natus zobowiązujące do utrzymywania stałych kontaktów z Watykanem i konsultacji przy nominacji biskupów. To także ostatni prymas będący zarządcą dwóch diecezji naraz. Trawestując Mickiewicza, można stwierdzić, że Józef Glemp to „ostatni, co tak Kościół wodził” w dotychczasowym kształcie. Ostatni jego przywódca religijny i polityk zarazem, ostatni interrex.
Resztę dopowie przyszłość.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kosciol/279148-ostatni-taki-prymas-dla-mnie-kard-glemp-jest-czlowiekiem-starego-zapomnianego-juz-w-swiecie-formatu
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.