Co naprawdę działo się na synodzie? Abp Hoser: „Proponując rozwiązania nie w oparciu o doktrynę wiary, to można to nazwać herezją“

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. WPIS
Fot. WPIS

Adam Sosnowski: Słyszało się, że na synodzie ostoją tradycji i obrońcami dotychczasowej doktryny katolickiej byli głównie biskupi z Afryki, Europy Wschodniej i Ameryki Północnej. Czy taki podział geograficzny faktycznie istnieje? Widać zależność, że pewne episkopaty pragną pozostać przy obecnym kształcie katolicyzmu bardziej niż inne?

Abp Henryk Hoser: Niewątpliwie tak było, a nurty rozkładają się mniej więcej tak, jak Pan to opisuje. Mogę powiedzieć, że wyrażaliśmy się w tym samym duchu, co biskupi afrykańscy. Z nimi wiąże nas myślowa jedność. Europa Wschodnia też mówiła jednym głosem, a łącznikiem między nami był Gwinejczyk, kard. Robert Sarah, prefekt Kongregacji Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów. Niemniej nie można powiedzieć, że na zachodzie Europy postawa jest jednostronnie odmienna. Tam również są biskupi podzielający nasz punkt widzenia.

Zdradzi nam Ksiądz Arcybiskup jakieś nazwiska?

Przykładowo kardynał André Vingt-Trois, metropolita Paryża. On już na wstępie swoich wypowiedzi powiedział bardzo mądrą rzecz, a mianowicie, że są sytuacje – a miał na myśli rozwodników żyjących w ponownych związkach – w których nie ma dobrych rozwiązań i tylko czas może być czynnikiem rozwiązującym problem. On należy z pewnością do nurtu tradycyjnego nauczania Kościoła; zresztą nie wszyscy przedstawiciele tego nurtu byli na synodzie. We Francji należą do niego biskupi, których nominował Jan Paweł II, a jest ich dość duża liczba. Także w Niemczech są tacy biskupi, jak na przykład bp Stefan Oster z Pasawy (Passau). Ten młody biskup, mający 50 lat, jest bardzo związany z magisterium pontyfikalnym.

Niemniej jeżeli chodzi o episkopat niemiecki, biskup Oster niestety jest wyjątkiem. To tamtejsi duchowni domagają się Komunii św. dla rozwodników, zniesienia celibatu, kobiet w kapłaństwie czy małżeństw homoseksualnych. Także na tym synodzie kardynałowie Marx i Kasper próbowali przeforsować bardzo liberalne postulaty.

No tak, temu się niestety nie da zaprzeczyć i oni faktycznie tak się wypowiadają. Nazywam to drugą falą kryzysu posoborowego. Pierwsza rozpoczęła się na fali rewolucji obyczajowej 1968 r. i kontestowała encyklikę Humanae vitae, która ukazała się w lipcu 1968 r. Kwestionowali ją niektórzy biskupi, księża, a oczywiście także media, które ją wręcz zwalczały. Przyczyny były różne, nie miejsce tu o wszystkich mówić, ale ważną rolę odegrały naciski firm farmaceutycznych. Od 1968 r. zaczęła się systematyczna kontestacja nauczania pontyfikalnego. To był tragiczny kryzys w historii Kościoła, bo pociągnął za sobą tysiące księży i tysiące zakonnic, którzy porzucili drogę powołania. Teraz mamy drugi kryzys – w wątpliwość podaje się stałe nauczanie Kościoła dotyczące rodziny, a także nauki o sakramentach. A trzeba powiedzieć jasno: Kościół nie ma władzy nad sakramentami. Podobnie nie ma władzy, aby rozwiązać ważnie zawarte małżeństwo sakramentalne. Nie ma więc mowy o tzw. rozwodach kościelnych, gdyż Kościół takiej władzy po prostu nie ma. To wynika ze słów Chrystusa, który powiedział jasno: „Co Bóg złączył, niechaj człowiek nie rozłącza”.

Rewolucja seksualna 1968 r., o której Ksiądz Arcybiskup wspomina, była szczególnie nasilona we Francji i w Niemczech. To widać po kulturze i literaturze tego czasu; młodzi ludzie w Berlinie i innych dużych miastach porzucali domy rodzinne, aby zamieszkać w tzw. komunach, szerzył się promiskuityzm i skrajnie lewicowa myśl polityczna, która ostatecznie w latach 1970. ukształtowała brutalnych terrorystów z RAF. Ale tu cały czas mówimy o osobach świeckich. Dzisiaj jednak w Niemczech słychać głosy wysoko postawionych hierarchów, obecnych także w Kurii Rzymskiej, że naukę Kościoła należy zmienić.

Rewolucja seksualna faktycznie wyszła od świeckich, ale także wtedy wśród hierarchii Kościoła pojawiły się osoby, które nie akceptowały nauki Kościoła w zakresie małżeństwa i rodziny. Skutkiem tego był zupełny zanik sakramentu pokuty w wielu krajach. Po prostu przestano spowiadać. I ten stan trwa w pewnym stopniu do dzisiaj; a mimo tego ci katolicy przystępują do Komunii św.

Oni często nawet nie wiedzą, że to grzech. Ta świadomość doktryny katolickiej i społecznej nauki Kościoła na Zachodzie jest już znikoma.

Owszem, często nie wiedzą, idą w dobrej woli, ale obiektywnie na to patrząc, mamy do czynienia ze świętokradztwem. Natomiast dzisiaj powracają te same argumenty, jakby je wyciągnięto po prostu z szuflady.

Niemniej nie mieści mi się w głowie, jak opierając się na tej samej Biblii, Tradycji, pismach Ojców Kościoła, adhortacjach czy encyklikach pewna część biskupów dochodzi do tak odmiennych opinii i sądów.

Rozumiem Pana spostrzeżenie, ale proszę spojrzeć na historię Kościoła. Od czasów apostolskich to również historia schizm i herezji. Historia toczy się dalej.

Czyli głoszący tego typu zmianę nauki to heretycy i schizmatycy?

Dzisiaj tych pojęć może już się rzadziej używa, ale w listach św. Pawła i św. Jana widać, że to zjawisko już wtedy istniało. Zdziwiłbym się więc, gdyby dzisiaj tych zjawisk nie było.

Mówiąc inaczej: Komunia św. dla rozwodników żyjących w ponownych związkach to herezja?

Herezja jest odejściem od prawowitej doktryny wiary. Jeżeli proponuje się rozwiązania nie w oparciu o doktrynę naszej wiary, to można to oczywiście nazwać herezją.

12
następna strona »

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych