Judaszowy atak przed Synodem. Histeria ks. Charamsy to żałosna manipulacja tęczowego lobby

Fot. YouTube
Fot. YouTube

„Artykuł osiemnasty to pełnometrażowy film dokumentalny, w którym stawiamy pytanie, dlaczego w Polsce nie udało się dotąd wprowadzić prawa umożliwiającego formalizację związków osób tej samej płci. Mimo 25 lat wolności i demokracji osoby homoseksualne nadal spotykają się z dyskryminacją, a politycy nie traktują ich problemów poważnie. Brak możliwości zawarcia związku partnerskiego lub małżeństwa jest dla wielu z nich nie tylko problemem utrudniającym normalne, zwykłe życie, ale także symbolem traktowania przez własną ojczyznę jak obywateli i obywatelek drugiej kategorii

— czytamy na stronie filmu. Pieniędzy na produkcję najwyraźniej brakuje, bo realizatorzy ogłosili zbiórkę publiczną. Jak na razie zainteresowanie marne. Według planu muszą uzbierać 50 tys. złotych. Jak na razie 184 osoby wpłaciły łącznie ponad 18 tys. zł. Wynika z tego, że na głowę przypada lekko ponad 110 zł. Jak na wsparcie koronnego dzieła niewiele.

Czy gejowska spowiedź ks. Charamsy pomoże? Skoro zna to środowisko tak dogłębnie, musi wiedzieć, że jego celem nie jest, bynajmniej, zbliżenie się Kościoła i wkupienie w jego łaski. Mimo rozemocjonowania i histerii, musi mieć świadomość, że swoim rozedrganym wystąpieniem daje przeciwnikom Kościoła narzędzie do walki. Sieje zamęt wśród wiernych, podważa wiarygodność innych kapłanów i w bardzo poważnie rozbija Wspólnotę. Dlaczego więc to robi? Jest jednym z agentów, którzy po przejściu błyskawicznej ścieżki kariery, uderzają  od środka? A może zagubionym księdzem, na którego ktoś zebrał haki? Bez względu na przyczyny, skutek jest jasny.

Ks. Charamsa, niezależnie od tego iloma purpurackimi tytułami poprzedzi swoje nazwisko, stawia samego siebie poza nurtem nauczania Kościoła, wyłącza się ze Wspólnoty. Mam nadzieję, ze jego przełożeni podejmą właściwe decyzje, tak wobec niego, jak i wobec innych kpiących z kapłaństwa przebierańców. Z pewnością należycie oceni to Pan Bóg, który radził gorszycielom uwiesić sobie u szyi kamień młyński.

Jeszcze trzy lata temu ks. Charamsa głosił płomienną konferencję o wierze w pelplińskim seminarium, zachęcając do podejmowania „biegu naszej wiary, która wymaga wciąż nowego zahartowania, treningu, ascezy, modlitwy, pokonania siebie”.

Kto trenuje chodzenie na ruchomej bieżni, w rytm głośnej muzyki, pewnie usłyszał od swojego trenera, że zawsze musi trzymać rytm, nie tracić go. Z wiarą jest podobnie. Ona pomaga utrzymania rytmu wspólnoty wierzących, wspólnoty wszystkich kroczących, ludu Bożego. Ona wymaga bieżni drogi Kościoła, bez której wiara wychodzi na bezdroża. Co więcej, traci grunt pod nogami, można sobie nogi połamać

— mówił. Trzy lata po wygłoszeniu tej przestrogi, zgubił rytm, wypadł z bieżni, stracił grunt i połamał sobie nogi. Jego tęczowi „przyjaciele” triumfują, że udało im się znokautować Kościół. W końcu nie byle kto pojawił się w ich szeregach: „funkcjonariusz Kongregacji Nauki Wiary, drugi sekretarz Międzynarodowej Komisji Teologicznej, wykładowca Papieskiego Uniwersytetu Gregoriańskiego”. Tylko czekać aż ogłoszą kolejnych. Lada moment pojawi się jakaś zakonnica lesbijka albo inny nieobliczalny przypadek emocjonalny. Wszystko zgodnie z precyzyjnie rozpisaną gejowską strategią.

CZYTAJ WIĘCEJ: Abecadło homopropagandy, czyli 6 etapów manipulacji. Jak środowiska LGBT programują nasze myślenie?

Czy ks. Charamsa zdoła zaszkodzić Kościołowi? Rozpasani pychą organizatorzy tęczowej akcji z pewnością są przekonani o wygranej. Ale zwycięstwo leży w zupełnie innym miejscu. Po bolesnym zgorszeniu zostanie tylko kurz i głęboki niesmak zdrady. Chrystusowy Kościół przetrwał zdradę Judasza. Przetrwa i kolejne.

« poprzednia strona
12

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.