Homilia Grabaża na czasie. Jeśli Kościół nie będzie opoką, a więc czymś trwałym w świecie nieustannej zmiany, to go nie będzie

Fot. YouTube
Fot. YouTube

Krzysztof Grabowski ps. Grabaż, lider „Piżamy porno” skomentował homilię abp. Stanisława Gądeckiego, przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski. Wysłuchałem kiedyś kilku piosenek Grabaża. Podobały mi się. Nie oznacza to, że ich autor posiada kompetencje, aby wypowiadać się na tematy duchowe. Swoim wystąpieniem Grabaż potwierdził ich brak.

Ogłosił on:

Dowiedziałem się, że ostatnio, mojemu ulubieńcowi, Abp Gądeckiemu nie podobają się niedzielne zakupy oraz weekendowe wyjazdy rodaków za miasto… Mam coraz mniej siły na bycie owcą w stadzie tego pasterza. Czy można zawiesić swoje katolstwo do czasu pojawienia się na arcybiskupim stolcu kogoś bardziej na czasie?

Portal wPolityce.pl odnotował tę wypowiedź, skomentował ją Wiktor Świetlik. Dlaczego więc wracam do niej chociaż nie jest ona warta jakiejkolwiek reakcji? Ano dlatego, że jest typowa dla anykościelnej kampanii prowadzonej obecnie w Polsce. Została zresztą niezwykle nagłośniona i przetoczyła się przez media jako „głos w publicznej debacie”. W naszej rzeczywistości można mieć pewność, że każdy atak na Kościół ze strony aktorki, piosenkarza czy żonglera zostanie ogłoszony wydarzeniem. Czy było to motywem Grabaża? Szczerze powiedziawszy, mało mnie to obchodzi.

Abp. Gądecki wezwał do uznania niedzieli za dzień wolny od pracy. Takie ustawowe rozwiązanie funkcjonuje w wielu zachodnich demokracjach. Przewodniczący Konferencji Episkopatu apelował, aby raz na jakiś czas uzyskać dystans do codziennej gonitwy, do naszego konsumpcyjnego rytmu życia i zdobyć się na refleksję o rzeczach duchowych. Co z tego zrozumiał Grabaż? Zacznijmy od protekcjonalno-ironicznego tonu: „mój ulubieniec” z jakim piosenkarz zwraca się do duchownego. To sposób na degradację spraw poważnych. Apel o refleksję i modlitwę to dla Grabaża niechęć do zakupów czy podmiejskich wycieczek. To taktyka równi pochyłej, stosowana dziś nagminnie przez wyznawców dominującej ideologii, zgodnie z którą apel o moralność oznacza nową inkwizycję, a walka z korupcją publiczne egzekucje. Wezwanie do modlitwy w niedzielę to niechęć do wycieczek.

Grabaż grozi, że „zawiesi swoje katolstwo do czasu pojawienia się arcybiskupim stolcu, kogoś bardziej na czasie”. Nie zdaje sobie sprawę, że zrobił to już od kiedy jego bożkiem stał się „czas”. Wiara w owego bałwana, do którego bezrefleksyjnie mamy się dostosowywać, jest najgłupszą z możliwych idolatrii, quasi religią, której wyznawcy nie zadają sobie elementarnego pytania o jej sensowność. Niestety, wielu młodych Polaków usiłuje godzić owo bałwochwalstwo z przywiązaniem do tradycyjnych form religii, a jest to niemożliwe. Jeśli Kościół nie będzie opoką, a więc czymś trwałym w świecie nieustannej zmiany, to go nie będzie. I nie chodzi o zewnętrzne formy, które z natury rzeczy ulegają przekształceniom, chodzi o sprawy podstawowe.

Od kiedy, ktoś taki jak Grabaż uwierzył, że trzeba dostosowywać się do czasów, jego katolstwo, jeśli nawet miało kiedyś coś wspólnego z katolicyzmem, nie tylko wisi, ale i powiewa.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych