Miłosierdzie - aktywne współczucie

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. wPolityce.pl
fot. wPolityce.pl

12 kwietnia, Niedziela Miłosierdzia, święto ustanowione przez Jana Pawła II w dniu kanonizacji siostry Faustyny. A w Watykanie Papież Franciszek ogłosił rok Świętego Miłosierdzia, który będzie trwał od 8 grudnia tego do 20 listopada 2016 roku. Podczas ceremonii papież powiedział m.in.: ”Kościół, w czasach wielkich epokowych przemian i cierpień został wezwany do bardziej wyraźnego wskazywania znaków obecności i bliskości Boga”. M.in. do manifestacji miłosierdzia.

Ta niedziela była także świętem Caritasu, który to zadanie od lat wciela w życie, i który obchodzi właśnie 25-lecie odnowienia działalności po komunizmie. W tym procesie myślenia pierwsze jest współczucie, które potem – bywa – że robi krok do przodu i przemienia się w słowo, gest, czyn czyli akt miłosierdzia. Caritas jest właśnie rodzajem kuźni, gdzie jedno przekuwa się w drugie. Współczucie bez tego kolejnego fragmentu procesu, wydaje się jałowe, impotentne.

Miłosierdzie – czytam w encyklopedii – to bezinteresowna pomoc, wyrażająca się w konkretnych działaniach. To słowo, jego treść zawsze miało dla mnie szczególne znaczenie. Było, jest i będzie jednym z najbardziej „twardych” dowodów na istnienie Boga. Bo jeśli miłość między młodymi kobietą a mężczyzną, miedzy rodzicami a dziećmi można łatwo wytłumaczyć w kategoriach biologicznych, kontynuacji gatunku - nawet takie uczucia jak przywiązanie do siebie starych małżonków, kiedy fizyczna atrakcyjność dawno minęła, a pozostały niedogodności i choroby. Ale współczucie, a potem zdarza się, ze pomoc dla zupełnie nieznanych ludzi na różnych końcach świata? Tu widzę Palec Boży – bo przecież miłosierdzie stanowi obcy, egzotyczny element w zaakceptowanej przez nowoczesny świat, zwłaszcza lewicowo-liberalny, „dżungli ludzkiej”, drapieżnego darwinizmu, także społecznego, ekonomicznego i kulturowego. Wydaje się tu pojęciem „nie z tego świata”, a jednak, a jednak…

Caritas wspiera swoją pomocą potrzebujących w Polsce i w 20 krajach świata, 900 placówek i 100 tys. wolontariuszy, pracujących na okrągło, a nie tylko podczas jednego zrywu w roku. Kapucyni na Miodowej w Warszawie przygotowują i wydają kilkaset posiłków dziennie. Chrześcijańskie misje w Gambii czy Chinach, to nie tylko centra ewangelizacyjne, głoszące słowo Boże, ale  i przychodnie lekarskie, szkoły i ośrodki integracji i kultury. Rodziny adoptują niechciane i porzucone dzieci z domów opieki, inne przysposabiają zwierzęta ze schroniska na Paluchu i dziesiątków innych. Regularnie przesyłamy datki dla ofiar trzęsienia ziemi na Haiti, tsunami na Sri Lance i powodzi w Bangladeszu. Decydujemy się na „adopcję serca”, czyli na odległość, kiedy nasze comiesięczne 50 złotych pozwala osieroconemu dziecku, których rodzina wymarła na AIDS, uczyć się i zdobyć zawód. Dokument, pokazujący horror, jaki przeżywają zwierzęta, psy, małpy w laboratoriach ośrodków naukowych, gdzie dokonuje się eksperymentów medycznych, nie tylko odbiera nam na wiele nocy sen, ale i skłania do podpisywania petycji przeciw takim praktykom. Mówi się „serce mnie boli, kiedy myślę o”, czy „serce mi się ścisnęło na widok …”, i nie bójmy się do tego przyznać, bo to są sygnały naszego człowieczeństwa.

Celowo nie sięgam po islam, który w swoich pięciu filarach, podstawowych zasadach, wedle których powinien żyć muzułmanin, wspomina także o jałmużnie. Po jainizm, gdzie mnisi i mniszki, kiedy już zrezygnują z bliskości rodziny, pozbędą się wszystkich rzeczy i przemierzają ich świat, głosząc swoja prawdę, żywią się tym, co dostaną od ludzi. Mnisi buddyjski także żyją przecież z tego, co im wierni wrzucają do miseczek. Choć sporo jeżdżę po świecie i miałam okazje poznać rożne wierzenia, nie sięgam w tych rozważaniach  za daleko, bo mam swoją religię, swój system znaków, nakazów, który mi pasuje, m.in. z uwagi na to jak wielką rolę w życiu chrześcijan odgrywa miłość, jako zasada kontaktu z bliźnim, współczucie i miłosierdzie. To miłosierdzie jest jak niewidoczny most między ludźmi, znanymi i nie znanymi – i wtedy, gdy pomagamy sąsiadce zawieźć jej męża do szpitala czy kiedy, podczas wycieczki, przywozimy książki, zeszyty i długopisy do szkoły w senegalskim buszu. Ma tutaj swoje miejsce i lady Sue Ryder of Warsaw, angielska charity icon, która budowała szpitale dla nieuleczalnie chorych i hospicja, i Matka Teresa z Kalkuty, przygarniająca w Indiach i trędowatych i wdowy, wykluczone ze społeczności, i w istocie skazywane na śmierć głodową.

Chrystus często wspominał o miłosierdziu, możemy się o tym przekonać czytając Nowy Testament, nawet dał jej konkretny przykład w opowieści o dobrym Samarytaninie. Wspominał o nim Jan Chryzostom Pasek w swoich „Pamiętnikach”, przy okazji gawęd o wojnach, w których brał udział, oblężonych miastach i gwałtach na podbitej ludności cywilnej. Na zupełnie inny sposób, pełen ironii, opowiadała o jego spatologizowanej formie – pomoc staremu Kuntzowi, przypominająca targ niewolników - w noweli „Miłosierdzie gminy” Konopnicka. Nawet przypadek ateisty? agnostyka? Alberta Camusa, który proponował egzystencjalizm heroiczny, wersję pomocy bliźniemu wynikającą  z drgnienia serca, bez tego pasa transmisyjnego jakim jest wiara, religia, jest przecież także dowodem na istnienie Boga. Celowo nie wspominam o „miłosierdziu zinstytucjonalizowanym”, zachodnioeuropejskiej wersji państwa opiekuńczego, bo – przy jego dzisiejszych zawirowaniach i wariactwach – welfare states stały się raczej demoralizującymi patogenami niż zinstytucjonalizowana wersją miłosierdzia. Chociaż, paradoksalnie, porażka państwa opiekuńczego na nowo otworzyła drzwi dla organizacji pozarządowych, w tym kościelnych, które o potrzebujących nie mówią - jak w Wielkiej Brytanii - „klient”, a „bliźni”.

Oczywiście, nie zawsze nasz odruch serca przynosi spodziewane owoce. Pamiętam swoje rozczarowanie, kiedy robiłam dokumentację do artykułu „Przemysł współczucia” i przeczytałam o kosztach własnych UNESCO, które wynoszą 98%, Sense – 93%, Romanian Orphanage Trust – 64%. Z tego samego researchu dowiedziałam się, że najniższe koszty uzysku i administracji, mają organizacje pomocowe, związane z kościołami jak Caritas, Christian Vision czy Methodist Church Overseas Division.

Czy miłosierdzie rodzi się z miłości? Nie wiem. Chyba niekoniecznie. Myślę, że z tego, co można nazwać rdzeniem, istotą człowieczeństwa. I co pozwala nam „trzymać się w pionie”. Wertykalnie.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych