Jak nie czytać Biblii? Jakich postaw unikać podczas lektury?

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. shutterstock
fot. shutterstock

Achrześcijańska lektura Biblii


Ludzi niewierzących można podzielić generalnie na dwie kategorie. Pierwszą stanowią ci, którzy twierdzą, że chcieliby uwierzyć, ale mają wielkie trudności; nie ustają w poszukiwaniu prawdy – także poprzez lekturę Biblii – lecz ciągle jeszcze do owej prawdy nie docierają i dlatego nazywają się niewierzącymi; można by ich określić jako „niewierzących dobrej woli”. Do kategorii drugiej należą ci, którzy robią wszystko, by wykazać, że chrześcijaństwo – albo może nawet wszelka religia – jest i psychologicznym, i merytorycznym fałszem; nie ustają oni w umacnianiu tej, niekiedy zwłaszcza psychologicznie, błędnej postawy; jeśli czytają Biblię, to w tym celu, żeby odpowiednio dobranymi cytatami uzasadnić rzekomą słuszność swego postępowania. Sięgają do Biblii po to, żeby – jak się łudzą – zwalczać Boga Jego własną bronią.

Z wielu poglądów – chrześcijańskich czy wręcz antychrześcijańskich – jeden uniemożliwia nade wszystko właściwą postawę wobec Biblii; ten, który neguje istnienie porządku nadprzyrodzonego. Dla człowieka nierespektującego tej sfery Biblia będzie zawsze zbiorem rzeczy niezrozumiałych, a nawet śmiesznych i niedorzecznych. Tego rodzaju postawa uniemożliwia podjęcie jakiejkolwiek dyskusji na tematy poruszone w Biblii. Biblii nie można czytać w sposób antyreligijny.

Literalizm bezkrytyczny


Na biegunie przeciwległym znajdują się ci, którzy sądzą, że wszystko, co mówi Biblia, należy brać dosłownie. Mamy wtedy do czynienia z absolutnie bezkrytyczną lekturą Biblii. Otóż Biblii nie należy czytać bezkrytycznie. Postawa właściwa wobec Biblii domaga się wiary, ale wiara z kolei szuka – jeśli ma być poprawna w swej strukturze i skutkach – zrozumienia (fi des quaerit intellectum). Przykładowo, wyrazem postawy bezkrytycznej wobec Biblii będzie przekonanie, że Bóg dosłownie ulepił człowieka z wilgotnej ziemi, żebro pierwszego mężczyzny przekształcił w niewiastę, stwarzał świat przez całe sześć dni naszego tygodnia, ponad ziemią umieścił wielkie zbiorniki wody, kazał słońcu poruszać się dokoła ziemi, albo sądzenie, że człowiek mocno wierzący jest w stanie przenosić z jednego miejsca na drugie drzewo i całe pagórki, że niebo znajduje się w górze, a piekło pod ziemią…

Ów bezkrytyczny, pełen dobrej woli czytelnik zapyta z pewnością, skąd ma zatem wiedzieć, co w Biblii należy traktować dosłownie, a co niedosłownie. Otóż odpowiedzi na to pytanie udziela cały kompleks dyscyplin biblijnych, publikujących wyniki swoich badań nie tylko w wysoce naukowych monografii ach, lecz także w bardzo popularnych pouczeniach, a nawet w skromniutkich komentarzach, którymi są zaopatrywane także podręczne wydania Biblii. Trzeba by chyba zauważyć przy sposobności, że za postawy bezkrytyczne wobec Biblii odpowiedzialność ponoszą w dużej mierze – prócz duszpasterzy – także zawodowi bibliści, niedostatecznie zatroskani o to, by wiara czytających Biblię była rozumna, a nie ślepa.

Niekorygowana postawa literalnego pojmowania wszystkiego, co zawiera Biblia, doprowadza w gruncie rzeczy do trzymania się litery Pisma, a nie jego ducha. Postawa ta naraża człowieka na niebezpieczeństwo rozminięcia się ze słowem Bożym.

Warto tu przypomnieć, że Chrystus również czytał Biblię krytycznie. Gdy razu pewnego faryzeusze zapytali: Czemu Mojżesz polecił dawać […] list rozwodowy i odprawić ją [wiarołomną żonę], Jezus odpowiedział: Przez wzgląd na zatwardziałość serc waszych pozwolił wam Mojżesz oddalać wasze żony: lecz od początku tak nie było (Mt 19,8). Większość polemik Jezusa z faryzeuszami ukazuje to samo stanowisko Zbawiciela.

Wszechwiedzący

Biblii nie należy otwierać z przeświadczeniem – skądinąd też zresztą fałszywym – że jest się wszystkowiedzącym. Ludzie reprezentujący taką mentalność odrzucają to, co nie mieści się w zakresie ich rzekomo rozległej wiedzy. Nie próbują nawet uświadomić sobie faktu, że oto mają do czynienia z czymś więcej niż tylko ludzkim słowem. Przykładają do Biblii – jeśli już zdecydują się na trud jej czytania – kryteria tylko ludzkie. Nie przewidują żadnych niespodzianek i z góry je wykluczają.

Postawa tego rodzaju może się zdarzać zarówno wśród ludzi z wykształceniem – niekiedy rzeczywiście bardzo wysokim – nieteologicznym, jak i – powiedzmy to sobie szczerze – wśród teologów, nie wykluczając biblistów. U tych ostatnich skutki takiej postawy są szczególnie opłakane. Nie należy zabierać się do lektury Pisma Świętego w nastroju pewnej sytości wewnętrznej, braku zapotrzebowania. Przeciwieństwem tej postawy jest poczucie jakby naturalnego głodu, potrzeba pewnego umocnienia się na duchu, pożywienia swego intelektu. Mamy przecież do czynienia ze słowem Boga samego. Pomijając tedy naturalną ograniczoność naszych władz poznawczych, winniśmy być świadomi tego, że będziemy się wsłuchiwać w głos Niepojętego. Wobec Boga trzeba się zdobyć na małość intelektualną lub po prostu dołożyć starań, by sobie ową małość uświadomić. Dlatego P. Claudel doradzał czytać Biblię na klęczkach. Jest się wtedy mniejszym. Podobnych rad udzielało nam również niejednokrotnie z wysokich katedr wiele specjalistycznych uczelni biblijnych.

Zresztą i przestroga, i rada analogiczna kryje się w następujących słowach samego Chrystusa:Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom (Łk 10,21). W postawie owych prostaczków na uwagę zasługuje nie tyle niewiedza, ile raczej chęć dowiedzenia się czegoś, gotowość przyjęcia pouczeń od Boga.

Sceptycy

Zaprzeczeniem postawy „wszechwiedzących” jest skrajny sceptycyzm maluczkich. Wielu z nich sądzi, że wobec braku specjalistycznego przygotowania nawet nie mają się co trudzić nad tym, żeby zrozumieć cokolwiek z Biblii. Przeświadczenie to umacniają w nich pewne zmiany w urzędowym i naukowym spojrzeniu Kościoła na problem rozumienia Biblii. Wielu spośród tych ludzi uskarża się, że za czasów ich młodości Kościół stanowczo przypisywał Mojżeszowi autorstwo pierwszych pięciu ksiąg Pisma Świętego Starego Testamentu, a dziś stanowisko tego rodzaju budzi uśmiechy politowania; przed kilkudziesięciu laty nie wolno było mówić o tzw. drugim i trzecim Izajaszu (Deutero- i Trito-Izajasz), a dziś podtrzymywanie jedności literackiej Izajasza uchodzi za anachronizm; jeszcze na początku XX wieku bardzo źle patrzono na autorów, którzy odwoływali się do gatunków literackich przy interpretacji Pisma Świętego, dziś nawet encykliki papieskie stwierdzają, że bez odwołania się do owych gatunków nie można odpowiednio zrozumieć Biblii.

Niebezpieczeństwo tego rodzaju postawy polega na braku zaufania już nie tylko do tych, którzy z racji swego szczególnego przygotowania zajmą się interpretacją Biblii, lecz także do Magisterium Kościelnego, które w swej działalności nauczycielskiej korzysta z wyników badań egzegetów i teologów. Kościół jest organizmem żywym, nic tedy dziwnego, że podlega w swym istnieniu i działalności fluktuacjom nieodłącznym od każdego przejawu życia. Wreszcie sceptycyzm radykalny, zniechęcający do czytania Biblii w ogóle, jest nadto wyrazem zwątpienia w pomoc Bożą, na którą przecież powinno się liczyć, przystępując do lektury słowa Bożego.

Pełni wewnętrznego niepokoju


Jeden z wielkich, bardzo doświadczonych profesorów Papieskiego Instytutu Biblijnego w Rzymie mawiał często, by nie przystępować do lektury Pisma Świętego, gdy się jest zdenerwowanym.

Trzeba się najpierw wewnętrznie uspokoić, trzeba w swym umyśle i sercu zrobić miejsce dla Boga, trzeba wytworzyć w sobie taki nastrój, żeby dał się słyszeć głos Boży. Rzecz ma się trochę tak jak z orkiestrą lub chórem: nim dyrygent rozpocznie pierwszy takt, musi zapanować absolutna cisza potrzebna nie tylko dlatego, że inaczej sam dyrygent nie mógłby należycie wykonać swego zadania, lecz i dlatego, że publiczność nie usłyszałaby tego, co powinna usłyszeć. Tylko w nastroju wewnętrznego wyciszenia może dojść do otwarcia się umysłu i serca, tylko człowiek wewnętrznie uspokojony może dać się pouczać Bogu. Dysharmonia
Człowieka trwającego w grzechu lektura Biblii może doprowadzić do skruchy i zmiany dotychczasowego postępowania. I wtedy wszystko jest w porządku. Natomiast nie wydaje się, by czerpał wielkie korzyści z czytania Biblii człowiek, który całkiem świadomie i całe miesiące lub nawet i lata trwa w zaniedbaniu wewnętrznym. Trwanie tego rodzaju sytuacji może się okazać tragiczne w przypadku czytania i wykładania Biblii innym przez człowieka, którego życie nie tylko nie harmonizuje z nauką Pisma Świętego, lecz wręcz świadczy o braku wiary nauczającego w to, czego sam naucza. Pismo Święte jest księgą, która swoją treścią zmusza do podejmowania bardzo konkretnych decyzji. Mamy być „czyniącymi” słowo, a nie tylko jego słuchaczami. Praktykowany po dziś dzień u Żydów zwyczaj obmywania rąk przed rozpoczęciem lektury Pisma Świętego powinien być dla nas bardzo konkretnym pouczeniem. Do słowa Bożego – tak jak do Bożego stołu Eucharystii – należy przystępować z czystym sercem.

Bp Kazimierz Romaniuk, ur. 21 sierpnia 1927 w Hołowienkach, profesor nauk biblijnych, biskup pomocniczy warszawski w latach 1982–1992, biskup diecezjalny warszawsko-praski w latach 1992–2004, jest tłumaczem tzw. Biblii Warszawsko-Praskiej, nad jej przekładem pracował ponad 30 lat.

————————————————————————————————


Niezwykłe wydanie Biblii z okazji kanonizacji Jana Pawła II.Po raz pierwszy w tysiącletniej historii polskiego kościoła. „Biblia z komentarzami Jana Pawła II”. Do nabycia wSklepiku.pl!

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych