Suspensa dla ks. Lemańskiego: nie bez racji, ale nieczytelna

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

Suspendowanie ks. Wojciecha Lemańskiego, następujące kilka tygodni po jego kontrowersyjnej wypowiedzi na Przystanku Woodstock, robi dziwne wrażenie. Nie byłoby tego wrażenia, gdyby ks. Lemański został zasuspendowano wtedy. Byłaby to kara surowa, lecz zrozumiała.

Jednak wtedy nie tylko nie zastosowano jej, ale jeszcze rzecznik kurii ogłosił swego rodzaju pojednanie biskupa z niepokornym kapłanem. Mateusz Dzieduszycki zupełnie niepotrzebnie powoływał się wówczas na zasadę miłosierdzia, królującą w Kościele – co miało być powodem wyrozumiałości biskupa. Po co takie fanfary, skoro niedługo potem, po stosunkowo małym przewinieniu byłego proboszcza, abp Henryk Hoser zdecydował się sięgnąć po tę naprawdę drastyczną karę.

Owszem, ks. Lemański już po tamtym spektakularnym akcie pojednania, zachowywał się ekstrawagancko (wizyta na pikniku strażackim w Jasienicy), nadto – jak twierdzi kuria – uporczywie nie odbierał telefonu od swojego zwierzchnictwa. Niewątpliwie szedł do zwarcia.

Ale decyzje każdej władzy, oprócz tego, że muszą być oparte na rzeczowych przesłankach, muszą też być zrozumiałe dla publiczności (tu: dla diecezjan i w ogóle dla katolików w Polsce). Jeśli po Przystanku Woodstock biskup był dla swojego kapłana wielkoduszny, dlaczego zabrakło mu cierpliwości po stosunkowo drobnych późniejszych jego wykroczeniach?

W tym konflikcie to ks. Lemański wielokrotnie tracił spokój i to działało na jego niekorzyść. Niedobrze, że na koniec spokój straci też jego biskup. Pod tym względem biskupowi wolno mniej.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych