Los, przypadek, okoliczność sprawiły, że Wiesław Szyślak, architekt, konstruktor, stoczniowiec, gdańszczanin, przekazał znak pokoju wszystkim Polakom. Znak pokoju i znak przestrogi. Przestrogi dla władzy, każdej władzy, by nigdy nie sięgała po przemoc. Po przemoc, która przynosi śmierć.
W liceum we Wrocławiu uczeń Wiesław Szyślak prowadził szkolną gazetkę. Zamiast propagandowej, a sprzecznej z logika i wrażliwością „walki o pokój” zaproponował licealnej społeczności: „przekażcie sobie znak pokoju”. Było zamieszanie, mama wezwana do dyrektora, ale „wilczego biletu” nie było. Po ogólniaku - studia na wydziale architektury Politechniki Wrocławskiej, zakończone obroną dyplomu na… Wydziale Architektury Politechniki Gdańskiej.
Po śmierci dziadka, ojca mojego taty, żołnierza Piłsudskiego, moja babcia, jego mama, wyjechała z Nowego Sącza do Kamiennej Góry, a potem do Wrocławia. Ojciec poznał moją mamę, która dostała nakaz pracy w Gdańsku, więc rodzice przenieśli się nad morze. Mama została zatrudniona w oliwskiej WSWFiS, a tata po zrobieniu dyplomu podjął pracę w Centralnym Biurze Konstrukcji Okrętowych Stoczni Gdańskiej. Mieszkaliśmy w ładnej okolicy, przy lesie i słynnym wtedy stoku narciarskim na końcu ulicy Michałowskiego na ówczesnym Osiedlu Młodych, potem nasza rodzina przeprowadziła się do Osowy, a ja już jako studentka wywędrowałam w 1977 roku do New Jersey
— opowiada Katarzyna Mikrut, córka współtwórcy Pomnika Poległych Stoczniowców.
To był moment, tragiczna chwila, która okazała się najważniejsza w życiu, pozostawiła trwały ślad w fundamentach polskiej wolności, polskiej demokracji, polskiej tożsamości.
To był impuls, to była taty osobista wrażliwość, nagłe i zdecydowane przekonanie, że wobec tragedii, która wydarzyła się 200 metrów od budynku, już nieistniejącego, biura projektów, że wydarzyło się coś okropnego, coś co zmienia całe życie, czułam z wieczornych rozmów rodziców, że zachodzi zmiana, że już nic nie będzie tak jak było dotychczas
— wspomina Katarzyna.
Autorem pierwotnego pomysłu pomnika, czterech krzyży i kotwic był Bogdan Pietruszka, też pracownik stoczni, który w pierwszych dniach strajków sierpniowych szkicował idee pomnika. A przy desce kreślarskiej jego konstrukcje, proporcje, gabaryty, wagę opracował Wiesław Szyślak. Przygotowaną w stoczniowej odlewni makietę pokazano obradującemu w sali BHP prezydium Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego. Ostatecznie, ze względu na stabilność wysokiej konstrukcji, która wymagała głębokiego, 18.metrowego palowania, zdecydowano, że będą trzy krzyże. W rozmowie z red. Maria Mrozińską, b. dziennikarką TVP Gdańsk i „Gazety Gdańskiej”, Wiesław Szyślak wspomina: „Było to jakieś zbyt surowe, zbyt konstrukcyjne, potrzebowaliśmy rady artystów, by zaprojektować wykończenia tak, by przyciągały wzrok widza stojącego u stóp pomnika(…) uzyskaliśmy wsparcie renomowanej pracowni rzeźbiarskiej Elżbiety Szczodrowskiej-Peplińskiej i Roberta Peplińskiego, oni rozpoczęli prace nad zaprojektowaniem, a następnie wykonaniem rozrzeźbień w dolnej części pomnika”.
Pierwszy pal pod budowę wbito 17 września. Do momentu odsłonięcia 16 grudnia 1980 roku upłynęło sto dni. Pracami Społecznego Komitetu Budowy Pomnika Poległych Stoczniowców kierował robotnik z Wydziału W-4, Henryk Lenarciak, przewodniczący rady oddziałowej Związku Zawodowego Metalowców na W-4, człowiek, który od 1971 roku odważnie upominał się o pamięć o poległych stoczniowcach.
To był mój najważniejszy dzień w życiu, mam swój skromny ślad w powstanie pomnika, uroczystość odsłonięcia przy dźwiękach „Lacrimosy” Pendereckiego, apel poległych odczytany przez Daniela Olbrychskiego, to nie była tylko osobista satysfakcja architekta, współtwórcy dzieła, to był znak heroizmu naszej wspólnoty i pokory władzy wobec jej znaczenia
— tak powtarzał w rodzinnych rozmowach.
W mieście „wolności i solidarności” nie ma jakoś miejsca na ulice lub rondo imienia twórców Pomnika Poległych Stoczniowców. Władze Gdańska zajęte celebrowaniem własnego wizerunku mają czas na usuwanie - notabene to samo robiła SB w maju 1977 roku - kwiatów sprzed Trzech Krzyży położonych niewłaściwą ręka niż uhonorowanie ich autorów.
Myślę, że ojciec zasłużył na swoje upamiętnienie w przestrzeni publicznej. Choćby w Osowie, w której mieszkał i w której zaprojektował kościół?
— zauważa Katarzyna Mikrut, z domu Szyślak, która w New Jersey aktywnie działa w środowisku polonijnym.
Podpowiadamy prezydent A. Dulkiewicz na łamach „Gazety Gdańskiej”: może nowe rondo na skrzyżowaniu ul. Barniewickiej i Kielnieńskiej albo to łączące na Przymorzu ul. Jagielońską z ul. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
Chyba wypada przekazać taki znak pokoju…
Felieton ukazał się na portalu Wybrzeze24.pl.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/749209-rondo-szyslaka-architekt-znaku-pokoju
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.