Pamiętna grudniowa noc, czołgi na zaśnieżonych ulicach, żołnierze grzejący się przy koksownikach, wyłączone telefony i ludzie wyciągani po nocy z mieszkań. Ruchy wojsk opanowujących cały kraj. To nie najazd, napaść wroga z obcego kraju, to nasi… Stan wojenny wprowadzony po półtora roku gorączkowej działalności pokojowej „Solidarności” to ostatni akt panowania sowieckiego systemu komunistycznego w Polsce, akt dokonany, niestety, własnymi rękami.
Owszem, wymuszany przez Sowietów w podstępnej i długiej grze, ale w rezultacie wykonany w najlepszym dla nich wariancie przez wiernego wykonawcę, generała wypowiadającego wojnę w obcej sprawie własnym rodakom. Po kilku dniach pierwsi zabici, strajkujący górnicy dosłownie rozstrzelani przez plutony egzekucyjne. Tysiące ludzi wywożonych w nieznanym kierunku i internowanych, prawda nie na Syberii…. Z czasem ponad sto ofiar stanu wojennego zabitych w różnych sytuacjach. Zawsze można argumentować, co później się zdarzało, że to nie tak wielka cena za to, żeby cały kraj nie spłynął krwią. Tylko, że to zawsze będzie demagogia w obliczu tragedii ludzkich.
Największa mobilizacja i największa klęska
Data 13 grudnia 1981 roku zawsze będzie budzić ponure wspomnienia. To wtedy rozbito całkowicie powstającą solidarnie wspólnotę społeczną w opresyjnych warunkach PRL, gdy po kolejnych latach i lokalnych protestach i strajkach w Poznaniu w 1956, na Wybrzeżu w 1970, w Radomiu i Ursusie w 1976, wreszcie w 1980 po powstaniu ogólnokrajowej „Solidarności”, gdy udało się połączyć wszystkie wysiłki lokalnych środowisk, grup i klas w jedną całość, która sprzeciwiła się represyjnemu systemowi władzy w Polsce, podległości Związkowi Sowieckiem (choć tego nie okazywano wprost), latom beznadziejnej, absurdalnej gospodarki, wreszcie z pamięcią o poprzednich ofiarach represji, strajków, oporu, rodzącej się działalności konspiracyjnej.
Stan wojenny był uderzeniem w odradzające się więzi społeczne, w odżywające kontakty międzyludzkie, wzajemne zaufanie, niszczone stale przedtem przez policyjny i ubecki system manipulacji i kontroli, cały aparat państwa nastawiony przeciw obywatelom. Niekiedy nazywa się ten okres ożywienia, chwilami wręcz entuzjazmu społecznego „karnawałem Solidarności”. To późniejsze określenie nie jest całkiem trafne. Wtedy był to okres rzeczywiście nadziei, ale i napięcia i niepokoju, niepewności co do reakcji władz, które poczuły się zaatakowane, zobaczyły powagę sytuacji (co zrobi Moskwa?) i obmyślały strategię dalszej walki. Przez półtora roku, od wymuszania kolejnych ustępstw, oporu i uników władz, trwały przepychanki z niewiadomym wciąż skutkiem. Było coraz mniej pewności zwycięstwa, wokół powstawała koalicja krajów sąsiednich, które domagały się zdecydowanego stłumienia wolnościowych aspiracji „najweselszego baraku w obozie”. Była pamięć Budapesztu w 1956, Pragi w 1968…
Tragiczna końcówka systemu
Tak wygląda sprawa stanu wojennego w 1981 roku, który zniszczył nie tylko ruch Solidarności, ale spowodował zapaść całej gospodarki, destrukcję życia społecznego i indywidualnego. Co by o nim nie mówić, co jeszcze przyniosą nowe badania i interpretacje historyczne, dramatyczne pytania, jak do niego doszło i czy musiało dojść (jak powiada klasyk „skoro do niego doszło, to, widać, musiało dojść”), bez wątpienia jego skutki pozostały fatalne i nie skończyły się, jak sadzę, po 1989 roku. Był on podobnie tragiczną końcówką PRL jak na początku pierwsze dziesięciolecie lat stalinowskich po wojnie do 1956 roku, wprowadzania brutalnego komunizmu na bagnetach Armii Czerwonej i metodami represji rodzimego już (?) czy raczej instalowanego po radziecku Urzędu Bezpieczeństwa. To stamtąd już się brały podziały społeczeństwa, na które dziś narzekamy. Polskie społeczeństwo podlegało i niestety uległo w pewnym stopniu sowietyzacji, co do dziś widać, wbrew legendom, że w Polsce nie powstał „homo sovieticus”, czego najwyższym przykładem jest przywoływany generał z niejasną w istocie genealogią (ideową). Uległo podstępnej sowietyzacji na pewno w większym stopniu niż wpływom podczas okupacji niemieckiej, co podkreślał np. pisarz Józef Mackiewicz, który doświadczył dwóch okupacji wojennych. Po latach w refleksji historycznej i rozmaitych publikacjach, które stale się pojawiają choćby przy okazji kolejnych rocznic sprawa stanu wojennego będzie już raczej ustalona i wyjaśniona w ogólnym sensie, choćby pojawiały się różne opinie, jakie powstawały od początku pod wpływem doświadczeń ludzi których ten stan dotknął, to obecnie cały obraz tego czasu da się wyjaśnić i opowiedzieć, choćby powstawały jakieś historie alternatywne. Dla obserwatora z dystansu, z drugiego już brzegu, nie rezygnującego z refleksji jednak moralnej, ten stan na pewno nie powinien się wydarzyć…
Nowe głosy o nieprzebrzmiałych sprawach
Instytut Pamięci Narodowej wydaje co jakiś czas publikacje na temat tych wydarzeń i ich skutków. Ostatnio powstała obszerna praca zbiorowa pt. Dekada Jaruzelskiego, która omawia wiele aspektów związanych z wprowadzeniem stanu wojennego ze specjalnym uwzględnieniem jego negatywnego bohatera, co uwidoczniono w tytule. Z tego tomu, z artykułu Tomasza Pączka „Restalinizacja niektórych obszarów życia społeczno-politycznego w dobie stanu wojennego i ‘powojennego (1981-1989)’” zaczerpnąłem cytat na temat poruszony poprzednio:
Należałoby się zastanowić, czy w sferze psychicznej nie był to terror powszechny. Reakcje społeczne mogłyby na to wskazywać – bierność, brak nadziei, poczucie bezsensu dalszej walki. Represje były jednak na tyle masowe, że dotknęły najszersze kręgi społeczne od czasów stalinowskich i wryły się w świadomość Polaków podobnie jak te pierwsze. Władze wprowadzając stan wojenny, sięgnęły do niektórych rozwiązań znanych z lat stalinowskich. Dotyczyły one przede wszystkim prawa karnego, prawa i życia gospodarczego, zintensyfikowania indoktrynacji politycznej funkcjonariuszy aparatu represji, życia kulturalnego i cenzury.
Trzeba przypomnieć, ze w „prawie stanu wojennego” był paragraf z karą śmierci.
W całym tomie jest wiele prac ogólniejszych jak Antoniego Dudka, i szczegółowych o represjach Grzegorza Majchrzaka, o Służbie Bezpieczeństwa Witolda Bagińskiego, o pozycji wobec ZSRR Marka Kornata, a też o sytuacji opozycji i Solidarności, i o wewnętrznej sytuacji w partii PZPR. Ale główna uwaga skupia się w takim tomie na postaci generała Jaruzelskiego, jego roli, postawy, wyborów i ostatecznej decyzji, która podlega stałej ocenie, najpierw zmiennej, teraz już raczej jednoznacznie negatywnej. Redaktor naukowy tomu Robert Spałek w szkicu o postaci Jaruzelskiego omawia pokrótce sylwetkę generała stanu wojennego, spory i dyskusje o jego decyzji, późniejszy wizerunek w opinii naukowej i społecznej.
„Wejdą, nie wejdą?”
Takie pytanie i niepokój wokół przyszłości kraju dominował w opiniach od połowy 1981 roku. Ale dziś już wiadomo, że od jesieni 1981 Jaruzelski intensywnie zabiegał o interwencję sowiecką, bojąc się, że nie potrafi opanować sytuacji, a też nie chcąc podejmować sam odpowiedzialności w systemie zależności sowieckiej za niebagatelny zamach na całe polskie społeczeństwo (taki stan wyjątkowy był już przygotowywany jesienią 1980 roku, ale wtedy Amerykanie przeszkodzili w jego wprowadzeniu). Sowieci prowadzili swoją grę, chcieli zmusić generała do samodzielnej decyzji, organizując dla postrachu manewry wojskowe u polskich granic. Także przywódcy ‘bratnich krajów socjalistycznych’ denerwowali się zbuntowanym barakiem w obozie i zapowiadali interwencję sił Układu Warszawskiego. Były to jednak tylko naciski wymuszające podjęcie decyzji przez Jaruzelskiego samodzielnej interwencji wewnętrznej. Wiadomo z dokumentów i notatek, że jesienią 1981 przywódcy sowieccy zdecydowanie już odmawiali pomocy wojskowej Jaruzelskiemu. Na pewno nie byli pewni ostatecznego rezultatu i na pewno mieli jakieś rozwiązania na wypadek niepowodzenia operacji, ale mając pod ręką wypróbowanego przez całe życie zawodowe, wiernego wykonawcę ich woli, postawili na niego i nie omylili się. Większość polskich historyków takich jak Antoni Dudek, Sławomir Cenckiewicz, Łukasz Kamiński, Piotr Gontarczyk, Lech Kowalski, jest zgodna co do tego, że w roku 1981 nie byłoby zbrojnej interwencji sowieckiej w Polsce. Rosjanie mieli w Polsce Jaruzelskiego i uznali, że on wykona za nich tę brudną robotę, i nie pomylili się. Przytacza się w tym wypadku ważne zdanie Andropowa: „Jeśli nawet Polska będzie [ostatecznie] pod władzą Solidarności, to będzie to tylko tyle”, choć wygląda to na pojedynczą opinię (ale jednej z najważniejszych sowieckich postaci) nie przesądza tego, co mogliby zrobić, gdyby uznali w razie niepowodzenia, że cały system jest zagrożony. Robert Spałek zgłasza do tych wszystkich tez pewne własne uwagi, uważa właśnie, ze sowieci nie mogli całkiem odrzucić myśli o interwencji w Polsce albo wariantu puczu czy wymiany władzy. Ale są to już rozważania z zakresu historii alternatywnej. Mamy do czynienia z twardym faktem dokonanym, stan wojenny w Polsce przeciw Polakom wprowadził Polak Jaruzelski.
„Patriota sowiecki czy polski?”
Trudno się już rozwodzić się o opiniach, które zaraz zaczęły powstawać, często były przeciwne sobie i sprzeczne, czy to typowy od Targowicy zdrajca (jeszcze to pochodzenie szlacheckie, jak podkreślano), czy jednak poniekąd bohater, bo uratował kraj od sowieckiego najazdu? Wyrastały rozmaite legendy, no bo jednak dla rządzącej krajem pokaźnej już ekipy komunistów późnego zaciągu Jaruzelski stał się jednak bohaterem, który i ich ratował. Próbowano więc go usprawiedliwiać w oczach narodu, że również doznał krzywd od Sowietów wywieziony z rodziną na Syberię. Mimo tego jego przypadek jest najlepszym studium powstawania „homo sovieticus” w Polsce i rzeczywistej sowietyzacji jakiejś części polskiego społeczeństwa przez długi czas trwania PRL. Jaruzelski może być klinicznym przykładem „janczara” wyrwanego ze swego środowiska i ukształtowanego całkowicie i wiernie na całe życie przez system sowiecki. Jeśli zna się trochę losy Sybiraków, którzy po wojnie (nieraz dopiero po 1956 roku) mogli wrócić do kraju, to trudno spotkać przypadek takiego zaprzaństwa, takiego oddania duszy swoim niedawnym gnębicielom jak Jaruzelski (przypadek gen. Berlinga jest jednak nie tej skali). Może Jaruzelski jest jakoś podzielony w swych racjach i przekonaniach, ale w tej ostatecznej decyzji, jaką był stan wojenny, przeszedł w rezultacie całkowicie na stronę sowiecką.
Jaruzelski czy Kukliński?
Że ten wybór „bohater czy zdrajca” jest fałszywy, potwierdził sam Jaruzelski, gdy publicznie podkreślił dylemat „Kukliński czy Jaruzelski”, gdy wyszła na jaw ucieczka Kuklińskiego przed stanem wojennym. Powiedział wtedy: „jeśli Kukliński jest bohaterem, to my jesteśmy zdrajcami”. To wystarcza, by sobie odpowiedzieć, kto kim był. Legendy, a z czasem i manipulacje polityczne w rodzaju tej z destrukcyjnego środowiska GW i jego przywódcy Adama Michnika, że Jaruzelski i Kiszczak to ludzie honoru, to były już zabawy polityczne nowego czasu po 1989, choćby nawet okazały się swoistym „pocałunkiem śmierci”. Natomiast legenda o szlacheckim i szlachetnym pochodzeniu, która miała trochę usprawiedliwiać a trochę uzasadniać jakiś jednak bezobjawowy patriotyzm (osobno, bez związku z decyzją o stanie wojennym) – to wszystko brzmi jeszcze gorzej, bo przecież człowiek z takim pochodzeniem powinien skuteczniej oprzeć się zakusom wrogów i oprawców bardziej niż szeregowy więzień czy zesłaniec do łagrów sowieckich.
„Barwy walki” czarno-czerwone
Tak dobrnęliśmy przez lata 80., gdy system się walił i powszechny kryzys ogarniał kraj, do roku 1989. Po wyborach 4 czerwca pewna młoda wtedy aktorka ogłosiła, ze upadł komunizm. Okazało się, że upadł na dwa tygodnie. Nie uznano bowiem wyników wyborów i zapowiedziano nowe z parytetem PZPR wykreślonym poprzednio przez wyborców. Po dwóch tygodniach i nowych wyborach już z naturalizacją poprzednich komunistów nastał postkomunizm i trwa do dziś. Po miesiącu nasza aktorka mogła zobaczyć generała stanu wojennego w ciemnych jak poprzednio okularach, który przeszedł transformację i został prezydentem nowego kraju. Ze swym kolegą, również „człowiekiem honoru” generałem Kiszczakiem, który został ministrem jak dawniej, przewodzili krajowi na nowej drodze. Właśnie przez pierwsze pół roku 1989 zginęło trzech księży zabitych przez „nieznanych sprawców” pięć lat po męczeńskiej śmierci ks. Popiełuszki. Nowe życie trwa do dziś. Nasza aktorka może przymknąć oczy lub założyć różowe okulary, by tego wszystkiego nie dostrzegać, tego, że ten komunizm nie może wcale upaść i przepoczwarza się we wciąż nowe widziadła, stwory i postacie. Bo może już nie ma powrotu do stanu sprzed komunizmu. Ku swemu zawstydzeniu może zobaczyć, że powracają jacyś po tranzycjach (ideowych) komunardzi ostatniej godziny i zajmują stanowiska „drugiej osoby w państwie”. Z kolegami od czerwonych krawatów, który wychwalali jeszcze Armię Czerwoną, będą urządzać kraj pod patronatem generała J., który na pewno czuwał nad tym, by przywrócić dawnym ubekom i esbekom przywileje emerytalne. Nasza aktorka może mieć tzw. mieszane uczucia, dlatego denerwuje się, choć często trafia już tylko rykoszetem, unosząc się gniewem na jakiś inny, zastępczy temat…
Dekada Jaruzelskiego. Z historii politycznej PRL 1980-1989/90, redakcja naukowa Robert Spałek, Instytut Pamięci Narodowej, Warszawa 2024
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/748238-exlibris-stanu-wojennego
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.