„W przededniu operacji zbuntowani Serbowie odrzucili plan ambasadora USA w Chorwacji, Petera Galbraitha, który przewidywał stworzenie dla nich państwo w państwie. Myślę, że po tym wydarzeniu prezydent Chorwacji Franjo Tuđman jasno zrozumiał, że jedynym rozwiązaniem pozostaje rozwiązanie militarne” - mówi w wywiadzie dla naszego portalu dr Davor Marijan, historyk z Chorwackiego Instytutu Historycznego o operacji wojskowej „Burza”. Dzięki niej, w 1995 roku, Chorwaci wyzwolili swoje terytorium spod okupacji serbskich separatystów i Jugosłowiańskiej Armii Ludowej.
wPolityce.pl: Chorwaci celebrują 30. rocznicę operacji wojennej „Burza”, która była punktem zwrotnym w ich walce o niepodległość. W jaki sposób ta operacja zapewniła wolność Chorwacji?
Davor Marijan: Dla wielu Chorwatów „Burza” jest największym symbolem naszej wojny o niepodległość, większym nawet niż Vukovar. Operacja zakończyła naprawdę trudny okres dla Chorwacji i była nieunikniona. Podczas przejścia od komunizmu do demokracji nasza ojczyzna znalazła się w niebezpieczeństwie ze strony znacznej części Serbów, którzy byli najliczniejsi w Jugosławii i którzy, co ciekawe, byli w Chorwacji bardziej uprzywilejowani, mimo że byli wielokrotnie mniej liczni.
Ta mniejszość miała również status konstytucyjny zgodny z rozumieniem kwestii narodowej sformułowanym przez Włodzimierza Lenina. Dzięki wsparciu Serbii, która pod koniec lat 80. obaliła konstytucyjną konstrukcję SFRJ, wojna w Chorwacji była nieunikniona. Rozpoczęła się latem 1990 roku i zaostrzyła rok później.
Czy istniała jakaś szansa na pokojowy rozpad SFRJ?
Chorwackie inicjatywy pokojowego rozwiązania problemu nie powiodły się, co nie dziwi, ponieważ Serbowie mieli ze sobą siły zbrojne – Jugosłowiańską Armię Ludową – i liczyli na osiągnięcie wszystkiego, czego chcieli na polu bitwy.
Okazało się jednak, że niełatwo pokonać naród walczący o wolność, mimo że został on rozbrojony w maju 1990 roku, w przededniu przekazania władzy między komunistami a siłami narodowymi, które wygrały wybory wielopartyjne.
Wojna została tymczasowo zawieszona w styczniu 1992 roku, po tym jak siły serbskie nie odniosły zwycięstwa, ale zdołały zająć ponad jedną czwartą terytorium Chorwacji. Na pole bitwy przybyły siły pokojowe ONZ. Chorwaci oczekiwali pokojowego powrotu okupowanej części, podczas gdy Serbowie zakładali utworzenie własnego państwa w strefie separacyjnej.
Nastąpiły prawie cztery lata politycznych „gier”, konfliktów o niskiej intensywności z okazjonalnymi przerwami na poważne walki, a w końcu nadeszła „Burza”.
W przededniu operacji zbuntowani Serbowie odrzucili plan Z-4 ambasadora USA w Chorwacji, Petera Galbraitha, który przewidywał dla nich utworzenie państwa w państwie. W rzeczywistości nie chcieli brać tego planu pod uwagę. Myślę, że po tym wydarzeniu prezydent Chorwacji Franjo Tuđman jasno dał do zrozumienia, że porozumienie z separatystami nie jest możliwe i że jedynym rozwiązaniem pozostaje rozwiązanie militarne. Ostatecznie tak się stało. W ciągu czterech dni Chorwacja wyzwoliła okupowane terytorium w swojej zachodniej części, a część wschodnia została pokojowo reintegrowana trzy lata później.
Wiele osób w Polsce nie jest świadomych, że Burza miała również kluczowe znaczenie dla wojny w sąsiedniej Bośni i Hercegowinie. Czy może nam Pan o tym opowiedzieć?
Wojna w Bośni i Hercegowinie jest z tym związana, ale była znacznie bardziej złożona, ponieważ w konflikcie uczestniczyły trzy strony.
Początkowo Chorwaci i muzułmaninie byli zagrożeni przez Serbów, zwłaszcza w 1992 roku, kiedy Bośnia i Hercegowina przetrwała dzięki chorwackiej pomocy wojskowej i materialnej. Dziś ta pomoc jest całkowicie ignorowana w bośniackiej kulturze pamięci. Następnie wybuchła wojna między Chorwatami a muzułmanami, w której ukształtowało się postrzeganie Chorwatów jako „złych ludzi”, mimo że wojnę rozpoczęli muzułmanie, którzy uważali Bośnię i Hercegowinę za swoje państwo narodowe. W wojnie tej po stronie bośniackiej uczestniczyli również zagraniczni islamiści, mudżahedini.
Chorwacko-bośniacka wojna skończyła się wiosną 1994 roku…
Tak i to dzięki interwencji dyplomacji amerykańskiej, do czego przyczyniła się również nieudana próba zdobycia przez siły muzułmańskie chorwackich enklaw w centralnej Bośni.
Jesienią 1994 roku rozpoczął się końcowy etap wojny, gdy siły serbskie zagroziły wielkiej muzułmańskiej enklawie w mieście Bihać. Pod koniec listopada 1994 roku armia chorwacka interweniowała w południowo-zachodniej Bośni i powstrzymała serbski atak na Bihać. Od tego czasu do końca lipca 1995 roku siły chorwackie stopniowo posuwały się przez południowo-zachodnią Bośnię w kierunku centrum serbskiego powstania i okupowanego miasta Knin, jednocześnie rozciągając i wyczerpując armię bośniackich Serbów.
W lipcu siły serbskie z Chorwacji i Bośni i Hercegowiny wspólnie zaatakowały Bihać, a muzułmanie i Chorwaci zawarli porozumienie wojskowe, na mocy którego siły chorwackie, w operacji o nazwie Lato 95, odbiły Bihać i znalazły się na odległość rzutu kamieniem od Kninu. Przyszedł czas na operację „Burza”, która ostatecznie odblokowała Bihać i zapobiegła popełnieniu przez Serbów zbrodni, jak w Srebrenicy, muzułmańskiej enklawie we wschodniej Bośni, którą międzynarodowe sądownictwo określiło mianem ludobójstwa. Muzułmańska kultura pamięci również ignoruje i bagatelizuje operację „Burza”, a często pojawiają się twierdzenia, że to właśnie armia z Bihacia uratowała Chorwację.
Jak ocenia Pan jako historyk stosunek chorwackich instytucji do operacji Burza. W jakim stopniu współczesna Chorwacja buduje swoją tożsamość na wojnie o niepodległość?
Operacja „Burza” jest upamiętniana w Chorwacji od lat i w pewnych momentach stanowiła swoistą formę rozbieżności między obywatelami a elitami politycznymi. Stosunku do operacji nie można oddzielić od procesu przystępowania Chorwacji do UE i NATO. W trakcie procesu akcesyjnego Chorwacja była zobowiązana do współpracy z Międzynarodowym Trybunałem Karnym w Hadze.
Uważam, że to jest sąd polityczny, którego zadaniem było polityczne „uporządkowanie” sytuacji w południowo-zachodniej Europie, czyli na terytorium, które – z wyjątkiem Słowenii – było niegdyś Jugosławią. Dawno temu, rozpoczynając badania nad wojną, twierdziłem, częściowo żartem, że celem Trybunału było ukaranie Chorwacji za wygranie wojny i Serbii za jej przegranie.
Myślałem tak również z powodu procesu „detudjmanizacji”, który jest trudny do zrozumienia i który, o ile wiem, nie ma podobnego odpowiednika na świecie. Ten proces zaczął się w 2000 roku, po dojściu do władzy w Chorwacji postkomunistów.
Co to za proces?
Była to próba odwrócenia biegu historii przez struktury związane z byłym reżimem komunistycznym, która oczywiście zakończyła się niepowodzeniem, ale poświęcono na to mnóstwo pieniędzy i energii, które można było wykorzystać w bardziej pożyteczny sposób.
„Burza” była również przedmiotem postępowania przed Trybunałem Haskim, a proces trzech prominentnych chorwackich generałów (Ante Gotowiny, Ivana Čermaka i Mladena Markača, przyp. red.) zakończył się w 2012 roku uniewinnieniem, po czym stosunek czołowych polityków do operacji, a także i do pierwszego prezydenta Chorwacji Franjo Tuđmana oraz wojny o niepodległość zaczął się zmieniać.
Teraz ten stosunek jest odpowiedny, na co z pewnością wpływają obecne zmiany polityczne na świecie. Armia wróciła do „mody”, a żołnierz nie może być motywowany „wartościami”, które do niedawna oferowała nam antypatriotyczna lewica.
Serbska polityka ocenia operację Burza wyłącznie jako „katastrofę humanitarną” i „czystki etniczne”. Jak Pan to skomentuje?
Takie oceny Burzy przez Serbie nie zaskakują, zwłaszcza że przewodzi jej Aleksandar Vučić. Był on zadeklarowanym czetnikiem, a w przededniu operacji Burza groził Chorwatom z miasta w okupowanej części Chorwacji. Jego fryzura nieco się zmieniła, ale charakter pozostał ten sam. Vučić jest tak obciążony istnieniem Chorwacji, że nie można w tym momencie mówić o żadnych poważnych wzajemnych stosunkach między Serbią a Chorwacją. Dla polityki serbskiej Chorwacja jest wrogiem numer jeden. Taka jest polityka medialna w Serbii wobec operacji Burza. Jest ona przedstawiana niemal jako koniec świata, wydarzenie, w którym Serbowie zostali „wypędzeni” z ich wielowiekowych domów. Przemilczane są okoliczności wybuchu buntu, wysiedlenia i częściowego zabijania ludności nieserbskiej na okupowanym terenie.
Należy zauważyć, że Republika Serbskiej Krajiny (nieuznane państwo serbskich separatystów, przyp. red.) powstała w wyniku buntu znacznej części społeczności serbskiej w Chorwacji. Był to wyraźny sygnał ich odmowy poszanowania legalnie wybranego rządu, co wkrótce przerodziło się w tezę o niemożności współistnienia z Chorwatami. Teza ta była następnie systematycznie propagowana na okupowanych terytoriach przez ponad trzy i pół roku. Biorąc pod uwagę masowy udział w zbrojnym powstaniu, masowe opuszczanie Chorwacji przez Serbów było logiczne.
W międzyczasie Serbowie promują „świat serbski” na wzór rosyjskiego, a pojawiają się również wypowiedzi, że „granice nie są wieczne” i że pewnego dnia mogą się zmienić. Nawiasem mówiąc, Serbia ma te same problemy demograficzne co Chorwacja, więc czasami dziwi mnie ta obsesja na punkcie tego kraju, ponieważ mają zbyt mało mieszkańców, nawet jak na kraj, który jest naprawdę ich. Ale to odzwierciedlenie polityki, która wciąż kieruje się nacjonalistycznymi mitami z XIX wieku.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/736907-burza-jest-symbolem-naszej-wojny-o-niepodleglosc
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.