Czy jest ktoś jeszcze, kto nie wie, czym jest Rosja? Komu wydaje się, że jest ona czymś innym niż to, co widać codziennie na Ukrainie, kto zachował złudzenia sprzed 30 lat, że Rosja może być krajem normalnym, a nawet potrafi się zdemokratyzować. Teraz po pokojowych próbach zakończenia wojny na Ukrainie, atakuje jeszcze wścieklej. Takie nadzieje, czy raczej złudzenia o normalizacji Rosji płynęły do niedawana z Zachodu, pragnącego spokoju, stabilizacji, dobrobytu, ale prysły ponad trzy lata temu (II wojna trwała pięć lat). Słyszałem taką opinie nawet z ust Herlinga-Grudzińskiego, który nie powinien mieć złudzeń co do Rosji, bo poczuł ją na własnej skórze w łagrze pod Archangielskiem. Dziś, gdy wróciła ta sama od wieków Rosja, czy carska, czy komunistyczna, czy znów imperialna, nie można mieć żadnych złudzeń. Mogą je mieć jeszcze Rosjanie, którzy wierzą w Rosję jako imperium i będą akceptować wszelkie środki, które temu służą. Którzy tworzą z tego nową ideologię, nawet religię wielkości rosyjskiej jako państwa, które może ocalić upadającą cywilizację, znów nawracać narody i kraje. Ta wielkość zawsze uderzała do głowy. Rosyjski poeta Fiodor Tiutczew zachwycał się w XIX wieku: sama Rosja jest niezgłębioną tajemnica, nie da się jej pojąć i ogarnąć rozumem. Rzeczywiście, może ona być tajemnicą dla samych Rosjan, ale już nie dla jej sąsiadów. Oni podbijani, napadani i rozszarpywani wiedzą doskonale, czym jest Rosja i czym może jeszcze być.
Można się jeszcze zastanawiać, która była gorsza, Rosja carska czy Rosja bolszewicka, komunistyczna, sowiecka, w rezultacie dochodziła do tego same go celu, bycia imperium, które chce rządzić światem. Bilans jest jasny: przed XX wiekiem tyle milionów ludzi nie przeszło przez więzienia, łagry, deportacje, co w Związku Sowieckim, nigdy nie zginęło tylu ludzi jawnie i skrycie mordowanych, w tym również ludzi sowieckich. Nasuwa się od razu drugie zestawienie: totalitaryzmu niemieckiego i sowieckiego. To porównanie było do niedawna niedopuszczalne, ale przecież nie da się ukryć, że to totalitaryzmy podobne, odwołujące się do socjalizmu, jeden do narodowego, drugi, radykalniejszy w działaniu, do socjalizmu międzynarodowego, ponadnarodowego. Oba straszne, ale jest jednak różnica w metodach i ofiarach. Łagry w Związku Sowieckim trwały prawie cały XX wiek, od 1918 do 1988 roku, nazizm niemiecki dziesięciolecie 1933-1945.
Szaleństwo sowieckiej utopii
System sowiecki był przy tym fenomenem, jaki rzeczywiście gdzie indziej nie zdarzył się, mógł zadziwiać samych Rosjan, jak to zapowiadał poeta rosyjski. Zanim wrócił do dawniejszego poczucia imperium dzięki Hitlerowi i zwycięstwu w II wojnie, zwracał się przeciw własnej ludności, podbijał ją, niszczył, bezlitośnie wykorzystywał. Od anarchistycznego przewrotu i wygranej rewolucji bolszewickiej prowadził nieustanną wojnę domową najpierw z przeciwnikami politycznymi, partiami mieńszewików, eserów, dopóki ich nie wytępił, później zwrócił się przeciw różnym grupom społecznym pod urojonymi oskarżeniami o wrogość, które nie chciały się podporządkować nakazom ideologii komunistycznej, opornym wobec coraz bardziej policyjnego państwa i powszechnej nacjonalizacji. Tak zaczęły się kampanie przeciw chłopom i kułakom zakończone masowym głodem z milionami ofiar, później przeciw grupom narodowościowym jako wrogom sowieckiego komunizmu. Wreszcie walka ta objęła sama Partię, zwalczano różne frakcje niczym herezje i różnych przywódców jako konkurentów do władzy. Była to rzeczywiście rewolucja permanentna tocząca się jako nieustająca wojna domowa. Doszła do samych szczytów, gdzie po dziesięcioleciu tych zapasów po śmierci Lenina pozostał już tylko Stalin.
Mamy dziś wystarczającą wiedzę na ten temat, by oceniać Rosję dawniejszą i obecną. Do niedawna była ona hamowana i dziwnie zakłamywana także na Zachodzie, gdzie były, jak się okazało, duże wpływy komunistyczne i podskórnie działająca propaganda sowiecka. Długo utrzymywał się mit Związku Sowieckiego zwycięzcy nad hitlerowskimi Niemcami, walki z faszyzmem, co pozostało do dziś w powszechnej frazeologii, sława walki o pokój. Represje, łagry, więzienia miały być kłamstwem, co głosili nawet znani ludzie Zachodu, autorytety, o które Rosjanie wcześniej zadbali, zapraszając je do swych nowych ‘wiosek potiomkinowskich.
„Wielki Terror”
Dopiero wydana w 1968 roku książka angielskiego historyka i pisarza Roberta Conquesta „Wielki Terror”, na krótko przed pierwszymi przekładami Sołżenicyna, a po takich książkach jak „Inny świat” (z rekomendacją Bertranda Russela) czy tuż powojenne książki polskich autorek o deportacjach i łagrach Beaty Obertyńskiej i Herminii Naglerowej, które nie wywołały na Zachodzie zainteresowania, dopiero więc ok. 1970 roku książka Conquesta poruszyła opinię publiczną, wywołała zdziwienie i niedowierzanie, choć było to przecież po książkach Orwella i Koestlera (ciekawe, że wszyscy oni, łącznie z Conquestem, byli nawróconymi komunistami, weteranami wojny hiszpańskiej). „Wielki Terror” zaskoczył, bo przedstawiał szczegółowo mechanizm czystek stalinowskich w drugiej połowie lat 30. Pod względem rozmiarów ówczesny terror sowiecki nie miał sobie dotąd równych, rozwinął się do tego stopnia, że objął nie tylko kolejne grupy społeczne, ale i przywództwo polityczne, ludzi Partii i armii, całą państwową administrację. Pod różnymi pretekstami, powodami i usprawiedliwieniami, formułowanymi w specjalnie do tego stworzonych przepisach prawnych i śledczych stworzonych przez naczelnego prokuratora Andrieja Wyszynskiego, który uznał, że najwyższym dowodem winy, ponad wszelkie dowody rzeczowe i prawne, będzie przyznanie się do niej oskarżonego. To stało się podstawą prawną do wymuszania przyznania się do winy w każdy sposób, także siłą. Taka była droga Stalina do władzy absolutnej, niepodzielnej i można by powiedzieć nadludzkiej. Ale jednocześnie była to droga samolikwidacji rewolucji bolszewickiej, komunistycznego systemu sowieckiego, państwa nowego typu z całą jego ideologią światłej drogi w przyszłość dla całej ludzkości. Ten mit musiał z czasem upaść, ale świecił jeszcze długo światłem zgasłej czerwonej gwiazdy.
Paranoja terroru
Conquest stawiał pytanie, jak to było możliwe, jak mogło do tego dojść? Bo to nie tylko droga kolejnego tyrana, despoty, dyktatora. To także droga ludzi sowieckich, którzy powstawali w tym systemie, walczyli o niego, stali w jego obronie przeciw reszcie świata, poświęcali się wyższym ideowym celom. Teraz w konsekwencji godzili się na taki obrót rzeczy, uznawali, że tak być musi, podporządkowywali się, a z czasem poczuwali do winy, przyznawali, że błądzili i muszą ponieść karę. Conquest prześledził w swej książce ten zabójczy i zarazem samobójczy mechanizm, opisując przypadki najbardziej znanych, ale niezrozumiałych dla człowieka niesowieckiego zachowań najważniejszych przywódców, włącznie z Tuchaczewskim, Zinowjewem, Kamieniewem, w końcu z Trockim i całym legionem starych bolszewików. Przyznawali się oni przed egzekucją, że sami są winni swojej kary, poświęcili się w imię Partii, Związku Sowieckiego, Rosji. Godzili się sami na śmierć w upokarzających spowiedziach jak przed nową, komunistyczną Inkwizycją. Ale przecież nie oskarżano ich o zbrodnie, jakich dokonała rewolucja, lecz o zdradę, sabotaż, szpiegostwo, czyli preteksty do likwidacji. Historia straszna, ale i groteskowa; nie mogli zostać męczennikami komunizmu przy tak urojonych, fałszywych powodach. To rzeczywiście może być niepojęta strona duszy rosyjsko-sowieckiej, która jest tylko kolejnym dla nas ostrzeżeniem…
Było to apogeum działania systemu sowieckiego, a zarazem w pewnym sensie jego kres, swoista kontrrewolucja pod hasłami nadal ideologii komunistycznej i sowieckiej, kwadratura koła, którą utrzymywał jeszcze przez lata (czy nie przedłużyła tego wojna?) żelazną ręką jeden faktycznie nadczłowiek. Było to poniekąd w rezultacie zawieszenie dorobku rewolucji bolszewickiej i systemu leninowskiego, a nawrót do tradycji wielkoruskiej, wiecznej, imperialnej Rosji, którą bolszewizm obalał w imię modernizacji Rosji, ale nie obalił, bo tamta Rosja okazała się trwalsza. Stalin był nowym carem i poniekąd patronem obecnej Rosji.
„Operacja Polska” NKWD 1937-1938
Tego już w książce Conquesta nie ma, bo nie mogło być. Analizuje on ten przełomowy moment ‘czystek stalinowskich’, swoiste szaleństwo terroru i paranoi w duszy ‘homo sovieticus’ wśród najwyższych władz sowieckich, po tym jak terror przeszedł przez całe sowieckie społeczeństwo. Nie zajmuje się już innymi przejawami terroru, które mogłyby nas bliżej zainteresować. Bo w tym samym czasie po akcjach kołchozowych przeciw chłopom i innym grupom społecznym zaczęły się też akcje prześladowania różnych narodowości, przesiedlenia w inne rejony, w tym po deportacjach Polaków do Kazachstanu od 1936 roku największa „Operacja Polska” NKWD w latach 1937-1938. Aresztowano wtedy ok. 150 tysięcy Polaków, którzy zamieszkiwali wtedy ZSRS, za samo pochodzenie, za polsko brzmiące nazwisko. Rozstrzelano 111 tysięcy Polaków, jak ujawnił dopiero niedawno rosyjski „Memoriał’ (obecnie zakazany), czyli pięć razy tyle co w Katyniu. Jeszcze na długo przed wybuchem wojny, przed wielkimi wywózkami Polaków z Kresów w latach 1940-1941, a także po wojnie.
W obecnym polskim, rozszerzonym wydaniu książki Roberta Conquesta, dokonanym przez Instytut Pamięci Narodowej, dodano obszerne komentarze i przypisy autorstwa rosyjskiego historyka Mikołaja Iwanowa, które osadzają tę przełomową dla poznania systemu sowieckiego książkę wśród licznych potem prac z zakresu sowietologii, znanych także u nas książek Richarda Pipesa, Wołkogonowa, Carra, Besançone’a, Wertha. Rosyjski historyk, znający realia i archiwa sowieckie, osiadły od dawna w Polsce, ma u nas swoje zasługi, to on jest autorem pierwszej książki o „Operacji Polskiej” pt. „Pierwszy naród ukarany”, wydanej na początku lat 90. na podstawie dokumentów ‘Memoriału’, a później jeszcze wielu prac o tym wydarzeniu, które nadal u nas jest mało znane, nie znalazło swego miejsca w pamięci i świadomości społecznej (jest strona poświecona „Operacji Polskiej” NKWD na portalu IPN).
Zasługą IPN jest obecne wydanie książki angielskiego historyka w rozszerzonej i uzupełnionej postaci. Jest niewątpliwie jedna z najważniejszych prac o rozwoju i tajnikach systemu sowieckiego, trudnych do wyobrażenia i zrozumienia dla postronnego widza, a stanowiących przecież treść i spadek po tych rosyjskich dziejach. Książka ważna i dziś, kiedy chce się zrozumieć Rosją, jaka jest, jaka będzie, do czego zmierza…
Na koniec kilka cytatów: najpierw z Lwa Tołstoja, czyli klasyka rosyjskiego: „Kto nie siedział w więzieniu, ten nie wie, czym jest państwo”. Zwłaszcza państwo rosyjskie, Tołstoj nie przewidział, czym będzie państwo rosyjskie w XX wieku, że może być jednym wielkim więzieniem. Choć nie był specjalnie przyjacielem Polaków (ale jednak bardziej niż taki Dostojewski), poruszyła go jedna historia polskich zesłańców na Sybir, rodziny Migurskich, którzy stracili dzieci w tragicznej walce o życie. Opisał to w opowiadaniu „Za co?”. Takie samo pytanie „Za czto?” stawiał stary bolszewik, zastępca komisarza Jakow Liwszyc, czekając na egzekucję 30 stycznia 1937 roku. To pytanie pozostawało bez odpowiedzi. Conquest podaje, że to samo pytanie „za co?” spotykało się wszędzie, wydrapane na ścianach cel więziennych, wyrżnięte w wagonach transportów, na pryczach łagrowych. Oto niepojęta, ‘wielikaja Rasija’, gotowa niszczyć wszystkich, nawet swoich, zasłużonych obywateli.
Dygresja niemiecka, czyli druga strona: nazi chłopcy, nasi naziści
To oczywiście o nieszczęsnej wystawie w Gdańsku (czy już Danzig?) i wypowiedzi minister/ry edukacji (i seksualizacji) przy okazji rocznicy Auschwitz. Dlaczego wspominam o tym w tym miejscu? Mowa była o zagrożeniu rosyjskim. W naszym położeniu to tylko jedna strona skomplikowanej sytuacji; jest i druga, niemiecka. Dla nas najgorsza sytuacja powstawała, gdy porozumiewały się i wspólnie działały wobec Polski te dwie strony. Tak było od Katarzyny II, paktu w Rapallo mimo, a może z powodu zwycięstwa nad bolszewikami w 1920 roku, aż do paktu Ribbentrop-Mołotow czyli porozumienia Hitler-Stalin. Historia się nie skończyła, zagrożenie z jednej strony powróciło. Należy pilnować i drugiej, bo nie mamy znów takich przyjaznych stosunków, mimo różnych wspólnych interesów. Nie należy się obawiać niemieckiej bezczynności, jak to ujmował jeden błyskotliwych, ale raczej hołdowników pruskich, lecz bezczynności polskich polityków, posłów, ludzi mediów. Wykazują się oni dużą niefrasobliwością skołowani walkami partyjnymi o władzę, nie widzą polskiej racji stanu, własnych interesów i potrzeb ogółu Polaków, całej podwójnie skomplikowanej sytuacji.
Wystawa z takim akurat tytułem, czyli nierzetelne przedstawienie dramatu Polaków na terenach okupowanych przez Niemców, mogłaby uchodzić za jakiś wybryk czy prowokację. Ale pojawiła się już jej obrona w wykonaniu instytucji państwowych, jak Ministerstwo Kultury czy samego muzeum w Gdańsku. Nie widać decyzji o jej zmianie. O czym ona w ogóle świadczy? Przeanalizujmy: kto może mówić „nasi chłopcy” w Wehrmachcie? Przecież nie Polacy tylko Niemcy. Co mieli robić ci „nasi chłopcy”? Walczyć z Niemcami, czy z Polakami? Do kogo mieli strzelać? Przecież nie do Niemców, tylko do Polaków.
Jeśli ktoś tylko wpadł na taki idiotyczny pomysł propagandowy czy prowokacyjny, a nie ma decyzji o jego wycofaniu, to znaczy, że jest to już oficjalny przekaz. Co miałby oznaczać? Że było wielu dziadków w Wehrmachcie, że Wehrmacht nie był taki zły, skoro byli tam „nasi chłopcy”? Że zapominamy i prosimy o zapomnienie? Trzeba przypomnieć, że jeszcze do niedawna w Niemczech Wehrmacht nie był uznawany za formacją zbrodniczą. Idźmy dalej. Czy teraz taki przekaz o „naszych chłopcach” w Wehrmachcie nie mógłby być potraktowany w swej ostatecznej wymowie jako przekaz „nazistowski” z dopisaniem „polskich nazistów” do udziału w zagładzie wszelkiego rodzaju. A więc „nasi naziści” także Wehrmachcie? Czy to nie próba przekazu o współudziale Polaków w niemieckich zbrodniach? Czy nie o to chodziło? Absurd, nonsens? Ale tak właśnie działa w rezultacie sumarycznie polityka zawstydzania, wymazywania, usuwania faktów z przeszłości i reaktywacja jej w nowym już kształcie i duchu. Możliwość ni tylko relatywizacji faktów, ale i odwrócenia historii. W Rosji to się właśnie odbywa razem z wojną. U nas ktoś to wykonuje i popiera. W pustce, próżni przyjmuje się każdą rzecz na wiarę. W chaosie powstają sytuacje kuriozalne. W wywiadzie telewizyjnym po tej wystawie posłanka 2050 broniła tej wystawy z jej nazwą tak zapamiętale, że w poszukiwaniu jakichś analogii ogłosiła nagle rewelację, że podobnie było z Polakami w Związku Sowieckim, którzy w czasie wojny wstąpili do Armii Czerwonej, a później przeszli do Armii Andersa. Tak, rzeczywiście, najpierw edukacja, a później seksualizacja, przede wszystkim zaś świadomość, że jak się już zostało politykiem polskim, to ma się najpierw obowiązki polskie, a później dopiero ponadpolskie, ogólnoludzkie, europejskie itd.
Czy to wszystko to nie walka na dwa fronty, wojna hybrydowa z dwóch stron na wielu instrumentach i płaszczyznach? I czy nie w wykonaniu także jakiejś nowej V kolumny pożytecznych idiotów, jak nie leninowskich, to nazistowskich?
Robert Conquest, „Wielki Terror”, przekład Władysław Jeżewski, komentarze i przypisy Mikołaj Iwanow, Instytut Pamięci Narodowej, Warszawa 2024
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/735404-exlibris-wieczna-rosja
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.