Dokładnie 85 lat temu, przed świtem 17 września 1939 r., Armia Czerwona, wypełniając sowieckie zobowiązania zawarte w tajnym protokole dodatkowym do paktu Ribbentrop-Mołotow, zaatakowała Polskę. Sowiecka agresja zapoczątkowała dramat setek tysięcy Polaków zesłanych przez okupantów na „nieludzką ziemię”. 17 września obchodzimy także Światowy Dzień Sybiraka.
Sowiecka napaść na Polskę była realizacją układu podpisanego w Moskwie 23 sierpnia 1939 r. przez ministra spraw zagranicznych III Rzeszy Joachima von Ribbentropa oraz ludowego komisarza spraw zagranicznych ZSRS Wiaczesława Mołotowa, pełniącego jednocześnie funkcję przewodniczącego Rady Komisarzy Ludowych (premiera).
IV Rozbiór Polski
Oceniając sojusz dwóch totalitarnych mocarstw prof. Andrzej Garlicki w syntezie „Historia 1815-1939. Polska i świat” pisał:
Pakt Ribbentrop-Mołotow nazywa się często IV rozbiorem Polski. Ta nazwa dobrze oddaje jego istotę. Dwa sąsiadujące z Polską państwa zawarły porozumienie dotyczące podziału jej terytorium pomiędzy siebie. Po kilku tygodniach porozumienie to zostało zrealizowane. Pakt Ribbentrop-Mołotow przyniósł Hitlerowi pozornie mniejsze korzyści niż Stalinowi: terytorium polskie na zachód od linii Wisły oraz uznanie Litwy za niemiecką strefę wpływów. Ale Hitler otrzymywał równocześnie - i to było bezcenne - gwarancje neutralności Moskwy w jego konflikcie z Zachodem. Groźba wojny na dwa fronty, przynajmniej w najbliższym czasie, przestawała istnieć dla Niemiec.
Po zaatakowaniu Polski przez Niemcy strona sowiecka utrzymywała przez następne dni pozory neutralności. Minister Józef Beck wspominał:
Zachowanie ambasadora sowieckiego nie pozostawiało nic do życzenia, zdradzał on nawet chęć rozmów co do możliwości dowozu pewnych towarów przez ZSRS. Poleciłem ambasadorowi Grzybowskiemu sondaż u Mołotowa, jakie dostawy przez Sowiety mogłyby być brane pod uwagę oraz oczekiwałem od niego akcji dla zapewnienia nam tranzytu od państw sprzymierzonych.
Niemcy od trzeciego dnia wojny ponaglali Moskwę, ażeby zajęła obszary uznane w pakcie Ribbentrop-Mołotow za jej strefę interesów. Stalin zwlekał z podjęciem decyzji, czekając na to, jak zachowają się wobec niemieckiej agresji na Polskę Wielka Brytania i Francja. Przyglądał się również jak silny opór Niemcom stawia polskie wojsko. Jednocześnie jednak w ZSRS trwały ukryte przygotowania do wojny. 24 sierpnia 1939 r. rozpoczęto stopniową koncentrację wojsk.
3 września komisarz obrony Klimient Woroszyłow wydał rozkaz o podwyższeniu gotowości bojowej w okręgach wojskowych, które miały wziąć bezpośredni udział w ataku na Polskę, oraz rozkaz o rozpoczęciu tajnej mobilizacji. Do działań przeciwko państwu polskiemu przeznaczono dwa fronty: Białoruski - komandarma Michaiła Kowalowa i Ukraiński komandarma Siemiona Timoszenki. W sumie liczyły one co najmniej 620 000 żołnierzy, ponad 4700 czołgów i 3300 samolotów. Po stronie polskiej granicy z ZSRS, liczącej ponad 1400 km, strzegły jedynie przerzedzone w wyniku mobilizacji oddziały Korpusu Ochrony Pogranicza, posiadające broń lekką.
17 września 1939 r. o godz. 3 w nocy (według obowiązującego w Polsce czasu środkowoeuropejskiego była godzina pierwsza) do Komisariatu Spraw Zagranicznych w Moskwie wezwany został ambasador RP Wacław Grzybowski, któremu Władimir Potiomkin - zastępca Mołotowa - odczytał treść uzgodnionej wcześniej z Berlinem noty. Władze sowieckie oświadczały w niej m.in.: „Wojna polsko-niemiecka ujawniła wewnętrzne bankructwo państwa polskiego. W ciągu dziesięciu dni działań wojennych Polska utraciła wszystkie swoje ośrodki przemysłowe i centra kulturalne. Warszawa, jako stolica Polski, już nie istnieje. Rząd polski uległ rozkładowi i nie przejawia oznak życia. Oznacza to, że państwo polskie i jego rząd faktycznie przestały istnieć. Tym samym utraciły ważność umowy zawarte pomiędzy ZSRS a Polską”.
„Wywikłanie narodu polskiego z nieszczęsnej wojny”
Uzasadniając wkroczenie Armii Czerwonej na teren Rzeczypospolitej Polskiej stwierdzano:
Rząd sowiecki nie może pozostać obojętny na fakt, że zamieszkująca terytorium Polski pobratymcza ludność ukraińska i białoruska, pozostawiona własnemu losowi, stała się bezbronna. Wobec powyższych okoliczności Rząd Sowiecki polecił Naczelnemu Dowództwu Armii Czerwonej, aby nakazało wojskom przekroczyć granicę i wziąć pod swoją opiekę życie i mienie ludności Zachodniej Ukrainy i Zachodniej Białorusi. Rząd sowiecki zamierza równocześnie podjąć wszelkie środki mające na celu wywikłanie narodu polskiego z nieszczęsnej wojny, w którą wepchnęli go nierozumni przywódcy i umożliwienie mu zażycia pokojowej egzystencji.
Ambasador Grzybowski zdecydowanie odmówił przyjęcia sowieckiej noty. W tym samym czasie Armia Czerwona rozpoczęła napaść na Polskę. Od godz. 3 do godz. 6 rano jej wojska przekroczyły na całej długości wschodnią granicę z Polską.
Przedstawiając plan sowieckiego ataku prof. Wojciech Materski w monografii „Tarcza Europy. Stosunki polsko-sowieckie 1918-1939” pisał:
Rozkaz jak najszybszego uchwycenia ważnych obiektów militarnych w głębi polskiej obrony poprzez skoncentrowane uderzenia rozcinające wykonywać miały wydzielone spośród wszystkich armii tzw. grupy ruchome (uderzeniowe). Trzy grupy ruchome Frontu Białoruskiego (dzierżyńska, mińska i połocka) otrzymały zadanie opanowania Wilna (poprzez Święciany i Michaliszki), Grodna i Białegostoku (poprzez Wołkowysk). Cztery grupy ruchome Frontu Ukraińskiego (15 korpus, szepietowska, wołoczyska i kamieniecko-podolska), po uchwyceniu w ciągu pierwszych trzech dni agresji rubieży Kowel-Włodzimierz Wołyński-Sokal, miały wyjść na linię rzeki San. Za nimi postępować miały podporządkowane operacyjnie na czas kampanii dowództwu Armii Czerwonej pograniczne oddziały NKWD, likwidując według wcześniej przygotowanych list osoby uznane za elementy antysowieckie, mogące utrudnić trwałe umocnienie się na zdobytych terenach. Rozbite polskie linie obrony miały być atakowane frontalnie przez podstawowe siły obu frontów.
Łącznie siły Armii Czerwonej skierowane w trzech rzutach przeciwko Rzeczypospolitej wynosiły ok. 1,5 miliona żołnierzy, ponad 6 tys. czołgów i ok. 1800 samolotów. Cytowany powyżej prof. Materski zwracał dodatkowo uwagę na fakt, że:
Uderzenie dwu frontów sowieckich zostało poprzedzone czterodniowymi intensywnymi działaniami grup sabotażowo-dywersyjnych, które były organizowane na polskich Kresach Wschodnich przez wywiad sowiecki, komunistów i miejscowych nacjonalistów. Działania te okazały się rozleglejsze i skuteczniejsze niż akcja V kolumny poprzedzająca agresję niemiecką.
Gen. Stachniewicz: Dostaliśmy potężny cios w plecy
Reakcję na wiadomość o sowieckiej napaści na Polskę tak wspominał szef sztabu Naczelnego Wodza gen. Wacław Stachiewicz:
Nie znajduję słów, które by oddały nastrój przygnębienia, jaki zapanował. Ani Naczelny Wódz, ani nikt z nas, oficerów Sztabu, nie miał najmniejszych wątpliwości co do charakteru, w jakim Sowiety wkroczyły do Polski. Było dla nas jasne, że dostaliśmy podstępny cios w plecy, który przesądzał ostatecznie o losach kampanii i niweczył ostatnią nadzieję prowadzenia zorganizowanej walki na terenie Polski.
Wieczorem 17 września Naczelny Wódz wydał ogólną dyrektywę do wszystkich oddziałów:
Sowiety wkroczyły. Nakazuję ogólne wycofanie na Rumunię i Węgry najkrótszymi drogami. Z bolszewikami nie walczyć, chyba w razie natarcia z ich strony albo próby rozbrojenia oddziałów. Zadanie Warszawy i miast, które miały się bronić przed Niemcami - bez zmian. Miasta, do których podejdą bolszewicy, powinny z nimi pertraktować w sprawie wyjścia garnizonów do Węgier lub Rumunii.
W nocy z 17 na 18 września prezydent Ignacy Mościcki wraz z rządem polskim i korpusem dyplomatycznym przekroczył granicę rumuńską, planując przedostanie się do Francji. Razem z nimi terytorium polskie opuścił Naczelny Wódz marszałek Edward Śmigły-Rydz.
Gorące dyskusje historyków
Zdaniem prof. Pawła Wieczorkiewicza, rozkaz marszałka Śmigłego-Rydza wydany 17 września „wprowadził w efekcie zamęt i utrudnił, czy wręcz uniemożliwił organizację obrony Kresów Wschodnich, tam gdzie istniały po temu jakiekolwiek szanse”. Gorące dyskusje historyków wzbudza kwestia oficjalnego stwierdzenia przez władze RP stanu wojny ze Związkiem Sowieckim.
Pojawiają się w historiografii głosy, że niewypowiedzenie wojny było błędem polskich władz. Moim zdaniem taki akt nie zmieniłby zbyt wiele, bo nasi sojusznicy i tak nie poszliby w ślady Polski, skoro nie zdecydowano się na wyrzucenie ZSRS z Ligi Narodów. Nie zmieniłoby to także położenia Rzeczypospolitej w lipcu 1941 roku, gdy negocjowano w Londynie układ polsko-sowiecki. Alianci naciskaliby na premiera Władysława Sikorskiego, aby ten formalny stan wojny zakończyć
— mówił w rozmowie z PAP historyk prof. Mariusz Wołos, historyk z IH PAN oraz Uniwersytetu Komisji Edukacji Narodowej w Krakowie.
Do zaciętych walk z Armią Czerwoną dochodziło w wielu miejscach. Na Polesiu i Wołyniu improwizowana grupa KOP dowodzona przez gen. Wilhelma Orlika-Rueckemanna stoczyła z Sowietami kilkanaście potyczek i dwie bitwy: pod Szackiem 28-29 września i Wytycznem w powiecie włodawskim 1 października. Na Polesiu z Armią Czerwoną walczyły także: dowodzony przez ppłk Nikodema Sulika-Sarneckiego pułk KOP „Sarny”, brygada KOP „Polesie” oraz jednostki KOP „Kleck” i „Baranowicze”. Z kolei w Kodziowcach, niedaleko Grodna, w nocy z 21 na 22 września doszło do bitwy, w której 101 pułk ułanów przez kilka godzin zatrzymywał przeważające siły sowieckie, niszcząc m.in. 22 czołgi. Na Wileńszczyźnie i Nowogródczyźnie z Sowietami walczyły oddziały KOP „Iwieniec”, „Głębokie” i „Krasne”. Wkraczającym oddziałom Armii Czerwonej opór stawiały również miasta, wśród których najbardziej zacięty i tragiczny bój stoczyło Grodno. Walki z Wehrmachtem i Armią Czerwoną toczyła dowodzona przez gen. Franciszka Kleeberga Samodzielna Grupa Operacyjna „Polesie”, w skład której weszli m.in. marynarze Pińskiej Flotylli Wojennej.
W sumie w starciach z Armią Czerwoną zginęło ok. 2,5 tys. polskich żołnierzy, a ok. 20 tys. było rannych i zaginionych. Do niewoli sowieckiej dostało się ok. 250 tys. żołnierzy, w tym ponad 10 tys. oficerów, którzy na mocy decyzji podjętej 5 marca 1940 r. przez Biuro Polityczne WKP(b) zostali rozstrzelani.
Straty sowieckie wynosiły ok. 3 tys. zabitych i 6-7 tys. rannych. Wkraczająca na ziemie Rzeczypospolitej Armia Czerwona zachowywała się równie bestialsko jak wojska niemieckie. Przykładów zbrodni popełnianych na polskich wojskowych, policjantach i cywilach jest wiele, m.in. w Grodnie po zajęciu miasta Sowieci wymordowali ponad 300 jego obrońców, na Polesiu 150 oficerów, a w okolicach Augustowa 30 policjantów.
Jak Sowieci z Niemcami „pokój i porządek” przywracali
28 września 1939 r. podczas kolejnej wizyty Ribbentropa w Moskwie zawarty został „Traktat Sowiecko-Niemiecki o Granicy i Przyjaźni”, któremu towarzyszyły tajne protokoły dodatkowe. We wstępie do traktatu stwierdzano:
Rząd Rzeszy Niemieckiej i rząd ZSRS uznają, po upadku dotychczasowego państwa polskiego, za wyłącznie swoje zadanie przywrócenie na tym terenie pokoju i porządku oraz zapewnienie żyjącym tam narodom spokojnej egzystencji, zgodnej z ich narodowymi odrębnościami.
Zgodnie z propozycją Stalina przeprowadzona została korekta podziału terytorialnego ziem polskich. Granica pomiędzy ZSRS a III Rzeszą przebiegać miała odtąd wzdłuż linii rzek San-Bug-Narew-Pisa.
Przedstawiciele dwóch totalitarnych mocarstw ustalili również, iż „nie będą na swoich terenach tolerować żadnej polskiej agitacji, która przenikałaby na terytorium drugiej strony. Wszelkie próby takiej agitacji na ich terenach będą likwidowane, a obie strony będą się informowały wzajemnie o podejmowanych w tych celach środkach”.
W wyniku dokonanego rozbioru Polski Związek Sowiecki zagarnął obszar o powierzchni ponad 190 tys. km kw. z ludnością liczącą ok. 13 mln. Okrojona Wileńszczyzna została przez władze sowieckie w październiku 1939 r. uroczyście przekazana Litwie. Nie na długo jednak, bowiem już w czerwcu 1940 r. Litwa razem z Łotwą i Estonią weszła w skład ZSRS. Liczba ofiar wśród obywateli polskich, którzy w latach 1939-1941 znaleźli się pod sowiecką okupacją, do dziś nie jest w pełni znana.
Represje sowieckie na Polakach
Prof. Andrzej Paczkowski w „Czarnej księdze komunizmu. Zbrodnie, terror, prześladowania” pisał:
Uważa się, że w ciągu niespełna dwóch lat władzy sowieckiej na ziemiach zabranych Polsce represjonowano w różnych formach - od rozstrzelania, poprzez więzienia, obozy i zsyłki, po pracę przymusową - ponad 1 milion osób (…). Nie mniej niż 30 tysięcy osób zostało rozstrzelanych, a śmiertelność wśród łagierników i deportowanych szacuje się na 8-10 proc., czyli zmarło zapewne 90-100 tysięcy osób. W celu upamiętnienia Polaków deportowanych na „nieludzką ziemię” w 2013 r. Sejm ustanowił 17 września Dniem Sybiraka.
Sejm Rzeczypospolitej Polskiej upamiętnia tych, którzy tam zginęli, tych, którym udało się stamtąd mimo trudności powrócić do Ojczyzny oraz tych, którzy pozostali w miejscu swego zesłania, gdzie kultywują polskość i ustanawia dzień 17 września Dniem Sybiraka
— głosi tekst uchwały.
„Przeszli przez ‘nieludzką ziemię’ albo zostali na niej na zawsze”
„Światowy Dzień Sybiraka to dzień refleksji i świadectwo naszej pamięci o tragicznych losach tysięcy Polaków, którzy przeszli przez ‘nieludzką ziemię’ oraz tych, którzy na niej pozostali na zawsze”- powiedział PAP historyk z Oddziałowego Biuro Badań Historycznych IPN w Białymstoku dr Marcin Markiewicz.
Przypomniał, że pierwsi Polacy zostali zesłani na Syberię jeszcze w XVIII w., lecz to następne stulecie - XIX w. było okresem, w którym carskie władze realizowały masowe już zsyłki. W ramach represji po powstaniu styczniowym w latach 60. XIX w. do europejskich części Rosji, na Kaukaz i Syberię zesłano co najmniej 25 tys. Polaków. Od lat 70. XIX w. w dalekie rejony Rosji trafiali „nieprawomyślni” m.in. członkowie niepodległościowych organizacji konspiracyjnych. 20 kwietnia 1887 r., pięcioletnią zsyłką na Syberię został ukarany Józef Piłsudski. Jego brat, Bronisław został skazany na karę śmierci zamienioną na 15 lat katorgi na Sachalinie.
Na przełomie XIX i XX w. Polacy na Syberii tworzyli swoistą diasporę. W na początku kolejnego stulecia trafili tam polscy działacze ruchu niepodległościowego i uczestnicy rewolucji 1905 r.
Z punktu widzenia carskich, a później sowieckich władz Syberia była odpowiednim miejscem docelowym dla zsyłania tysięcy więźniów z całej Rosji. Była oddalona o tysiące kilometrów od europejskiej cywilizacji. Życie zesłanych utrudniał surowy klimat - ekstremalnie trudne warunki zwłaszcza panujące tam zimą, a tak naprawdę przez większą część roku. Stamtąd nie dało się uciec. Ucieczki były niezwykle rzadkie i trudne
— wskazał historyk.
Zsyłano nie tylko Polaków, ale także Rosjan oraz przedstawicieli wielu innych narodów podbitych przez Rosję
— dodał.
Cztery wielkie akcje deportacyjne
Kolejna fala zesłań Polaków na Syberię nastąpiła po sowieckiej agresji na Polskę. 17 września 1939 roku armia sowiecka bez wcześniejszego wypowiedzenia wojny - wkroczyła na tereny II Rzeczpospolitej. Atak na Polskę był elementem paktu Ribbentrop-Mołotow. Historycy szacują, że w ramach trwających do czerwca 1941 r. czterech wielkich akcji deportacyjnych w głąb ZSRS trafiło co najmniej 350 tys. mieszkańców wschodnich województw Rzeczypospolitej - Polaków, Żydów, Ukraińców, Białorusinów. Byli oni poddawani licznym represjom. Elity - żołnierze WP, policjanci, urzędnicy – padły ofiarą masowych zbrodni, której symbolem stał się Katyń.
Dr Markiewicz podkreśla, że największa była pierwsza fala wywózek, która rozpoczęła się w nocy 9/10 lutego 1940 r. Poza urzędnikami i wojskowymi osadnikami sowieckie represje objęły również ich rodziny: kobiety, dzieci i osoby starsze. Na listy deportacyjne trafili zarówno mieszkańcy miast i mniejszych skupisk, tzw. kolonii, jak i rolnicy.
W lutowych deportacjach Sowieci wywieźli w sumie ok. 140 tys. osób. Rozmieszczono ich w 115 osiedlach w 21 republikach, krajach i obwodach ZSRS
— wyjaśnił.
Druga akcja deportacyjna rozpoczęta 13 kwietnia 1940 r. objęła urzędników państwowych, policjantów, nauczycieli, działaczy politycznych i przedstawicieli ziemiaństwa. Wywieziono wówczas ok. 61 tys. ludzi. Trzecia akcja deportacyjna z 29 czerwca 1940 r. objęła głównie tzw. bieżeńców - uciekinierów spod okupacji niemieckiej po wrześniu 1939 r. 60 proc. stanowili Żydzi. Ofiarami tej wywózki padło ok. 80. tys. osób.
Deportacje przeprowadzały tzw. trójki operacyjne NKWD. Każda z trójek miała przydzielone po dwie lub trzy rodziny przeznaczone do wywiezienia. Po wejściu do domów funkcjonariusze oznajmiali decyzję o wysiedleniu i przeprowadzali rewizję w poszukiwaniu broni. Następnie miał zostać zrobiony spis majątku pozostawionego przez wywożonych. Instrukcje i wytyczne precyzowały, co można zabrać ze sobą: ubranie, bieliznę, obuwie, pościel, nakrycia stołowe, żywność na miesiąc, drobne narzędzia gospodarcze oraz kufer do zapakowana dobytku
— wyjaśnił historyk IPN.
Ostatnia, czwarta fala deportacji nastąpiła po 20 czerwca 1941 r. w przeddzień wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej. Deportacja ta objęła również republiki nadbałtyckie i Mołdawię. Łącznie wywieziono 90 tys. ludzi, z czego ponad 22 tys. z tzw. Zachodniej Białorusi. Trafili oni głównie Kraju Krasnojarskiego, Ałtajskiego, obwodu nowosybirskiego oraz do Kazachstanu. Ludzie tracili dorobek całego życia. Trafiali na „nieludzką ziemię”, głównie do obwodów archangielskiego, swierdłowskiego, nowosybirskiego. Część z deportowanych pozostała tam na zawsze. Ostatnie transporty kolejowe pod koniec czerwca 1941 r. ruszały na wschód już po niemieckim ataku na ZSRS, atakowane nalotami Luftwaffe.
„Element kontrrewolucyjny” w warunkach urągających ludzkiej godności
Deportowani Polacy byli zwykle traktowani jako „element kontrrewolucyjny”. Usunięcie ich było więc warunkiem skutecznej sowietyzacji i pełnej aneksji Kresów przez ZSRS. Wielu deportowanych, głównie dzieci i osób w podeszłym wieku zmarło podczas trwających nawet kilka tygodni podróży w zamkniętych wagonach kolejowych. Pozostali trafiali do pracy w kołchozach i sowchozach (gospodarstwa rolne), zakładach przemysłowych, a w przypadku Syberii - głównie w przedsiębiorstwach przemysłu drzewnego.
W konwojowanych przez funkcjonariuszy NKWD tzw. bydlęcych, zamkniętych wagonach były prycze i żelazne piecyki, funkcję toalet pełniły dziury w podłodze. Brakowało wody, żywności i opieki lekarskiej. W transportach rozprzestrzeniały się wszy i pluskwy.
Wzdłuż ścian baraków zbudowane były dwupoziomowe prycze o wymiarach około 2,5 m długości i prawie 170 cm szerokości. Z trzech stron obite były dartymi (łupanymi) deskami szerokości około 30 cm, tworząc swego rodzaju skrzynię bez jednego boku. Była to standardowa, uregulowana zapewne jakimiś odgórnymi zarządzeniami władz, powierzchnia domu – legowiska przeznaczona dla czterech osób
— wspominał Zbigniew Bronisław Fedus (1930-2017).
W lutym 1940 r. został jako dziesięciolatek deportowany z ojcem, matką i siostrą z osady Bertniki w powiecie buczackim (ob. Ukraina) do Tulenia i Czegaszetu w kraju krasnojarskim na Syberii.
Część deportowanych opuściła ZSRS w 1942 r. jako żołnierze armii gen. Władysława Andersa. Ewakuacja rozpoczęła się 24 marca 1942 r. Do listopada 1942 r. do Iranu wyjechało 78 tys. żołnierzy i 37 tys. cywilów, w tym ok. 12 tys. dzieci.
Na podstawie umowy polsko-radzieckiej, zawartej w lipcu 1945 r. do 1949 r. repatriowano ok. 265 tys. obywateli polskich zesłanych w głąb Związku Radzieckiego w latach 1940-1941 i 1944-1945. Pod koniec lat 40. w ZSRS znajdowało się ok. 1,5 miliona Polaków. Na mocy umowy repatriacyjnej w latach 1955-59 do Polski z różnych rejonów ZSRS powróciło co najmniej ok. 260 tys. osób. Oficjalna akcja repatriacyjna zakończyła się latem 1959 r.
Nie udało się spowodować powrotu tysięcy deportowanych i wielu z nich pozostało w ZSRS na zawsze
— wskazał historyk.
W PRL temat repatriacji i zesłania do Rosji i ZSRS był przemilczany przez media.
O losach polskich sybiraków, nie pisano, ponieważ wg. władz PRL „godziło to w sojusz polsko-sowiecki” a także w ustrój komunistyczny
— wyjaśnił dr Markiewicz.
„Przez lód spod bieguna północnego, Przez Łubiankę, przez Katyński Las”
Związek Sybiraków został zarejestrowany dopiero 17 grudnia 1988 r. i nawiązywał do istniejącej w latach 1928-39 organizacji o tej samej nazwie.
Bo od września, od siedemnastego, dłuższą drogą znów szedł każdy z nas. Przez lód spod bieguna północnego, Przez Łubiankę, przez Katyński Las. Na nieludzkiej ziemi znów polski trakt wyznaczyły bezimienne krzyże. Nie zatrzymał nas czerwony kat. Bo przed nami Polska – coraz bliżej (…) I myśmy szli i szli – dziesiątkowani! Choć zdradą pragnął nas podzielić wróg. I przez Ludową przeszliśmy – niepokonani. Aż Wolną Polskę raczył wrócić Bóg!
— pisał w latach 90. XX. w. Marian Jonkajtys (1931-2004) w „Marszu Sybiraków”. Był on również inicjatorem idei Marszu Żywej Pamięci Polskiego Sybiru, który odbywa się od 2001 r. w Białymstoku.
Kompozytorem muzyki oficjalnego hymnu Związku Sybiraków był Czesław Majewski.
Obecnie w Związku Sybiraków jest zrzeszonych ok. 13 tys. osób. Jeszcze przed pandemią było nas ponad 20 tys.
— powiedział PAP prezes Zarządu Głównego Związku Sybiraków Kordian Borejko.
Społeczeństwo niewiele, a w każdym razie zbyt mało wie o losach sybiraków. Warto jednak pamiętać o nich nie tylko przy okazji Światowego Dnia Sybiraka
— ocenił.
W gronie żyjących dziś sybiraków są głównie osoby, które zostały wywiezione w latach 1940-41 jako dzieci i młodzież.
Światowy Dzień Sybiraka jest obchodzony od 2004 r. Początkowo była to inicjatywa Związku Sybiraków. W 2013 r. dzień 17 września został ustanowiony Sejm Rzeczypospolitej Polskiej świętem państwowym. Celem jest przypominanie losów zesłańców, spisywanie ich i przekazywanie kolejnym pokoleniom. Światowy Dzień Sybiraka upamiętnia tych, którym udało się powrócić do Ojczyzny, osiedlić w innych krajach oraz tych, którzy na zawsze pozostali na „nieludzkiej ziemi”.
aja/PAP
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/706452-85-lat-temu-zsrs-zaatakowal-walczaca-z-niemcami-polske