Była kimś znacznie więcej niż żoną Józefa Piłsudskiego. Przemycała broń dla bojówki PPS, udzielała lekcji dywersji agentkom wywiadu Legionów. Ale umiała walczyć nie tylko z bombą w ręku. W wolnej Polsce rozwinęła szeroką działalność społeczną, współpracując m.in. z Januszem Korczakiem.
Była od Piłsudskiego o piętnaście lat młodsza, ale kiedy się poznali on nie miał jeszcze czterdziestki, a w dodatku otaczała go aura legendy. Kiedy się po raz pierwszy spotkali, oboje zresztą znacznie więcej otaczało.
Żywo mi stoi w pamięci ten obraz, gdy w wiosenne popołudnie staliśmy wśród kilku karabinów, między koszami z browningami, mauzerami i amunicją
— zapamiętała.
Po licznych sporach i podziałach, on był wówczas faktycznym szefem Organizacji Bojowej PPS, ona zaś kierowała tzw. techniką organizacji, czyli zajmowała się szmuglowaniem i dystrybucją broni oraz dynamitu. On wskazywał bojowcom cele zamachów – ona dostarczała materiały do ich wykonania.
Był rok 1905 i spirala przemocy w Królestwie dopiero zaczynała się nakręcać. Do tej pory to Rosjanie strzelali do protestujących polskich robotników, teraz robotnicy postanowili wziąć odwet. W ciągu kilku zaledwie miesięcy w niemal każdym polskim mieście i miasteczku formowały się kilkuosobowe grupy młodych bojowców, które na swoim terenie dokonywały niezliczonych zamachów rewolwerowych i bombowych na przedstawicieli caratu: policjantów, urzędników, ludzi reprezentujących władzę.
Tysiące sztuk broni przeszło przez moje ręce w ciągu jednego roku. Byłam odpowiedzialna nie tylko za przechowywanie, utrzymywanie porządku i wydawanie broni, ale również za jej transport do różnych oddziałów bojówki w terenie
— wspominała.
Było to pierwsze wystąpienie zbrojne Polaków przeciwko zaborcom od 1863 roku. I Aleksandra Szczerbińska grała w nim jedną z głównych ról.
Głód wiedzy
Pochodziła z Suwałk, z dość zamożnej rodziny, ale że była jednym z dwanaściorga dzieci, rodzice nie odegrali poważniejszej roli w kształtowaniu jej charakteru. A właściwie odegrali – właśnie przez swoją nieobecność. W różnych wspomnieniach przebija obraz młodej dziewczyny, nad wiek poważnej, nieco może ponurej. Faktem jest w każdym razie, że choć piękno pagórkowatego krajobrazu Suwalszczyzny, z jej niekończącymi się lasami i położonymi niemal w dziczy jeziorami zapadł jej w serce na zawsze, od kiedy pamięta, chciała się wyrwać z tej malowniczej prowincji. Tym bardziej że była dziewczyną inteligentną i ambitną.
Na głębokiej prowincji patrzono na pracujące umysłowo kobiety ze zgorszeniem. Ciotka Maria uważała również, że najwłaściwszym zajęciem dla kobiety, poza prowadzeniem domu, jest robienie na drutach, malowanie abażurów albo czytanie książek, to tylko poezji czy powieści
— wspominała później.
Mimo to rodzina wyraziła zgodę na dalszą edukację i w 1901 roku - w wieku dziewiętnastu lat - Aleksandra przyjechała do Warszawy i podjęła studia na Prywatnych Kursach Handlowych Żeńskich Józefy Siemiradzkiej, które dawały młodym kobietom zupełnie przyzwoite wykształcenie ekonomiczne. Dla ciekawej wiedzy prowincjuszki było to jednak za mało. Podjęła więc kolejne studia, choć tym razem już nielegalnie. Zgodnie z duchem pozytywizmu cały zabór rosyjski pękał wówczas od zakonspirowanych inicjatyw oświatowych na praktycznie każdym poziomie. Na tajnych kursach odbywających się w prywatnych mieszkaniach uczono różnych dziedzin wiedzy, ale uczono po polsku i zwykle wplatano w program również klasykę polskiej literatury, a także nieocenzurowaną historię. Tak też funkcjonował Uniwersytet Latający, którego słuchaczką została Szczerbińska.
Na kursach pracowali najwybitniejsi polscy uczeni tamtego czasu, w większości o radykalnych poglądach, m.in. Ludwik Krzywicki, Wacław Nałkowski, Jan W. Dawid, Tadeusz Korzon. Na Uniwersytecie Latającym Szczerbińska miała możliwość zawierania nowych znajomości i poszerzania horyzontów. Poznawała socjologię i ekonomie polityczną, uczestniczyła w zajęciach poświęconych historii i literaturze
— pisała Marta Sikorska.
W 1904 roku, mając dwadzieścia dwa lata, była więc kobietą jak na swoją epokę świetnie wykształconą, znającą kilka języków, doskonale rozumiejącą niuanse polityczne i społeczne otaczającego ją świata. Była młoda i chciała nie tylko wiedzieć, ale też wpływać na świat. Na warszawskiej Woli – gdzie podjęła pracę w kantorze jednej z fabryk – szybko zrozumiała, że najbardziej palącym problemem tego okresu jest sytuacja robotników. Ta niemal zupełnie nowa grupa społeczna. Nowa, ale rozrastająca się tak szybko, że nie sposób już było jej lekceważyć. Dość wspomnieć, że w tym okresie Łódź z niewielkiej osady zamieniła się półmilionowe, ogromne miasto złożone niemal wyłącznie z robotników, w Warszawie zaś – liczącej na początku XX wieku blisko milion mieszkańców, robotnicy stanowili ok. czterdziestu procent. Tak samo wyglądały proporcje w Zagłębiu Dąbrowskim. Była to rzesza emigrantów ze wsi. Bardzo źle opłacanych, wegetujących w biedzie, nieposiadających praktycznie żadnych praw… I coraz bardziej wściekłych.
Wszyscy młodzi działacze polityczni tego okresu szybko dostrzegli w tej właśnie, szybko radykalizującej się grupie, potencjał, zdolny zmienić rzeczywistość. Różnica polegała na tym, że jedni zamierzali wykorzystać go do przeprowadzenia światowej rewolucji robotniczej, inni zaś widzieli w nim pierwszą od dziesięcioleci siłę, zdolną doprowadzić do niepodległości Polski. Aleksandra wybrała tę druga opcję i w 1904 roku została członkinią Polskiej Partii Socjalistycznej. I tu właśnie poznała wybijającego się na czołową postać partii Józefa Piłsudskiego.
Pierwsze bomby
Wybrała też działania radykalne. PPS kłócił się i dzielił. Jedni myśleli, że wystarczy edukacja i agitacja robotników, inni – właśnie opcja Piłsudskiego – że należy stworzyć z nich armię i wywalczyć zbrojnie niepodległość. Niereformowalny marzyciel Piłsudski myślał co prawda o kolejnym powstaniu, ale w tym miejscu i czasie było to niemożliwe i przyszły Marszałek musiał szybko zweryfikować swoje wizje. Przykład Rosji, gdzie od pewnego już czasu działała Narodna Wola – jedna z pierwszych na świecie lewicowych organizacji terrorystycznych wymierzonych w carat – doprowadził do stworzenia analogicznego organizmu także nad Wisłą. I społeczna potrzeba takiego ruchu musiała go mocno zaskoczyć. „Nastąpił taki pęd do organizowania się, któremu niepodobna było się przeciwstawić” – wspominał później.
W ciągu kilku miesięcy, kilkunastoosobowa organizacja kompletnych amatorów, przekształciła się w wielotysięczną bojówkę – coraz lepiej uzbrojoną i przeszkoloną – której sieć oplatała całe Królestwo, a pojedyncze nitki przemytu kontrabandy sięgały nawet wiele tysięcy kilometrów poza granice kraju. Szczerbińska szybko dała się poznać jako znakomita organizatorka. Kontrolowała przemyt i finanse, zorganizowała ogromną siatkę kobiet, które w zmyślne poukrywanych pod sukniami i bielizną broni i materiałach wybuchowych, nieustannie kursowały po kraju tworząc swoisty układ nerwowy organizacji. O skali zjawiska wiele mówi choćby to, że w 1906 roku – najgorętszym z rewolucyjnych lat – Polacy dokonali ponad tysiąc dwieście zamachów na przedstawicieli caratu.
Po raz pierwszy od całych dekad Rosjanie naprawdę bali się przebywać nad Wisłą, a służba tu – uznawana była za karne zesłanie. Generał gubernator Gieorgij Skałon właśnie w 1906 roku raportował do Petersburga, że w samej Warszawie brakuje w tym momencie ok. 40 proc. etatów policyjnych, „a chętnych do ich objęcia brak”. On sam nie ruszał się praktycznie z Belwederu, po tym jak nieopodal Belwederu, u zbiegu Koszykowej i Natolińskiej, na jego powóz posypały się bomby z balkonu pobliskiej kamienicy. Nawiasem mówiąc, rzucone przez trzy nastoletnie dziewczyny.
Romans i wojna
Taktyka okazała się skuteczna, ale tylko na pewien czas. Bojowców było ok. pięciu tysięcy, a siły rosyjskie blisko czterdziestokrotnie większe, nie wspominając o coraz bardziej doskonałej tajnej rosyjskiej policji – Ochranie. Choć bomby eksplodowały w Warszawie jeszcze dość długo, aresztowania dziesiątkowały organizację i Piłsudski zdecydował się przenieść z Królestwa do Galicji, gdzie zaczął poważniejsze prace nad stworzeniem przyszłej kadry polskich sił zbrojnych. Aleksandra pojechała wraz z nim. „Piłsudski podjął decyzję o zmianie taktyki działania i prowadzeniu dalszej walki niepodległościowej według nowych zasad. Zmieniająca się sytuacja polityczna w Europie, koncepcja nawiązania współpracy z austriackim sztabem wojskowym oraz nowe ustalenia programowe w łonie PPS, doprowadziły do wypracowania przez niego nowej strategii” – pisała Marta Sikorska. W ten sposób powstał ZWC – Związek Walki Czynnej.
Aleksandra Brala udział w pracach organizacji, ale mając teraz na wpół już legalny charakter nie były one aż tak absorbujące jak praca w Organizacji Bojowej. Nic też dziwnego, że trzy kolejne lata to okres rozkwitu jej związku z Piłsudskim – w zasadzie też nielegalnego, bo był on już wówczas żonaty. Związek ten był już zresztą coraz mniejszą tajemnicą. Wiedzieli o tym wszyscy znajomi, wiedziała nawet Maria Piłsudska, którą Józef poprosił nawet o rozwód. Bezskutecznie.
Dla Aleksandry konkretna praca organizacyjna zaczęła się ponownie w roku 1911, kiedy przystąpiła do Związku Strzeleckiego, w ramach którego powstała także sekcja kobieca. Związek Strzelecki i Towarzystwo „Strzelec” były teoretycznie legalnie działającymi organizacjami o paramilitarnym charakterze, w praktyce – aprobowanej nieoficjalnie przez Austriaków – stanowiły kamuflaż dla przygotowań kadr przyszłej armii. Już wówczas I wojna światowa wisiała w powietrzu i Austriacy chętnie przyjmowali podobne, wymierzone w Rosję, inicjatywy.
Przedmiotem naszych specjalnych studiów była armia rosyjska. Z pewnością znałyśmy w owym czasie organizację tej armii lepiej od niejednego oficera austriackiego. Pamiętam, że znałam na pamięć dystynkcje wszystkich pułków armii rosyjskiej
— zapamiętała Aleksandra. Ale nie tylko. Panie uczyły się taktyki, podstaw działań dywersyjnych, orientacji w terenie, a także strzelania i gimnastyki. Wszystko to wkrótce bardzo miało się przydać. Po wybuchu wojny, już w sierpniu 1914 roku powstał przy Legionach Żeński Oddział Kuriersko-Wywiadowczy. A Aleksandra wkrótce stanęła na jego czele.
Pamiętajcie, że praca wasza polega na zbieraniu informacji niejako w stanie surowym. Sztab je zanalizuje i wybierze, co trzeba. Nie martwcie się, że czasem wyniki waszej pracy będą wydawać wam się błahe. Najmniejszy szczegół, na oko bez wartości, może się przydać, może odegrać wielką rolę w przygotowywaniu planu
— mówił do swoich agentek Piłsudski.
Dokonywały podobno cudów brawury. Wielokrotnie przekraczały linię frontu – wykorzystując swój wdzięk, niejednokrotnie zdobywały bezpośrednio od rosyjskich oficerów cenne informacje, a dzięki umiejętności manipulowania mężczyznami udawało im się bezpiecznie przemycać kontrabandę.
Tłukły się one samotnie po wszystkich drogach, zataczając kręgi szersze niż jazda, bo sięgające Warszawy, Piotrkowa i Dęblina
— doceniał działania pań Piłsudski. Mimo to austriacki sztab zdecydował się w marcu 1915 roku na likwidację Żeńskiego Oddziału Wywiadowczego. „Kurierki rozproszyły się więc i przystąpiły do innych działań niepodległościowych” – pisała Sikorska. Szczerbińska początkowo trafiła do Dąbrowy Górniczej, gdzie znów działała w PPS, a następnie powróciła do Warszawy. W sierpniu miasto zajęły jednak siły niemieckie, a z jakichś powodów Niemcy coraz bardziej nieufnie podchodzili do osoby Piłsudskiego. Torpedowali działalność PPS, w wkrótce doprowadzili do aresztowania wielu członków partii. I w ten sposób Aleksandra trafiła początkowo na Pawiak, a wprost z niego do Szczypiorna – gdzie w obozie znów dołączyła do żołnierzy legionowych osadzonych tu po kryzysie przysięgowym.
Między Belwederem i slumsami
Aleksandra przeszła jeszcze przez obóz w Lauban, ale w listopadzie 1916 roku zakończyła się w zasadzie jej niepodległościowa poniewierka. Co prawda kiedy wróciła do Warszawy, wciąż była inwigilowana.
Agenci tajnej policji niemieckiej przychodzili do mieszkania sprawdzać moją obecność punktualnie każdego tygodnia; listy moje otwierano; śledzono, dokąd chodzę” przyznawała. Ale był też inny powód, dla którego musiała zwolnić tempo życia. Miała wówczas trzydzieści pięć lat i właśnie była w swojej pierwszej ciąży. „Córka nasza Wanda przyszła na świat, gdy ojciec jej siedział w więzieniu niemieckim, w lutym 1918 roku. Naturalnie jak każda matka w owych czasach kłopotałam się jeszcze przed porodem o warunki życia dla oczekiwanego dziecka” – wspominała. A pod koniec I wojny światowej, w kompletnie zniszczonym przez wojnę kraju było naprawdę biednie. „Zupa, kasza i strasznie nędzny chleb, który trudno było nawet przełknąć. Jadałam w stołówkach, bo brak opału wykluczał gotowanie w domu
— zapamiętała.
Sytuacja poprawiła się wyraźnie w grudniu 1918 roku, kiedy Piłsudski zamieszkał już jako przywódca państwa w Belwederze, Aleksandra zaś przeniosła się z na wpół wiejskiego wówczas Kamionka do obszernego mieszkania w centrum Warszawy, na rogu Koszykowej i Emilii Plater. Nie mogli mieszkać razem – Piłsudski wciąż było żonaty. Nie przeszkodziło to jednak zupełnie w poczęciu kolejnego dziecka, znów córki – Jadwigi, która przyszła na świat pod koniec lutego 1920 roku. Pół roku później zmarła Maria Piłsudska, a dwa miesiące później Aleksandra i Józef byli już małżeństwem.
Przez kolejnych pięć lat, do przewrotu majowego, ich pożycie układało się chyba dobrze, choć Piłsudski z pewnością był wówczas niezwykle zapracowany. Aleksandra zresztą równie – początkowo jej życie wypełniła opieka nad córkami, szybko też zaczęła bardzo intensywnie działać społecznie. Zamach majowy przyjęła podobno bardzo źle – w odróżnieniu od męża, była naprawdę ideową socjalistką i demokratką – w działaniach małżonka dostrzegła sprzeniewierzenie dawnym ideałom. Ale choć oddalali się od siebie, na życie rodzinne i wychowanie córek nie miało to chyba większego przełożenia. Piłsudski był zresztą zapracowany i nieobecny, a co gorsze – zaczynał się bardzo wyraźnie starzeć, choć metrykalnie stary wciąż nie był. Od dawna jednak często chorował, miewał rozstroje psychicznie, co bardzo silnie podobno wpływało na ciężar jego charakteru. Aleksandra uciekała więc w pracę społeczną.
Nie należałam do żadnej partii politycznej. Nie chciałam stwarzać sytuacji niejasnych. Nieraz moje wystąpienia byłyby komentowane jako poglądy męża. Takie postawienie sprawy oczywiście odbierałoby mi wszelką swobodę wypowiadania się i mogło narazić na niepotrzebne nieporozumienia. Zajęłam się więc pracą społeczną
— opowiadała, delikatnie sugerując, że ich poglądy nie były zgodne.
Ale jako społeczniczka zrobiła bardzo wiele. Współpracowała z Januszem Korczakiem w stowarzyszeniu „Nasz Dom” – podobno udało im się dokarmiać około dziewięciu tysięcy najuboższych dzieci. Angażowała się w pomoc weteranom walk o niepodległość. Najbardziej może spektakularna była jej pomoc niesiona ludności prawdziwych warszawskich slumsów – Annopola. Była to najgorsza dzielnica miasta, gdzie schronienie zładowali zarówno kryminaliści, patologiczni alkoholicy, bezdomni i po prostu najubożsi. Mieszkając w zaimprowizowanych z byle czego barakach, nie mieli dosłownie nic, oprócz przemocy i agresji. „Panował tam brud, zaduch i hałas. Kobiety z dziećmi wyległy na ulicę. Otoczył nas tłum ludzi złorzeczących, wykrzykujących, że przyjechaliśmy, aby naigrywać się z ich nędzy. Grożono nam pięściami” – zapamiętała pierwszą wizytę na Annopolu.
Swoją działalność kontynuowała także po śmierci Piłsudskiego w 1935 roku, praktycznie do końca pobytu w Polsce. Wyjechała w ostatniej chwili, w roku 1939, by na stałe osiąść w Londynie, gdzie przeżyła jeszcze blisko ćwierć wieku. Ona do Polski nie wróciła, wróciły jednak jej córki. Choć większość życia przeżyły w Anglii – Wanda jako psychiatra, Jadwiga zaś jako architektka – osiadły na starość w Polsce bezpośrednio po upadku komuny, w roku 1990.
Poprzednie sylwetki z cyklu WIELKIE POLKI
— WIELKIE POLKI. Maria Dąbrowska: Ostatnia pozytywistka
— WIELKIE POLKI. Władysława Macieszyna: Sława w cieniu gilotyny
— WIELKIE POLKI. Zofia Stryjeńska: Wszystkie barwy Słowiańszczyzny
— WIELKIE POLKI. Maria Antonina Czaplicka - Kobiecy odcień Syberii
— WIELKIE POLKI. Aleksandra Zagórska - pani od bomb
— Wielkie Polki: Henryka Pustowójtówna - kobieta na wielu frontach
— Wielkie Polki. Irena Sendlerowa - Życie do pomagania
— Wielkie Polki. Elżbieta Rakuszanka - Matka Królów
— Wielkie Polki: Elżbieta Zawacka. Między szkołą a spadochronem
— Wielkie Polki: Zofia Holszańska - Matka królów
— Wielkie Polki: Elżbieta Łokietkówna - Żelazna dama
— Wielkie Polki: Danuta Siedzik „Inka” - dziewczyna od „Łupaszki”
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/671720-wielkie-polki-aleksandra-pilsudska-wielki-cien-marszalka