Wstępnie na początek grudnia warszawski sąd okręgowy zaplanował mowy końcowe w procesie o zabójstwo b. premiera PRL Piotra Jaroszewicza i jego żony Alicji Solskiej-Jaroszewicz. Oznacza to, że proces w tej głośnej sprawie mógłby zakończyć się jeszcze w tym roku.
Piotr Jaroszewicz - premier PRL w latach 1970-1980 - zginął zamordowany wraz z żoną Alicją Solską-Jaroszewicz w domu w Aninie w 1992 r.
Od dnia 4 grudnia br. przewidziane są głosy stron
— powiedziała na koniec rozprawy przed Sądem Okręgowym w Warszawie przewodnicząca składu sędziowskiego sędzia Agnieszka Jarosz.
Gang „kareteków”
Zapewne na wygłoszenie mów końcowych potrzebne będą dwa terminy, kolejny być może zostanie wyznaczony na 8 grudnia.
Na rozprawie SO wysłuchiwał natomiast zeznań biegłych z tej sprawy - lekarza sądowego i specjalistki z zakresu psychologii śledczej. Przesłuchanie drugiej z biegłych ma być kontynuowane na kolejnej rozprawie - 29 listopada. Według planów ma to być ostatnia z rozpraw przed formalnym zamknięciem przewodu sądowego.
Do jednej z najgłośniejszych zbrodni lat 90. doszło w nocy z 31 sierpnia na 1 września 1992 r.
Prokuratura oskarżyła Roberta S. o uduszenie Piotra Jaroszewicza oraz zastrzelenie jego żony, zaś Dariusz S. i Marcin B. oskarżeni są o współudział w zabójstwie b. premiera.
Według prokuratury trzej mężczyźni dokonali napadu na posesję w Aninie, podczas którego mieli wspólnie zamordować Piotra Jaroszewicza, zaś Robert S. miał zabić Alicję Solską-Jaroszewicz. Robertowi S. zarzucono również zabójstwo małżeństwa S. w 1991 r. w Gdyni oraz usiłowanie zabójstwa mężczyzny w Izabelinie. Grozi im kara dożywotniego pozbawienia wolności.
Wszyscy trzej oskarżeni to b. członkowie tzw. gangu karateków, który w latach 90. dokonał kilkudziesięciu napadów rabunkowych.
Właśnie kwestii modus operandi i motywacji sprawców tej zbrodni dotyczyło poniedziałkowe przesłuchanie biegłej psycholog.
W mojej ocenie było to zabójstwo z celem rabunkowym
— oceniła biegła.
Zastrzegła jednak, że motyw rabunkowy może także oznaczać rabunek na przykład określonych dokumentów cennych dla sprawców. Biegła wykluczyła jednak, aby ślady wskazywały na sprawcę mającego dokonać egzekucji.
Jak zaznaczyła, badając tę sprawę brała pod uwagę także status ofiar i znaczenie b. premiera.
Funkcja ofiary zawsze nasuwa hipotezę, że zabójstwo jest z nią związane. Ale nie znaczy to, że ta hipoteza jest najtrafniejsza. Jako dominująca była tutaj motywacja rabunkowa
— zeznawała biegła.
Według niej do takich konkluzji prowadzą na przykład ślady plądrowania w domu Jaroszewiczów. Ślady te - według biegłej - nie służyły maskowaniu innego motywu zabójstwa.
W tym wypadku było to plądrowanie faktyczne. Plądrowanie o charakterze maskującym jest znacznie bardziej pobieżne i nie pozostaje w logicznym powiązaniu z pozostałymi działaniami sprawców
— wskazywała.
Z kolei biegły lekarz sądowy ocenił, że choć w tej sprawie nie da się powiedzieć o torturowaniu ofiar, to jednak można ocenić, że nad b. premierem znęcano się. W ocenie tego biegłego postępowanie sprawców wyczerpywało terminy z Kodeksu karnego mówiące o „szczególnym udręczeniu” i „szczególnym okrucieństwie”.
Przełom w sprawie
O przełomie w sprawie Jaroszewiczów w marcu 2018 r. informował minister sprawiedliwości, prokurator generalny Zbigniew Ziobro. Mówił o przedstawieniu zarzutów trzem domniemanym sprawcom, z czego do zarzucanych im czynów przyznało się dwóch.
Dariusz S. oraz Marcin B. twierdzą, że byli na miejscu zbrodni. Konsekwentnie obciążali też Roberta S., podkreślając, że to on kierował napadem, a oni byli zwykłymi wykonawcami zadań.
Początek całej sprawie dały wyjaśnienia Dariusza S. Mężczyzna złożył je w lutym 2018 r. w toku innego śledztwa - groziła mu wówczas surowa kara w sprawie uprowadzenia dla okupu. Ostatecznie w sprawie porwania skazano go jedynie na dwa lata pozbawienia wolności.
Z kolei Robert S. nie przyznał się do żadnego z zarzucanych mu czynów.
Zarzuty oraz oskarżenie przed sądem sformułowano w oparciu o kłamstwa współoskarżonych. Nie miałem nic wspólnego z tymi czynami. Nie brałem w nich żadnego udziału. Do dnia postawienia zarzutów nie miałem żadnej wiedzy na temat udziału Marcina B. i Dariusza S. w zbrodni w Aninie
— podkreślał na pierwszej rozprawie.
Przy okazji prokuratorzy poinformowali w poniedziałek sąd, że nadal toczy się śledztwo odnoszące się do osób m.in. z kręgu grupy „karateków”. Badane w nim są inne wątki napadów z lat 90., ale także na przykład kwestia ewentualnych zleceniodawców zbrodni na Jaroszewiczach. Postępowanie to prowadzone jest „w sprawie”.
Dobiegający końca przed SO proces dotyczący zabójstwa małżeństwa Jaroszewiczów rozpoczął się latem 2020 r. Przez ponad rok przed sądem trwał następnie etap szczegółowego wysłuchiwania oskarżonych i weryfikacji ich wersji zdarzenia. Następnie sąd przesłuchiwał świadków.
Pierwotnie w sprawie Jaroszewiczów w kwietniu 1994 r. zatrzymano cztery osoby - Krzysztofa R. - „Faszystę”, Wacława K. - „Niuńka”, Henryka S. - „Sztywnego” i Jana K. - „Krzaczka”. Zatrzymani od początku twierdzili, że są niewinni, a prokuratura bezzasadnie przypisuje im zabójstwo Jaroszewiczów. W 1998 r. Sąd Wojewódzki w Warszawie uniewinnił całą czwórkę z powodu braku dowodów - wnosiła o to nie tylko obrona, ale też oskarżyciel. W 2000 r. wyrok uniewinniający utrzymał Sąd Apelacyjny w Warszawie.
CZYTAJ TEŻ:
pn/PAP
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/669663-proces-o-zabojstwo-jaroszewiczow-mowy-koncowe-w-grudniu