„To był przystojny mężczyzna” – wspomina Henryk. Nie umiałby rozpoznać w nim Żyda. Dla siedemnastoletniego chłopca Żydami byli ci , którzy nosili brody, jarmułki i chałaty. Wacław natomiast nie miał brody, a ubrany był zwyczajnie. I mówił czystą polszczyzną bez akcentu. W dzień siedział w stodole, gdzie Stępniewska zanosiła mu jedzenie, a wieczorami przychodził do domu.
Dom Pelagii i Jana Stępniewskich przed wojną odróżniał się od wszystkich pozostałych we wsi Marchaty. Był kryty blachą, oszalowany, z drewnianymi okiennicami, pomalowany w kolorach zieleni i brązu. Składał się z czterech izb, w których była drewniana podłoga, a pod nią piwnica. Taki dom rzucał się w oczy i świadczył o zamożności gospodarzy. Rzeczywiście, jak na owe czasy, bardzo dobrze powodziło się Stępniewskim. Mieli…
Artykuł dostępny wyłącznie dla cyfrowych prenumeratorów
Teraz za 7,90 zł za pierwszy miesiąc uzyskasz dostęp do tego i pozostałych zamkniętych artykułów.
Kliknij i wybierz e-prenumeratę.
Wchodzę i wybieramJeżeli masz e-prenumeratę, Zaloguj się
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/664253-barbara-stanislawczyk-jak-polacy-ratowali-zydow