„Jesteśmy bliżej wypłacenia Polsce reparacji przez Niemcy choćby dlatego, że przełamaliśmy barierę psychiczną i wystąpiliśmy oficjalnie o te reparacje. Policzyliśmy i wyceniliśmy nasze straty, należne nam pieniądze. Kropla drąży skałę. Musimy być twardzi, nieustępliwi” - mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl, w 84. rocznicę wybuchu II wojny światowej, prof. Wojciech Polak, historyk, członek Kolegium IPN.
wPolityce.pl: 1 września 1939 r. to dla nas corocznie bardzo ważny dzień, kiedy wspominamy napaść Niemiec na Polskę i początek II wojny światowej. Nie wszędzie jednak pamięta się o stratach, nie tylko materialnych, które od tego dnia zaczęła ponosić Polska i Polacy.
Prof. Wojciech Polak: Na szczęście i w Polsce, i na świecie dominuje prawidłowe przekonanie, że to to Niemcy napadły na Polskę. Dziś żyjemy w czasach, kiedy nieraz trzeba tłumaczyć rzeczy podstawowe. I od nich iść dalej – do tłumaczenia, kto był ofiarą, a kto grabieżcą. Zresztą zauważmy, że niektóre kraje, patrząc przez pryzmat własnej historii, mają swoją, różną od naszej perspektywę na to, kiedy zaczęła się II wojna światowa. Tak jest np. w Rosji i w USA, dla której właściwie II wojna światowa zaczęła się na Pacyfiku.
Co przeszkadza w dobrym rozumieniu roli Niemiec w II wojnie światowej?
Generalnie słaba znajomości historii – a właściwie możemy mówić o totalnej nieznajomości historii - czy to w Europie Zachodniej, czy to w Stanach Zjednoczonych, gdzie np. martyrologia polska czy wkład Polski w walkę z Hitlerem są niedoceniane. Przeciętny Amerykanin czy nawet mieszkaniec Europy Zachodniej, jeżeli chodzi o ofiary II wojny światowej, patrzy na nie głównie przez pryzmat martyrologii Żydów. Oczywiście Żydzi jako naród ponieśli największą ofiarę, ale już na drugim miejscu są Polacy. W dodatku winniśmy mówić nie tylko o sześciu milionach wymordowanych obywateli polskich, ale także, na co zwraca Pan uwagę, o naszych gigantycznych stratach materialnych, o gigantycznym rabunku, zniszczeniach w dziedzinie kultury itd. Niestety do opinii światowej te fakty nie docierają w odpowiednim stopniu.
Ludzie, zwłaszcza na Zachodzie, wiedzą o faktach historycznych tyle tylko, ile dowiedzą się z przekazów popkultury. Możemy mówić, w tym kontekście, że problem istnieje.
Jaki – zdaniem Pana Profesora – ma być ten nowy język przekazu o polskich stratach w II wojnie światowej i potrzebie reparacji?
W tej kwestii staram się być pragmatykiem. Skoro ludzie wyrabiają sobie opinie na tematy historyczne na podstawie popkultury, trzeba – czy nam się to podoba, czy nie - inwestować w nakierowaną na to popkulturę. Jeżeli nakręcimy w Polsce np. kilka wysokobudżetowych „filmów hollywoodzkich”, z aktorami amerykańskimi z górnej półki - oczywiście będzie to kosztowało krocie, ale to się opłaci. Jeżeli w tych filmach zawrzemy prawdę historyczną - obudowaną oczywiście w odpowiednią fabułę, z wątkiem miłosnym, sensacyjnym, także trochę tzw. łubu dubu, czyli wszystko, co dzisiejszy widz chce oglądać, ale przy okazji pokażemy dużo prawdy historycznej, to będzie to dobra inwestycja. Przemycenie do świata prawdy o naszych wojennych losach i stratach jest czym naprawdę ważnym. Taki film – jeden, drugi, trzeci - może zrobić dużo więcej, niż opasłe tomy historyczne, które przeczytają tylko fachowcy. Taka jest, niestety, prawda i musimy do tych nowych wymagań odbiorcy się troszeczkę dostosować.
Jesteśmy dzisiaj bliżej uznania i wypłacenia nam przez Niemcy reparacji, niż jeszcze rok, dwa lata temu? Z pewnością tak. Jesteśmy bliżej choćby dlatego, że przełamaliśmy barierę psychiczną i wystąpiliśmy oficjalnie o te reparacje. Policzyliśmy i wyceniliśmy nasze straty, należne nam pieniądze. Niemcy oczywiście krzyczą, że to wszystko nie ma znaczenia, że to wszystko jest nieaktualne, przedawnione, że musimy myśleć o przyszłości, a nie o przyszłości itd. Trudno się po Niemcach czegoś innego spodziewać i prawdopodobnie jeszcze długo będą tak mówić. Nie przejmujmy się tym. Kropla drąży skałę. Musimy być twardzi, nieustępliwi. Musimy działać nieustannie w kierunku przekazywania prawdy o polskich stratach wojennych spowodowanych przez Niemców na forum światowym. To powoli będzie przynosiło efekty.
Reparacje to jednak nie wszystko. 1 września warto przypominać także o zrabowanych nam przez Niemców dziełach sztuki.
Samych takich dzieł sztuki wysokiej, które trafiły do Niemców, jest pół miliona. Musimy pamiętać o naszych dobrach kultury czy archiwaliach i bezwzględnie zgłaszać nasze roszczenia – generalnie, ale także uderzać w przypadkach jednostkowych. Ja ostatnio prowadzę akcję przypominania o zrabowanych dokumentach Zakonu Krzyżackiego z Archiwum Głównego Akt Dawnych. Wiemy z pewnością np. o 74 ukradzionych na przełomie 1940 i 1941 roku całkowicie nielegalnie dokumentach, które dzisiaj są przechowywane w Tajnym Archiwum Pruskim w Berlin-Dahlem, a nawet otwarcie widnieją w katalogach. Niemcy uważają, że to jest przedawnione po 30 latach, że to jest własność tego Archiwum.
Na Facebooku uruchomiłem akcję polegającą na wyrażeniu powszechnego oczekiwania, by nowy ambasador Niemiec w Polsce Viktor Elbling jako swoisty gest przyjaźni i dobrej woli Niemiec przekazał te akta Polsce przy okazji składania prezydentowi RP listów akredytacyjnych. To byłaby pierwsza jaskółka, że Niemcy zaczynają nam zwracać zrabowane dobra. Czasami taki przykład jednostkowy działa lepiej na wyobraźnię niż statystyka.
CZYTAJ TAKŻE:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/660830-prof-polak-o-reparacjach-mowmy-o-historii-przez-popkulture