Dzieliło je prawie trzydzieści lat, ale łączyło znacznie więcej. Po pierwsze nazwisko, po drugie – zdolności artystyczne, po trzecie wreszcie spontaniczne zaangażowanie w działalność społeczną i niepodległością. Dwie kobiety niezwykłe: Wanda i Krystyna Krahelskie.
18 sierpnia 1906 roku w stronę powozu carskiego generał-gubernatora Skałona spadały trzy bomby. Kiedy spadły na bruk uliczki Natolińskiej wywołały potężny wybuch. Szyby w okolicznych domach posypały się na ziemię, kilku Czerkiesów z gwardii Skałona padło z ciężkimi ranami, a odłamki okaleczyły też przypadkowego świadka – mała dziewczynkę z mieszkania naprzeciwko. Tylko przypadkiem samemu generał gubernatorowi nic poważniejszego się nie stało. Miał zresztą szczęście – polscy bojowcy dokonają na niego jeszcze dwóch zamachów i z każdego z nich wyjdzie co najwyżej lekko zadrapany. Ale mimo tego, cała akcja zakończyła się powodzeniem. Od tego dnia Skałon złagodził zasady wprowadzonego jakiś czas temu stanu wyjątkowego i Rosjanie nie przeprowadzali odtąd egzekucji bez sądu.
Na tle setek innych zamachów, jakie przeprowadzała w tym okresie Organizacja Bojowa PPS, zamach na Skałona był szczególny. Po pierwsze, dokonano go z logistyczną wirtuozerią. Aby wyciągnąć go z Belwederu, bojowcy sprowokowali międzynarodowy incydent dyplomatyczny. Jeden z nich, przebrany w rosyjski mundur spoliczkował mianowicie niemieckiego oficera, ambasada interweniowała w Petersburgu i Skałon musiał oficera oficjalnie przeprosić. Dlatego właśnie znalazł się tego dnia na rogu Natolińskiej i Koszykowej. Drugi powód wyjątkowości tej akurat akcji jest ciekawszy. Bomby rzucały mianowicie trzy młodziutkie, niespełna dwudziestoletnie dziewczyny. Jedną z nich była Wanda Krahelska.
Narodziny symbolu
Jak wielu w tym pokoleniu, spiskowe tradycje wyniosła z domu. Jej ojciec walczył w powstaniu styczniowym, a przez następnych pięć lat przebywał we wschodniej Syberii, gdzie skierował go carski wymiar sprawiedliwości. Wanda miała zaledwie szesnaście lat, kiedy wraz ze starszą siostrą otworzyły w rodzinnym majątku nielegalną szkółkę dla dzieci. W zamachu na Skałona wzięła udział nie, lub nie tylko z powodów patriotycznych. Była to w gruncie rzeczy tragiczno-romantyczna historia – jej narzeczony, skatowany przez Ochranę, doznał zaburzeń psychicznych i popełnił samobójstwo. Rzucając bombę w Skałona, Krahelska dokonywała więc osobistej zemsty, co jednak zupełnie nie wpłynęło na społeczny odbiór zamachu. Już bowiem dwa lata później o zamachu na Skałona znów zrobi się głośno w całej Europie, a ona stanie się w pewnym sensie symbolem walki z carskim terrorem.
Początkowo dziewczynom udało się dość łatwo uciec. na dole panowało ogromne zamieszanie, a młode kobiety nie wydały się nikomu podejrzane. Krahelska początkowo ukrywała się w warszawskim mieszkaniu stryja, a następnie bez większych problemów przedostała się do Galicji. Carska policja wpadła jednak na jej trop bardzo szybko. Niedoświadczona dziewczyna pozostawiła po prostu na miejscu zamachu paszport i po stosunkowo krótkim śledztwie zlokalizowano jej aktualnie miejsce zamieszkania. Rosjanie domagali się ekstradycji i w ten sposób powstał poważny problem prawny. Krahelska wzięła bowiem fikcyjny ślub i formalnie była obywatelką austriacką, a jako taka nie podlegała ekstradycji. Sprawą natychmiast zainteresowała się międzynarodowa prasa, sama zaś Krahelska – początkowo aresztowana – wkrótce została całkowicie uniewinniona. Jej pojawienie się na wolności przerodziło się w spontaniczną manifestację antyrosyjską. Krahelska była jednak zmęczona. Wyszła ponownie za mąż za znanego jej z PPS Tytusa Filipowicza i zajęła się głównie studiami. Początkowo w Krakowie, następnie we Włoszech i Szwajcarii. W każdym z tych miejsc wraz z mężem angażowali się w działalności polskich organizacji niepodległościowych.
Jeden dzień w powstaniu
Po odzyskaniu niepodległości była aktywna w szeregu organizacji społecznych, współpracowała m.in. z Januszem Korczakiem. Ale mimo upływu lat, jej temperament nie osłabł. Kiedy jej mąż został aresztowany przez bolszewików, osobiście interweniowała w jego sprawie nie tylko u Józefa Piłsudskiego, ale też Lenina. W wolnej Polsce Filipowicz stał się cenionym dyplomatą i reprezentował kraj m.in. w Finlandii, Belgii i USA – rzecz jasna wraz z Krahelską. Dyplomatyczna przygoda trwała dziesięć lat i zakończyła się w 1932 roku… rozwodem.
Była w tym momencie osobą dobrze po czterdziestce i przez kilka lat prowadziła stabilne życie. Redagowała pismo „Arkady”, działa na rzecz wsi, starając się promować twórczość ludowych artystów i rzemieślników – osiągając zresztą spore sukcesy. Ale nie był to koniec jej działalności spiskowej. Od momentu dojścia do władzy w Niemczech Adolfa Hitlera, angażowała się w pomoc uchodźcom żydowskim, m.in. z takimi postaciami jak Józef Czapski i Zofia Nałkowska. Po wybuchu wojny kontynuowała tę działalność nielegalnie, współtworząc wraz Zofią Kossak-Szczucką Społeczny Komitet Pomocy Ludności Żydowskiej, a także osobiście pomagając ukrywającym się Żydom. W 1967 roku otrzyma za to medal „Sprawiedliwej Wśród Narodów Świata”.
W czasie wojny wyróżniła się jednak również inna Krahelska – córka jej młodszego brata, Krystyna. Urodzona w 1914 roku, szybko okazała osobą bardzo zdolną i wszechstronną. Studiowała historię i geografię, później – być może z inspiracji ciotki, na poważnie zajęła się też etnografią i sztuką ludową. Była też poetką, choć początkowo chyba nie zamierzała publikować. Jej talent stał się powszechnie znany dopiero po wybuchu wojny, kiedy napisana przez nią piosenka „Hej chłopcy, bagnet na broń” stała się podziemnym przebojem. W czasie wojny, w konspiracyjnej prasie ukazywały się również inne jej teksty, ale miała teraz znacznie mniej czasu na pisanie. W ZWZ-AK była praktycznie od początku, przewoziła broń, rozkazy, udzielała pomocy medycznej. A 1 sierpnia 1944 roku ruszyła do walki w powstaniu warszawskim na Mokotowie. Ale tylko na kilka godzin. Zginęła tego samego dnia w okolicach Domu Prasy w pobliżu placu Unii Lubelskiej.
Ciotka przeżyła ją o blisko ćwierć wieku – Wanda zmarła w roku 1968. Do końca życia mogła codziennie patrzeć na swoją niezwykłą bratanicę. Wystarczyło by poszła na spacer nad Wisłę. To właśnie Krystyna Krahelska pozowała w 1936 roku do stojącego na nabrzeżu pomnika warszawskiej syrenki.
Poprzednie sylwetki z cyklu WIELKIE POLKI:
— WIELKIE POLKI. Magdalena Bendzisławska: Brzytwa i pijawki
— WIELKIE POLKI. Władysława Macieszyna: Sława w cieniu gilotyny
— WIELKIE POLKI. Zofia Stryjeńska: Wszystkie barwy Słowiańszczyzny
— WIELKIE POLKI. Maria Antonina Czaplicka - Kobiecy odcień Syberii
— Aleksandra Zagórska - pani od bomb
— Krystyna Skarbek - V jak Vesper
— Irena Sendlerowa - Życie do pomagania
— Danuta Siedzik „Inka” - dziewczyna od „Łupaszki”
— Elżbieta Łokietkówna - Żelazna dama
— Zofia Holszańska - Matka królów
— Elżbieta Zawacka. Między szkołą a spadochronem
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/660177-wielkie-polki-syrenka-i-bomby