Prezydent Andrzej Duda odznaczył niedawno pośmiertnie Orderem Orła Białego ks. Franciszka Blachnickiego, założyciela Ruchu Światło-Życie i twórcę Krucjaty Wyzwolenia Człowieka.
Prezydent podkreślił, że Order Orła Białego jest „odznaczeniem wolnej, suwerennej, niepodległej Rzeczypospolitej”.
Dlatego tak szczególnie ks. Franciszkowi Blachnickiemu ten Order się należy. Za walkę o suwerenną Polskę
— stwierdził.
Był prześladowany przez komunistów, więziony, umieszczony na przymusowym leczeniu psychiatrycznym, a liczne akcje dezinformacyjne deprecjonowały ruch, który tworzył
— mówił prezydent.
Warto tu zaapelować jednak o ostrożność. Nie wiem, kto Prezydentowi pisał to przemówienie, ale zawiera nieprawdziwe stwierdzenie, na dodatek stygmatyzujące duchownego, i mogące zaszkodzić w trwającym w Watykanie procesie beatyfikacyjnym.
O tym, że ksiądz Blachnicki miał przebywać na przymusowym leczeniu psychiatrycznym (ani dobrowolnym) nie wiedzą bowiem ani historycy, zajmujący się działalnością księdza, ani duchowni czy publicyści.
W 1995 r. rozpoczął się w archidiecezji katowickiej proces beatyfikacyjny ks. Blachnickiego. We wrześniu 2015 r. papież Franciszek podpisał dekret o heroiczności jego cnót, co oznaczało, że potrzeba już tylko uznania cudu za jego wstawiennictwem. Przeciwnicy beatyfikacji mają w ręku argument „Blachnicki był wariatem, bo leczył się psychiatrycznie”. Gdyby taki element życiorysu (prawdziwy lub spreparowany) pojawił się, to natychmiast zostałby wykorzystany przez nienawidzących duchownego funkcjonariuszy SB i MSW, o KGB nie wspominając.
O „represjach psychiatrycznych” nie ma słowa w aktach spraw operacyjnych MSW, w których pojawia się osoba księdza Franciszka Blachnickiego, zachowanych w archiwach Instytutu Pamięci Narodowej.
Festiwal dezinformacji
Kiedy w marcu 2023 roku minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro ogłosił, że prokurator IPN w Katowicach Michał Skwara w drugim śledztwie w sprawie śmierci księdza Blachnickiego, zdobył dowody na to, że duchowny został otruty w lutym 1987 roku w Carlsbergu w RFN przez agenturę służb specjalnych PRL, rozpoczął się natomiast festiwal dezinformacji.
Jego podłoże jest proste do wyjaśnienia. Przede wszystkim dowody na fakt, że w zabójstwie księdza brali udział agenci Departamentu I MSW, skutecznie demoluje „mit założycielski” wywiadu PRL, po transformacji miękko, niemal bez weryfikacji funkcjonariuszy przekształconego w Zarząd Wywiadu UOP, kreujących się na szlachetnych oficerów, brzydzących się zabójstwami i polityką. Przecież oni tylko zbierali informacje i nie przekazywali ich do Moskwy… Zapewne byli i tacy. Jednak na obraz całości składają się szczegóły.
Na to nakłada się niechęć Agencji Wywiadu do współpracy z IPN w tym śledztwie. Opisywałem jej prawdopodobne podłoże: AW chroni swoją nadal aktywną agenturę w Carlsbergu, którą przejęła po 1989 r.
Uwiarygodnienie wersji „leczenia psychiatrycznego”, nawet przymusowego (gdyby było) daje zabójcom możliwość podważenia wyników opinii toksykologiczno-sądowej, która dowiodła, że ks. Blachnicki został otruty. „Te ślady substancji X, które wykryto podczas badań, były składnikami leków psychotropowych, które zażywał. No i przedawkował, stąd zator i śmierć. Przecież o wspominał o tym Prezydent” – zapewne usłyszy od przesłuchiwanych oficerów Departamentu I prokurator. Zresztą wyszkoleni w przesłuchaniach i dezinformacji wszystkiemu zaprzeczają. Na razie są monolitem.
Zresztą już w wypowiedziach niektórych współpracowników ks. Blachnickiego z Carlsbergu pojawiały się wprowadzone wcześniej sprytnie wątki dezinformacyjne. Na przykład wypowiedź ks. Kazimierza Ćwierza. To jeden z czwórki kapłanów wyświęconych w 1985 r. dla Ruchu Światło-Życie przez bpa Szczepana Wesołego (podjął decyzję o szybkim pochówku i zaniechaniu sekcji zwłok), którzy w ostatnich latach życia księdza Franciszka Blachnickiego, posługiwali i pracowali razem z nim w Carlsbergu.
W filmie „Blachnicki. Życie i Światło” w reżyserii Iwo Kardela, który jest autorem scenariusza wraz z Janem Pospieszalskim, ks. Ćwierz opowiada o możliwości zatrucia się przez ks. Franciszka oparami (sic!) ze sklejarki, na wskutek uszkodzenia wentylacji w drukarni. Wraz z nim taką wersję podtrzymuje drugi ksiądz – Marek Dydo. Opinia toksykologiczno-sądowa jednak to wykluczyła. Inni świadkowie też. Ale wrzucony wątek krąży.
Co z tego wynika? Dezinformacja, że ks. Blachnicki zatruł się w drukarni, a nie został otruty przez agentów SB, bo w dniu śmierci ks. Blachnickiego agentów wywiadu Andrzeja i Joanny Gontarczyków („Yon” i „Panna”) nie było w Carlsbergu. Takie alibi.
Dziesięciolecia inwigilacji
Naturalnie, komunistyczna bezpieka prowadziła inwigilację duchownego na każdym etapie jego życia i działalności: gdy w Katowicach tworzył Krucjatę Trzeźwości, gdy studiował i pracował na KUL w Lublinie, oraz w Krościenku, gdzie budował ruch oazowy, i wreszcie na emigracji, gdzie został zamordowany. Jak wspomina dr Andrzej Grajewski, dziennikarz „Gościa Niedzielnego”, pierwszy ślad inwigilacji ks. Blachnickiego pochodzi z połowy lat 50. ubiegłego wieku.
Są to donosy na niego, gdy jako młody ksiądz wystąpił przeciwko pomysłowi popieranego przez komunistyczną władzę wikariusza kapitulnego diecezji katowickiej ks. Jana Piskorza dotyczącemu zwołania nielegalnego synodu, który zagrażał jedności Kościoła na Śląsku. W 1957 r. ks. Blachnicki utworzył Krucjatę Trzeźwości, która łączyła zasady katolickiego ruchu abstynenckiego z ruchem maryjnym. Bezpieka zauważyła ogromny sukces tego ruchu, dlatego w 1959 r. założyła na niego sprawę o kryptonimie Zawada.
W marcu 1961 r. ks. Franciszek został aresztowany za „szkalowanie władzy” i osadzony katowickim więzieniu przy ul. Mikołowskiej. Duchowny został skazany na dziewięć miesięcy za „wydawanie nielegalnych druków i rozpowszechnianie fałszywych wiadomości o prześladowaniach Kościoła”. Po kilku miesiącach spędzonych w areszcie został zwolniony. W tym samym więzieniu czekał na wykonanie wyroku śmierci skazany przez Niemców w 1942 r. Do idei walki z alkoholizmem oraz innymi uzależnieniami kapłan powrócił w 1979 r. w ramach przygotowań do pierwszej pielgrzymki Jana Pawła II do Polski.
Agenci SB z Lublina inwigilowali duchownego podczas jego studiów i pracy na KUL. Otaczała go agentura werbowana zarówno wśród osób świeckich, jak i kapłanów z jego otoczenia. Działania bezpieki nasiliły się, gdy 31 października 1964 r. zakupił parter domu przy ul. Jagiellońskiej 100 na Kopiej Górce.
Wobec twórcy „Oazy” rozpoczęto prowadzenie operacji dezinformacyjnych, które trwały przez całe jego życie, a nawet są prowadzone dzisiaj. Bezpieka rozsyłała do biskupów „Samoobronę wiary”, czasopismo wydawane przez Grupę D MSW, które sugerowało, że duchowny odszedł od Kościoła katolickiego i zbliżył się do ruchu zielonoświątkowego tak bardzo, że otarł się już niemal o herezję. Reakcje były różne, bo w episkopacie ksiądz nie miał zbyt wielu przyjaciół. Gdyby nie wsparcie kard. Karola Wojtyły, działania duchownego zostałyby być może zablokowane przez nieprzychylnych mu hierarchów
— wskazał dr Grajewski, dodając, że działania dezinformacyjne nasiliły się po sierpniu 1980 r.
SB odnotowała wystąpienie ks. Blachnickiego na podsumowaniu letnich rekolekcji oazowych we wrześniu 1980 r. Krytycznie ocenił w nim m.in. postawę episkopatu w trakcie sierpniowych strajków. Zaapelował, aby animatorzy oazowi angażowali się w „Solidarność”. Wtedy bezpieka przekazała do rąk kard. Stefana Wyszyńskiego list, jaki rzekomo ks. Blachnicki napisał do biskupa przemyskiego Ignacego Tokarczuka za pośrednictwem kogoś z najbliższego otoczenia Prymasa Polski. Prymas, oburzony tonem tego sfałszowanego listu, wystosował pismo do bp. Tadeusza Błaszkiewicza, opiekuna ruchu oazowego i biskupa pomocniczego diecezji przemyskiej, w którym bardzo negatywnie oceniał działalność ks. Blachnickiego. Takich przykładów wyrafinowanych działań, mających skłócić ks. Franciszka z władzami kościelnymi, było dużo. Np. w kurii katowickiej agentura SB (głównie duchowni) przekazywała bp. Herbertowi Bednorzowi spreparowane materiały, po to by wywołać w nim negatywne reakcje wobec. ks. Blachnickiego.
Ani słowa w tych wszystkich opisach środków operacyjnych i aktach MSW o tym, że ks. Blachnicki miał być leczony psychiatrycznie przymusowo lub dobrowolnie.
Rozpracowanie kryptonim Bax i Baxis
W 1982 r. ks. Blachnicki osiadł w Carlsbergu w RFN. Stworzył Chrześcijańską Służbę Wyzwolenia Narodu oraz Międzynarodowe Centrum Ewangelizacji Światło-Życie. Działalność Blachnickiego przyciągnęła zainteresowanie zarówno wywiadu PRL, Stasi, jak i Moskwy. Bezpieka podczas rozpracowywania nadała księdzu kryptonim „Bax”. Jednocześnie polskie władze wszczęły śledztwo z zamiarem postawienia duchownemu zarzutów działania na szkodę interesów PRL. W lutym 1983 r. rozesłano nawet za nim list gończy. W otoczeniu księdza działało także co najmniej dwoje agentów wywiadu PRL. Byli nimi Jolanta i Andrzej Gontarczykowie, którzy zostali przerzuceni przez wywiad PRL do RFN w 1982 r. Dwa lata później nawiązali współpracę z ośrodkiem w Carlsbergu i z samym ks. Blachnickim. Szybko zyskali jego zaufanie i stali się bliskimi współpracownikami. W rzeczywistości jednak mieli oni za zadanie inwigilację środowisk polskich w RFN.
Na dzień przed śmiercią, 26 lutego 1987 roku, ks. Blachnickiemu przedstawiono przekonujące dowody na temat agenturalnej działalności małżeństwa. To wówczas miał powiedzieć do swoich bliskich współpracowników, że „Gontarczykowie wykończyli Maximilianum”. W dniu swojej śmierci – wedle relacji świadków – Blachnicki odbył burzliwą rozmowę z Gontarczykami.
Ks. Blachnicki zmarł nagle w Carlsbergu 27 lutego 1987 r. Jako przyczynę śmierci wskazano wówczas zator płucny. Do 2023 roku obowiązywała wersja, że stan jego zdrowia i samopoczucie pogarszała coraz gorsza sytuacja finansowa stworzonego przez niego ośrodka.
Tomasz Szymborski
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/659212-strach-esbekow-w-sprawie-ks-blachnickiego