„Sądzę, że ta pamięć przetrwa, nawet jeśli polskich flag na mieście jest mniej, że może są środowiska, które starają się polską historię pomijać, deprecjonować. Pamięć będzie trwała, Polska Walcząca, Polska AK-owska, Polska powstańcza na pewno przetrwa” - mówi portalowi wPolityce.pl Tadeusz Płużański, historyk, prezes Fundacji „Łączka”, dziennikarz, publicysta.
wPolityce.pl: Jakie są Pana skojarzenia związane z dzisiejszą rocznicą wybuchu Powstania Warszawskiego?
Tadeusz Płużański: Ta rocznica wryła się już w pamięć Warszawy, Polski. To stały punkt w kalendarzu polskich rocznic i zarazem fenomen na skalę światową. Chyba nigdzie na świecie nie uświadczymy bowiem takiego momentu, w którym o jednej godzinie całe miasto staje na baczność, niezależnie od tego, gdzie jest i co robi, przerywając pracę i wszelkie zajęcia.
To piękny hołd dla powstańców, dla tych, którzy oddali życie. I to trwa co roku.
Dla starszych pokoleń, w tym oczywiście samych powstańców, obowiązkowym punktem jest bycie przed 17 i o samej 17 na Powązkach Wojskowych w Warszawie. Pomnik Gloria Victis i mogiły powstańcze, które są pielęgnowane przez młodych wolontariuszy. Dla młodszych pokoleń jest również np. Marsz Pamięci Powstania Warszawskiego. I myślę, że te dwa miejsca się uzupełniają. Sam także nie wyobrażam sobie tego dnia bez obecności w Godzinę „W” na Powązkach.
Podzielę się też nieco smutniejszą refleksją – w momencie, gdy rozmawiamy, jadę właśnie przez miasto i polskich flag jest dość mało. To się jednak zmienia i im głębiej, im dalej w 1 sierpnia, tym bardziej pamięć wraca. To przecież nie tak daleko, mówimy o pokoleniach naszych rodziców czy dziadków.
Sądzę więc, że ta pamięć przetrwa, nawet jeśli polskich flag na mieście jest mniej, że może są środowiska, które starają się polską historię pomijać, deprecjonować. Pamięć będzie trwała, Polska Walcząca, Polska AK-owska, Polska powstańcza na pewno przetrwa.
Wspominał Pan o najważniejszym punkcie, czyli Godzinie „W” i uroczystościach na Powązkach, o Marszu Powstania Warszawskiego, ale wydarzeń związanych z dzisiejszą rocznicą jest bardzo wiele i są one niezwykle różnorodne. Czy pomimo tej mnogości nie jest jednak tak, że Powstanie bardziej łączy Polaków niż dzieli, mimo różnic politycznych, prób wykorzystywania tej rocznicy do bieżących sporów politycznych przez niektóre środowiska czy „dopisywaniu” nowych „wartości” osadzonych we współczesnej sytuacji politycznej, które niby, według tych środowisk, miały przyświecać również powstańcom?
Takie tendencje oczywiście są. Bardziej niepokoją mnie raczej tendencje do „gumkowania” Powstania Warszawskiego, żeby zapomnieć. Oprócz tego są oczywiście również dążenia do tego, aby zmienić sens, charakter, tego wydarzenia, przekonywać, że kobiety walczące w PW to były „powstanki” i te „powstanki” walczyły na pewno o to, aby była większa tolerancja dla odmiennych preferencji seksualnych.
Inną rzeczą, która co roku się pojawia i która wyjątkowo mnie drażni – dobrze, że pani redaktor nie zadała mi tego pytania – jest roztrząsanie, czy był sens walczyć, czy nie można było inaczej?
To są przecież pytania całkowicie ahistoryczne i zadają je głównie osoby, które najwyraźniej nie rozumieją tego, co działo się w czasie II wojny światowej, szczególnie w okupowanej przez Niemców Warszawie, jakie panowały wówczas nastroje. Można usiąść sobie w fotelu, przy piwku czy kawce i takie dywagacje snuć, jednak są one nie na miejscu akurat 1 sierpnia.
Oczywiście, można dyskutować, ale niekoniecznie tego dnia. Inaczej zatraca się charakter Powstania Warszawskiego, zakłóca to upamiętnienie. A pamiętajmy, że 1 sierpnia upamiętniamy przede wszystkim powstańców warszawskich i ich poświęcenie. Co by było, gdyby ktoś nagle zaczął roztrząsać sens Powstania w Getcie Warszawskim w rocznicę tego wydarzenia? Uszanujmy wszystkie tego typu wydarzenia historyczne.
Z jednej strony jest to naturalna kolej rzeczy, z drugiej smutna – ludzi, którzy uczestniczyli w tych wydarzeniach i mogą opowiedzieć o nich młodszym pokoleniom, jest z roku na rok coraz mniej, wszyscy są w bardzo podeszłym wieku i właściwie codziennie ktoś z weteranów Powstania Warszawskiego odchodzi na wieczną wartę. Czy również ze względu na tych powstańców, którzy są jeszcze wśród nas, także powinniśmy przynajmniej 1 sierpnia powstrzymać się od dywagacji nad sensem zrywu z 1 sierpnia 1944 r.?
Oczywiście, żyją jeszcze nieliczni powstańcy, głównie AK-owcy i szaroszeregowcy i umniejszanie ich dokonań nie ma sensu. To przede wszystkim był wielki zryw młodych wówczas, często nawet bardzo młodych, ludzi. A często bywało przecież tak, że ci, którzy nie zginęli w Powstaniu czy do 1945 r. z rąk Niemców, to często po 1945 r. byli mordowani przez Sowietów.
Obecnie przy Rakowieckiej można oglądać bardzo ciekawą wystawę, poświęconą właśnie Powstańcom Warszawskim, którzy zostali zamordowani przez reżim komunistyczny na Rakowieckiej, ale również w innych miejscach – jak np. Jan Rodowicz „Anoda”, który nie trafił na Rakowiecką, bo wykończyli go już na Koszykowej.
Warto pamiętać, że mieliśmy dwóch okupantów. I jedni, i drudzy chcieli nas zlikwidować, wykończyć. I Powstanie Warszawskie było właśnie takim momentem, w którym można to dostrzec. Pamiętajmy bowiem, że Stalin zatrzymał ofensywę na pół roku tylko dlatego, żeby wykończyć Polaków rękoma Niemców. Nienawidził Polaków i prowadził cyniczną grę, ciesząc się, że Niemcy nas wyżynają. O tym Pakcie Ribbentrop-Mołotow, który dalej nad Wisłą trwał przez te 63 dni Powstania też warto pamiętać.
Ale również o tym, że byliśmy wówczas osamotnieni.
Dokładnie tak. Była jakaś niewielka pomoc aliancka, próby zrzutów broni, która często nie pasowała. Były jakieś próby politycznych zabiegów, ale to wszystko za mało, żeby mogło przynieść efekt.
Polacy w Powstaniu Warszawskim walczyli sami, tak jak we wrześniu 1939 r., i tak jak już po 1945 r.
Bardzo dziękuję za rozmowę.
CZYTAJ TAKŻE:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/656822-pluzanski-pamiec-o-powstaniu-warszawskim-na-pewno-przetrwa