Była pięciokrotnie nominowana do literackiej Nagrody Nobla, ale nigdy jej nie otrzymała. Autorka „Nocy i dni” porównywana z Tołstojem, ale tak naprawdę była z przekonania nie tyle pisarką, co działaczką społeczną.
Urodziła się na końcu świata, jakim w 1889 roku bez wątpienia był Rusów. Majątek leżał co prawda nieopodal Kalisza, ale i to miasto trudno było nazwać wówczas metropolią. „W Kaliszu nie było jeszcze w czasach mojego dzieciństwa kolei – wybudowano ją bodaj, gdy byłam w drugiej lub trzeciej klasie” – pisała w jednym z listów. Ta niemal zupełna izolacja, poza rodzeństwem minimalny kontakt z rówieśnikami i powolne tempo życia miało na przyszłą pisarkę zasadniczy wpływ. Zwłaszcza wówczas, gdy w późniejszych latach zetknęła się z intensywnym tempem wielkomiejskiego życia w największych metropoliach kontynentu.
A zetknęła się z nim bardzo szybko. W 1901 roku rozpoczęła naukę w jednym z kaliskich gimnazjów, ale kiedy w 1905 roku, na rewolucyjnej fali wybuchły strajki szkolne, 16-letnia dziewczyna musiała kontynuować naukę w Warszawie. A Warszawa tamtych czasów wyglądała mniej więcej tak, jak w serialu „Polowanie na ćmy”: strzelaniny rewolwerowe, zamachy bombowe, wielkie manifestacje robotnicze tłumione przez Kozaków. W tamtych latach socjalizm był najbardziej dynamicznym ruchem niepodległościowym, nic więc dziwnego, że młoda Maria bardzo nim nasiąkła – tym bardziej, że jednym z jej nauczycieli był jeden z wybitniejszych pionierów polskiej socjologii, Ludwik Krzywicki.
O ile wiemy, Maria nie zaangażowała się rewolucyjną działalność PPS – była na to zbyt młoda – niemniej wzorem większości rewolucjonistów, zdecydowała się kontynuować naukę poza coraz bardziej klaustrofobiczną atmosferą Królestwa. Początkowo podjęła studia przyrodnicze w Lozannie, a kontynuowała je w Brukseli. Nie studia były jednak najważniejsze. W miastach tych roiło się od polskich emigrantów. Zazwyczaj młodych i bardzo zbuntowanych, tworzących zwarte, stymulujące się wzajemnie środowiska. Maria odnalazła się w tej atmosferze doskonale. Z cichej wiejskiej dziewczyny, zamieniła się w energiczną działaczkę społeczną, zaangażowaną w szereg mniej lub bardziej legalnych organizacji. W takim też duchu utrzymane były jej pierwsze publikacje.
Aktywistka w rozjazdach
Nie była jeszcze wówczas pisarką. Chyba zresztą nie miała takich ambicji. Jej żywiołem była publicystyka i właśnie jako publicystka zadebiutowała już w 1910 roku, nadsyłając artykuły do licznych pism w kraju. „Zestawiając liczbowe dane statystyczne ukazywała straszliwą sytuację bezrolnych chłopów w kraju. Mówiła o najpilniejszych potrzebach wsi (…) wskazywała, że jedynie wolna Polska będzie mogła zrealizować formy sprawiedliwego współżycia wszystkich obywateli” – streszczała jeden z jej ówczesnych tekstów Ewa Korzeniewska.
Stała się więc pełnokrwistą pozytywistką, a to stwarzało problem: działać, czy pisać? Drugim ważnym pytaniem z jakim musiała się zmierzyć, było: mieszkać w Polsce, czy zagranicą? Do Polski ją ciągnęło. „Źle tu jak nigdzie indziej na świecie, że sama nie rozumiem, skąd ten czas, że jak tak za tą ziemią tęsknię” – pisała do bliskich. Z drugiej strony zagranicą pozostawiła męża, do którego ciągnęło ją równie mocno – on zaś, jako emigrant polityczny, do kraju nie mógł wrócić. Do 1918 roku żyła więc w nieustających rozjazdach – zarówno psychicznych, jak i całkiem dosłownych, bo zjeździła w tym czasie pół Europy.
Jest zresztą charakterystyczne, że jej pierwsze książki ukazały się właśnie w roku 1918. Były to „Dzieci ojczyzny” – przeznaczone dla najmłodszych, lekko napisane opowieści z dziejów Polski. „Dzięki talentowi pisarki nie stały się nudną dydaktyką” – oceniała Korzeniewska. A jednak ani „Dzieci ojczyzny”, ani nieco późniejsze opowiadania „Gałąź czereśni i inne nowele” nie były jeszcze pisarstwem. Dąbrowska chciała raczej uczyć i wychowywać, niż stworzyć dzieło literackie. Zrobiła to dopiero w roku 1923, publikując „Uśmiech dzieciństwa” - odrealnioną i niemal baśniową opowieść o własnych latach spędzonych Rusowie. Był to przełom i to podwójny. Sukces książki sprawił, że Dąbrowska zdecydowała się poświęcić pisaniu, a jednocześnie uczynił z niej osobę znaną i popularną.
„Bawiłam się świetnie pierwszymi objawami tak zwane sławy, więc wywiadami, fotografiami, wspaniałym obiadem z wydawcami” – przyznawała. Ale nie zamierzała spoczywać na laurach. Cały czas publikowała opowiadania, które ukazały się w tomie „Ludzie stamtąd” – uznawanym za najlepsze, obok „Nocy i dni”, dzieło pisarki.
Na bakier z władzą
Zanim jednak powstanie cała epopeja, Dąbrowska będzie musiała zmierzyć się tragediami osobistymi, a także politycznymi. Do pierwszych należała nieoczekiwana śmierć męża – która na ponad rok pogrążyła ją w ciężkiej depresji. Do drugich – zamach majowy Piłsudskiego. Dąbrowska ceniła Marszałka, podobnie jak większość, widziała w nim symbol odzyskanie niepodległości. Była jednak nieugiętą demokratką i próby sprawowania rządów autokratycznych, budziły jej odruchowy sprzeciw. I właśnie od tej pory władze miały z pisarka duży problem. Z jednej strony była wobec nich niezmiennie krytyczna, z drugie – była już postacią tak znaną i popularną, że nie mogły jej zignorować. Najbardziej może charakterystycznym tego przykładem była sprawa utworzenia Polskiej Akademii Literatury w 1933 roku. Obecna na inauguracji, napisała później bardzo krytyczny artykuł, oceniając ją jako „stypę gasnącego świata”. Mimo to, kilka miesięcy później otrzymała Państwową Nagrodę Literacką, wygrywając z Zofią Nałkowską, Kazimierą Iłłakowiczówną, Janem Parandowskim i Kazimierzem Wierzyńskim. Po śmierci Piłsudskiego w 1935 roku było już jednak gorzej. Niektóre artykuły Dąbrowskiej usuwała cenzura, a jej książeczkę „Czyste serca” odrzucono jako lekturę szkolną, nie zatwierdzono też do użytku szkolnego broszurki „Tu i tam” – „zawierającej opowiadania pisane do wypisów szkolnych i wielokrotnie zatwierdzane do użytku szkolnego” – zauważała Korzeniewska. Ale w tym momencie Dąbrowska była literacką osobowością już nie tylko Polski. W 1939 roku została po raz pierwszy nominowana do literackiej Nagrody Nobla.
Ocaleni z komuny
Kiedy wybuchła wojna, Dąbrowska miała lat pięćdziesiąt, ale właśnie teraz ujawnił się cały jej temperament społeczny. „Brała czyny udział w konspiracyjnej pracy kulturalno-oświatowej i uczestniczyła w tajnych imprezach. Pisywała artykuły do prasy podziemnej i opiekowała się zagrożonymi działaczami politycznymi, a także Żydami, którzy nie poszli do getta” – pisała Korzeniewska.
Po wojnie zaś, nowe władze miały z nią ten sam problem, co władze sanacyjne. Komuniści potrzebowali wizerunkowo przedwojennej gwiazdy literatury, teraz już w zasadzie pisarki klasycznej. Dlatego niemal natychmiast zaproponowano jej wznowienie „Nocy i dni”, kokietowano różnymi reprezentacyjnymi funkcjami. Z drugiej jednak strony musieli tolerować jej mocną „nieprawomyślność”, przynajmniej w kwestiach literackich. Marksistowscy krytycy atakowali np. Josepha Conrada za pochwałę „wierności niewolników w służbie kapitalistycznych armatorów”. Dąbrowska natychmiast nie tylko wzięła swojego dawnego idola w obronę, ale też opublikowała zbiór własnych tekstów jemu poświęconych. Próbowano z polskiej literatury wyrugować nawet poczciwego Jana Kochanowskiego, jako „bezwartościowego rekwizytu klasowej poezji ziemiańskiej”. Dąbrowska bez problemu obroniła pozycję znakomitego poety.
Bo pozycja samej Dąbrowskiej była niepodważalna. Po kilku latach przerwy świat przypomniał sobie o „Nocach i dniach” i począwszy od roku 1957 pisarka była ponownie kandydatką do literackiego Nobla. Nominowano ją jeszcze w 1959, 1969 i 1965 roku i choć nigdy nagrody nie otrzymała, z całą pewnością znajdowała się już w kanonie światowej literatury pięknej. Ale też wciąż pisarką dynamiczną. Pracowała nad powieścią „Żywot człowieka myślącego”, której ostatecznie nie skończyła – bo ciągle odrywały ja od niej drobniejsze formy. Pisała opowiadania, eseje, znakomicie przetłumaczyła opowiadania Czechowa.
Zmarła w 1965 roku. Przez większość życia prowadziła dziennik – sam w sobie będący dziełem i znakomitym, choć subiektywnym źródłem do dziejów Polski najbardziej burzliwego ich okresu. Ostatnie słowa, które w nim zapisała były wspomnieniami z Rusowa.
Poprzednie sylwetki z cyklu WIELKIE POLKI:
— WIELKIE POLKI. Magdalena Bendzisławska: Brzytwa i pijawki
— WIELKIE POLKI. Władysława Macieszyna: Sława w cieniu gilotyny
— WIELKIE POLKI. Zofia Stryjeńska: Wszystkie barwy Słowiańszczyzny
— WIELKIE POLKI. Maria Antonina Czaplicka - Kobiecy odcień Syberii
— Aleksandra Zagórska - pani od bomb
— Krystyna Skarbek - V jak Vesper
— Irena Sendlerowa - Życie do pomagania
— Danuta Siedzik „Inka” - dziewczyna od „Łupaszki”
— Elżbieta Łokietkówna - Żelazna dama
— Zofia Holszańska - Matka królów
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/656316-wielkie-polki-maria-dabrowska-ostatnia-pozytywistka