Antypolskie kłamstwo, wyprawione w świat tuż po II wojnie światowej, utuczone naukowymi dotacjami, obstawione „ekspertami”, niemiecką narracją i żydowskim interesem, wraca z coraz większą bezczelnością. Barbara Engelking, Jan Grabowski, Jan Tomasz Gross i „specjaliści od relacji polsko-żydowskich” – prześcigają się w szkalowaniu Polski. Zjawisko znane od wieków, a jednak wciąż uderza patologicznym cynizmem. Generałowa Zamoyska pisała, że są ludzie przypominający „muchy jadowite”: „Mają dar jakiś odarcia tych dziejów narodowych z wszelkiej aureoli”. Uderzająco aktualne!
Nawet 80. rocznica wybuchu powstania w getcie warszawskim nie może być przestrzenią do poszukiwania prawdy. Środowiska znane z konsekwentnego dorabiania Polsce gęby antysemityzmu, zadbały o to, by mówiąc o zbrodniach Niemców, upokorzyć i zniszczyć Polaków. Jak zawsze można było w tej kwestii liczyć na liberalno-lewicowe media, zwłaszcza na „Gazetę Wyborczą” i TVN.
Zakłamywanie prawdy
Prof. Barbara Engelking w programie Moniki Olejnik obwieściła, że szmalcownictwo było postawą wśród Polaków powszechną. „Niektórzy przychodzili się gapić po prostu, komentarze były najróżniejsze. Najczęstsze były komentarze: Żydki się palą” — stwierdziła kierownik Centrum Badań nad Zagładą Żydów Instytutu Filozofii i Socjologii PAN.
I choć w każdym, kto zna historię II wojny światowej, taka narracja budzi absolutny sprzeciw, Engelking uwiarygadnia propagowane przez siebie teorie autorytetem instytucji, którą reprezentuje. Nie ma przy tym potrzeby opisania realiów, wskazania proporcji, przypomnienia, że to Niemcy byli agresorem, że to Niemcy – nie Polacy – mordowali Żydów, że tylko w Polsce obowiązywała kara śmierci za pomoc Żydom, a mimo to Polacy narażali swoje życie, by chronić swoich sąsiadów przed niemieckim okupantem.
Element patologii występuje w każdym społeczeństwie. Nie dziwi więc, że musiało mieć miejsce w sytuacji tak bestialskiego terroru wojennego. Szmalcownictwo w Polsce występowało, ale było zjawiskiem marginalnym i napiętnowanym. Jak przypomina prof. Jan Żaryn w rozmowie z portalem wPolityce.pl, działalność ta została szybko odkryta przez struktury Polskiego Państwa Podziemnego, głównie za sprawą powołanej w grudniu 1942 roku Rady Pomocy Żydom „Żegota”:
Polskie Państwo Podziemne reagowało szybko. Wpisano szmalcowników do kategorii kolaborantów z Niemcami, a zatem te działania kolaboracyjne podlegały takiemu samemu sądownictwu i takiej samej egzekucji jak inne formy kolaboracji, czyli kończyły się wyrokami kary śmierci.
Próżno jednak szukać tych informacji w wypowiedzi prof. Engelking. Nie uznała także za słuszne, by w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie, opowiedzieć o wyjątkowej współpracy między Żydowskim Związkiem Wojskowym i Żydowską Organizacją Bojową a strukturami okręgu warszawskiego Armii Krajowej, która żydowskim powstańcom dostarczała broń. Pomoc AK nie ograniczała się jednak wyłącznie do świadczeń rzeczowych. Obejmowała działania z zakresu logistyki i szkoleń, a także działania informacyjne - przesyłała na Zachód raporty przygotowywane przez żydowskich konspiratorów, dzięki czemu informacje z pierwszej ręki trafiały do Żydów na emigracji. Nieoceniona była także pomoc legalizacyjna, czyli udostępnienie blankietów, pieczątek i wskazówek do wystawiania fałszywych dokumentów, pomagających ratować ludzi. O żadnej z tych spraw widz TVN24 nie miał szansy się dowiedzieć. Został sparaliżowany przekazem o bezduszności Polaków.
Widać wyraźnie, że kłamstwa ustanowione przez niektóre środowiska żydowskie, głównie przez walczących z Polakami komunistów, mających przez dekady potężny wpływ na kształtowanie własnej narracji w przestrzeni nauki i kultury za pośrednictwem rozmaitych instytucji krajowych i zagranicznych, dominują także dziś. W ostatnich latach bardzo prężnie na nowo propagują je młode pokolenie lewicy.
Kariera pisana antypolonizmem
Wielu zrobiło światową karierę na kreowaniu antypolskiego przekazu. Było to zarówno w interesie dominujących wówczas w Polsce sił polityczno-ideowych, jak i w interesie Niemiec. Dzięki oskarżaniu Polaków o współuczestniczeniu w Holocauście, mogli zetrzeć z siebie brzemię własnych zbrodni. Te wieloletnie wysiłki podejmowane na arenie międzynarodowej rozpowszechniły i spopularyzowały kłamliwe pojęcie „polskich obozów koncentracyjnych”. Państwo polskie przez lata nawet na to nie reagowało. Dominowała antypolska narracja. Interesujące są w tym kontekście uwagi ministra Jana Dziedziczaka, który na antenie wPolsce.pl przypomniał, jak wyglądała postawa MSZ za rządów PO-PSL:
Kiedy w 2015 r. przejęliśmy Ministerstwo Spraw Zagranicznych, ja zostałem u ministra Waszczykowskiego wiceministrem spraw zagranicznych, również odpowiedzialnym za dyplomację publiczną i kulturalną. I proszę sobie wyobrazić, że osoby myślące w ten sposób, jak pani Engelking czy pani Anna Bikont, były przez rząd PO-PSL wysyłane za pieniądze polskiego podatnika w świat, aby opowiadały takie rzeczy. (…)
My, Polacy, płaciliśmy podatki i w ramach działań MSZ do 2015 r. takie osoby były wysyłane za nasze pieniądze choćby do Instytutów Polskich. Za polskie pieniądze robiono im sympozja, opłacano prelegentów, promocję w mediach. I te osoby po prostu szkalowały Polaków, pojawiały się publikacje najbardziej znanych gazet świata, z cytatami. (…) Było to przerażające. Pani Engelking, z jej sposobem myślenia, została przewodniczącą Międzynarodowej Rady Oświęcimskiej.
„Muchy jadowite” Zamoyskiej
Działanie wbrew interesowi własnego narodu nie jest jednak zjawiskiem nowym. Chciałoby się zapytać za Marią Rodziewiczówną: „Skąd się biorą zdrajcy w narodzie? Jedna ziemia ich karmi, jedno słońce im świeci, jeden duch tradycji i zasad ich uczy, a jednak w danej chwili odpadają od społeczeństwa lub je toczą jak gangrena”. Nie ona pierwsza zadała to pytanie.
Jadwiga Zamoyska zdumiewa trafnością spostrzeżeń w swoich genialnych rozważaniach „O miłości Ojczyzny” napisanych blisko 130 lat temu, bo w 1899 roku:
Inni znów innej poddają się ostateczności: dla nich cała nauka dziejów narodowych zdaje się opierać na jakiemś cynicznem wyszukiwaniu i uwydatnianiu wszystkiego, co by cześć przeszłości obalić mogło. Mają dar jakiś odarcia tych dziejów narodowych z wszelkiej aureoli. Przypominają te muchy jadowite, co wszędzie tylko truciznę, zepsucie, rozkład upatrzyć i wypić umieją, ażeby je potem wszczepiać we wszystko, czego się dotkną.
Cóż dziwnego, że pod wpływem tego jadu niektórzy wpadają w zwątpienie pod względem narodowym zupełnie zabójcze. Według nich zdawałoby się, że dla nas żadnego już nie ma ratunku, żadnej nadziei; że niczego już nie posiadamy, co by nas podźwignąć mogło; że nic już nam do czynienia nie pozostaje; że nic już niema u nas ani do pochwalenia ani do zużytkowania. Ta rozpacz zbyt lenistwu sprzyja. Nie pochodzi ona z miłości kraju i gorliwości o naprawę złego, które nas na zewnątrz gnębi a wewnątrz roztacza, ale raczej z braku tej miłości i tej gorliwości. Kto sam sobie dowodzi, że nic czynić nie może, ten się od wszelkiego wysiłku uwalnia.
Są nareszcie, niestety! i tacy, którzy zaczynają pytać, czy nie lepiej by było zaniechać już ostatecznie wszelkiego starania o samoistność narodową; czyby nie lepiej zapewnić sobie spokojne życie i pomyślne karyery, wchodząc w myśl zaborczych rządów i lojalnie jak się teraz mówi, tworząc nowe słowa dla nowych zapatrywań przeistoczyć się na Moskali lub Niemców.
Ta bolesna konstatacja toczy się ze swoją aktualnością przez kolejne pokolenia. Bo zawsze będą w narodzie tacy, których narodowe dziedzictwo będzie brzydzić. I trudno się oprzeć jednemu natrętnemu wnioskowi: tak jak patologią było szmalcownictwo, przywołane przez Barbarę Engelking, tak czymś równie niezdrowym jest systemowe zakłamywanie historii własnego kraju i ciągłe oczernianie własnego narodu. Obyśmy skutecznie wyszli z tego zaklętego kręgu kłamstw i zaczęli uczyć świat historii prawdziwej. Z dumą i nieustępliwością demaskujmy fałszerców i walczmy o reparacje.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/643597-nawet-gdy-mowia-o-zbrodniach-niemcow-szkaluja-polakow