Historia tej choroby na szczęście znalazła swój finał i to finał - podkreślmy - szczęśliwy. Sąd Apelacyjny w Warszawie uznał, że byli pracownicy Muzeum II Wojny Światowej (w tym były dyrektor Paweł Machcewicz) nie mają prawa blokować zmian w ekspozycji, że nie jest ona ich nienaruszalnym „dziełem”.
CZYTAJ TAKŻE: Sądowy sukces Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku. O. Kolbe, Pilecki i rodzina Ulmów obronieni prawomocnym wyrokiem!
Sąd Okręgowy w Gdańsku już w październiku 2020 uznał, że 16 z 17 zmian w ekspozycji zostało dokonanych słusznie. Dzisiejszy wyrok w apelacji ten werdykt podtrzymał, mamy prawomocny sukces. Piszę „mamy”, bo czuję się osobiście emocjonalnie pokaleczony przez niegodziwców, którzy również za moje pieniądze zgotowali nam, owszem, efektowną historię wojny, tyle, że zabrakło w niej dumy z polskiego bohaterstwa i wielu ważnych postaci.
Swojego zdania o byłych pracownikach muzeum nie zmieniam. Ale jeśli już, to tylko na gorsze, szczególnie po dzisiejszych mowach końcowych. Muszę stwierdzić, że znów zostałem obrażony.
Usłyszałem na przykład, że problemem było dołożenie do wystawy wizerunku o. Maksymiliana Kolbe. Nie uwierzycie państwo dlaczego. Bo „gablota nie pasuje estetycznie” do ekspozycji opowiadającej o obozowym życiu więźniów. Naprawdę, mecenas Maciej Ślusarek reprezentujący powodów powtórzył to stwierdzenie: „Nie dosyć, że razi estetycznie, to jeszcze może sugerować, że rola duchowieństwa była istotna lub znacząca”. Serio, takie słowa dzisiaj padły podczas rozprawy, na szczęście zostały zaprotokołowane i nagrane, więc będą świadectwem wielkiej hańby tego antypolskiego towarzystwa.
PEŁNA LISTA ZMIAN, KTÓRYCH USUNIĘCIA DOMAGALI SIĘ BYLI PRACOWNICY ZNAJDUJĘ SIĘ W ARTYKULE NA STRONIE MUZEUM II WŚ ==> TUTAJ
CZYTAJ TAKŻE: Buty „Inki” wstydem Gdańska. Dlaczego Muzeum II Wojny Światowej musi się tak gimnastykować, by pokazać prawdę?
Ustawa o prawach autorskich, na podstawie której powodowie domagali się cofnięcia zmian pochodzi z 1994 roku. Ogólność użytego wówczas stwierdzenia „utwór”, który ma być chroniony prawem i należy do autora, jest tak szeroka, że trudno ją przykładać do wystawy niesłychanie nowoczesnej i wielowarstwowej. Wielkim oszustwem mecenasów reprezentujących Machcewicza et consortes było porównanie ekspozycji do formy filmowej. Stało się tak chyba tylko po to, by mógł wybrzmieć passus o „cenzorach” i rzekomych „cenzorskich zapędach obecnej władzy”, która ma zamiar złapać za nożyczki i ciachać dokumenty, które jej się nie podobają. Cóż za bzdura, dobrze, że sąd nie dał się na to nabrać.
Wytoczone powództwo było wyjątkowo perfidnym zagraniem. Przypomnijmy. W 2017 roku odwołano dyrektora Pawła Machcewicza (to nominat Donalda Tuska), niedługo potem stanowisko objął dr Karol Nawrocki (obecnie prezes IPN) i zaczęły się porządki w najdroższym, jak do tej pory, polskim muzeum. Każdy, podkreślmy KAŻDY z Polaków zapłacił na nie 13 zł (proszę sobie pomnożyć).
A jednak poprzednia ekipa uznała, że tę historię można sprywatyzować, bo w istocie tego dotyczyło powództwo. Zmieniliście dyrektora, okej, ale zrobimy tak, żeby historia II Wojny Światowej i tak była opowiadana po naszemu. Musiało minąć kilka lat, byśmy wyszli na prostą i mogli mówić o przyzwoitości, która zagościła w gdańskiej placówce. Sorry, ale wcześniej normalnie nie było. Wciąż nie mieści mi się w głowie, że gen. Władysław Anders (zapewne państwo znacie tę znaczącą dla losów II WŚ polską postać) jest przedstawiony na tych tysiącach metrów ekspozycji na jednej tylko… karykaturze.
Mamy więc finał pewnego etapu, ale trzeba zrobić wszystko, by tacy „fachowcy” już nigdy nie mieli wpływu na żadne muzeum. W tej sprawie pojawiło się już wiele apeli, ja pozwolę sobie na jeszcze jeden: panowie Machcewicz, Majewski, Marszalec i Wnuk. Ręce precz od polskiej historii!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/643006-zwyciestwo-przyzwoitosci-nad-dranstwem-w-muzeum-ii-ws