Nie był żadnym brawurowym bohaterem Podziemia, nie miał żadnego stopnia oficerskiego, nie brał udział w spektakularnych akcjach, był wręcz po prostu dobrodusznym chłopakiem, który po II wojnie światowej uznał, że chce mieć swój wkład w powstrzymanie komunizmu. Nikt nie mógł wtedy wiedzieć, że Stanisław Mandecki stanie się cichą, ale kluczową inspiracją w przekazaniu depozytu pamięci o Żołnierzach Wyklętych.
Powojenna młodzież
Miał 18 lat, gdy w Rudniku założył organizację „Orlęta”. To młody wiek jak na świadomość w 1947 roku, że w Polsce dochodzi do pełnego zniewolenia przez nowy totalitaryzm. Uczeń rudnickiego liceum przybiera pseudonim „Jeleń” oraz „Jarema Wiśniowiecki”. Wiadomo - tradycja Trylogii to polski kod kulturowy jak żadna inna literatura w Polsce. Tę organizację założył wraz z czterema kolegami, za zadania biorąc sobie m.in. organizując napisy na murach, materiały informacyjne, studiując prawdziwą polską historię i zakazaną literaturę. Wkrótce rozrośli się do największej młodzieżowej organizacji w legionie, zainteresował się nimi Urząd Bezpieczeństwa w Łańcucie. Młodzież miała swojego kapelana (ks. Adama Wojnarowskiego), o działalności często wiedzieli rodzice - np. mama Stasia Mandeckiego, później przesłuchiwana i skazana na więzienie. Licealista też odsiedział swoje, choć prokurator na początku domagał się kary śmierci. Chłopcy jednak odważnie stawali do konfrontacji podczas przesłuchań. Swoją misję traktowali śmiertelnie poważnie, o czym świadczy tekst przysięgi, którzy ułożyli jako inicjację przyjmowania do organizacji:
Przysięgam Panu Bogu Wszechmogącemu i królowej Korony Polskiej, że chcę być wiernym i posłusznym prawom naszym. Przysięgam bronić wiary i Ojczyzny naszej i nie splamić honoru Orląt. Wobec Boga i Królowej Jasnogórskiej przysięgam na wszystko, co najświętsze, że nigdy ani słowem, ani nawet nieopatrznym ruchem nie zdradzę, że miałem jakąkolwiek styczność z organizacją Orląt. Wolę raczej ponieść śmierć męczeńską, wolę zginąć w najokrutniejszych katuszach, niż wypowiedzieć jakiś pseudonim, zdradzić czyjeś nazwisko. Błogosław mnie w tym postanowieniu Boże Wszechmogący, przed którego sądem stanę w godzinę mej śmierci.
Słynny uczeń Stanisława
Historia jakich wiele, czemuż by wyróżniać ją jako mającą wpływ na współczesną Polskę? Mandecki żył sobie skromnie w jednym z nowohuckich mieszkań, w Krakowie. W jego sąsiedztwie mieszkało dwóch chłopców, których mama bardzo ciężko pracowała, a tata zmarł w zadziwiająco młodym wieku - na zawał. „Jeleń” przygarnął młodzieńców, zapraszał ich do swojego ogródka działkowego, dawał śliwki, jabłka i… opowieści. Przekazywał m.in. opowieści o Katyniu, a gdy jego podopieczni okazali się poważnymi słuchaczami, opowiedział im także o swojej antykomunistycznej przeszłości. Starszy z braci miał tyle lat, co Mandecki, gdy założył „Orlęta”. Gdy chłopak poszedł na studia sam założył podobną organizację, zresztą ze stosowną przysięgą równie podniosłą co w tekście z Rudnika. Na przedstawicielach młodego pokolenia opowieść o prawdziwej historii odbiła mniej lub bardziej wyraźny znak.
Narodziny 1 marca
Starszy brat poszedł na studia historyczne na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pisał równolegle o średniowieczu i o polskim Podziemiu. Był uznawany za wybitnego naukowca, niezwykle pracowitego. Wkrótce okazał się też dobrym choć może nazbyt twardym organizatorem - został dyrektorem krakowskiego oddziału IPN. Po pięciu latach pracy stał się jego Prezesem. Ten ogródkowy uczeń Stanisława Mandeckiego nazywał się Janusz Kurtyka - to on był wysokim urzędnikiem państwowym, który oprócz grona badaczy, oprócz aktywistów spod znaku Ligi Republikańskiej czy takich postaci jak śp. Prezydent Lech Kaczyński, doprowadził do odkopania prawdy o Żołnierzach Wyklętych i uczynienie z niej punktu w edukacji i narodowego świętowania.
Czy jeden z twórców Dnia 1 marca byłby takim samym Januszem Kurtyką, gdyby nie Stanisław MAndecki? Nie rzecz w tej jednej postaci, bohaterze z Rudnika. Rzecz w tym, że przekazywanie pamięci, wspomnień przodków, rodzinnych opowieści z przeszłości i zwyczajnych zachęt do poszukiwania prawdy i zmagania się o niepodległą Polskę mają ogromny sens. Nigdy nie wiadomo kiedy rzucone ziarno wyda taki plon. Gdyby nie śliwki z ogrodu Stanisława Mandeckiego, może nie byłoby okazji do tak wyraźnej inspiracji „Wyklętymi”. Czasem wystarczy po prostu nagłaśniać i przekazywać prawdę.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/636445-czy-bez-niego-kult-wykletych-narodzilby-sie-w-takiej-formie