Nie wiemy, jak wyglądał. Przybliżony opis jego sylwetki znamy jedynie z relacji wykonawców wyroku. Wiemy jednak, że nosił czarny mundur. Był to mundur SS. Gdy 24 września 1943 r. jak co dzień rano szedł do pracy ulicą Dmochowskiego, nie wiedział, że za chwilę pożegna się z życiem.
Dawne Koszary Wołyńskie, ulokowane na ul. Zamenhofa w Warszawie, od 1940 roku mieściły zorganizowany przez Niemców Areszt Centralny dla dzielnicy żydowskiej. W kompleksie budynków, na ulicy Gęsiej 22 znajdował się też tzw. Wychowawczy Obóz Pracy Policji Bezpieczeństwa, w którym przetrzymywano skazanych za wykroczenia przeciwko okupacyjnemu porządkowi Polaków. Warszawiacy zwykli określać te miejsca wspólnym mianem „Gęsiówki”. Nadzorcy obozu byli to zwykle okrutni służbiści, dla których życie polskich lub żydowskich więźniów nie znaczyło nic. Kilku strażników i administratorów „Gęsiówki” wyróżniło się szczególnym okrucieństwem. Należał do nich SS-Hauptscharführer (sierżant sztabowy) August Kretschmann, zastępca komendanta obozu.
Trupie główki
Wyjątkowa brutalność i buta hitlerowskich funkcjonariuszy skłoniła dowództwo Armii Krajowej w osobie gen. Tadeusza „Bora” Komorowskiego do zaplanowania egzekucji ok. 100 nazistów. Każda likwidacja musiała mieć umocowanie w prawomocnym wyroku podziemnego sądu. W ten sposób, w ramach akcji o kryptonimie „Główki” (od umieszczonych na czapkach esesmanów emblematów w kształcie czaszek), zlikwidowano kilkudziesięciu niemieckich zbrodniarzy działających na terenie okupowanej Warszawy.
Operacja Kretschmann - rozpoznanie
O Auguście Kretschmannie - kolejnym po Franzu Bürklu celu Armii Krajowej - wiadomo niewiele prócz tego, że słynął z wyjątkowego sadyzmu. Nie zachowała się żadna jego fotografia ani dokumenty, mówiące o skali jego zbrodni. Czyny te jednak musiały być na tyle przerażające, że ulokowały Kretschmanna na jednej liście z najbardziej zwyrodniałymi funkcjonariuszami hitlerowskiego aparatu represji.
By skutecznie zaplanować egzekucję, należało uprzednio przeprowadzić dokładne rozpoznanie. Ten etap akcji powierzono doświadczonemu wywiadowcy oddziału „Agat”, Aleksandrowi Kunickiemu (ps. „Rayski”). Wydatną pomocą okazały się przy tym zeznania pewnego młodzieńca, byłego więźnia „Gęsiówki”, zwolnionego dzięki olbrzymiej kaucji, wpłaconej przez jego rodziców. Znakiem szczególnym Kretschmanna była blizna na lewym policzku. Kunicki ustalił godziny pracy esesmana i wyśledził, że ten zamieszkuje w okolicach ul. Górnośląskiej. Cała akcja rozpoznawcza trwała jedynie 12 dni. Po zidentyfikowaniu Kretschmanna przez agentów „Żara” i „Robaka”, okazało się, że Niemiec część swojej drogi z pracy pokonuje tramwajem linii „0”, by wysiadając w okolicy Alei Ujazdowskich, dojść do budynku przy ul. Cecylii Śniegockiej 2. Wykonanie wyroku zaplanowano na 24 września 1943 r. Do jego przeprowadzenia wyznaczono „Agat”, którego dowódca, kpt. Adam Borys „Pług”, powierzył egzekucję II plutonowi pod dowództwem pchor. Jerzego Zapadko („Mirskiego”). Na wykonawcę wyroku Zapadko wybrał pchor. Stanisława Jastrzębskiego, ps. „Kopeć”, ten zaś skompletował resztę grupy, w skład której weszli: Zbigniew Dąbrowski („Cyklon”) jako drugi wykonawca wyroku, Żelisław Olech („Rawicz”) i Tadeusz Chojko, odpowiedzialni za ubezpieczenie i sygnalizację oraz najlepszy kierowca II plutonu, Tadeusz Kostrzewski o pseudonimie „Niemira”. Broń w umówione miejsce dostarczyć miała łączniczka Janina Lutyk-Zapadko („Scarlett”) a druga z łączniczek, „Maja”, czyli Maria Chuchla odpowiadała za obserwację celu. Zabezpieczenie sanitarne akcji zapewniał lekarz, „Dr Maks” (Zbigniew Dworak). Sam dowódca „Parasola”, kpt. „Pług” brał udział w akcjach jako obserwator.
Operacja Kretschmann – egzekucja
24 września 1943 roku na godzinę 7.00 w bramie kamienicy leżącej przy ul. Szarej 14 zebrał się oddział „Kopcia”. Mężczyźni czekali na „Scarlett”, mającą dostarczyć im narzędzia pracy – broń. Napięcie, potęgowane jeszcze przez przedłużające się oczekiwanie, zelżało nieco, gdy łączniczka zjawiła się po ok. siedmiu minutach zwłoki spowodowanej usterką wiozącej ją rikszy – popularnego wówczas środka transportu po warszawskich ulicach. Tymczasem na rogu ulic Śniegockiej i Rozbrat czekało już auto „Niemiry”. Okolica nie należała do bezpiecznych – przy ul. Górnośląskiej znajdowały się bowiem koszary Schupo (Policji Bezpieczeństwa). Po kilkunastu minutach nerwowego oczekiwania w bramie swojej kamienicy stanął August Kretschmann. Nie był jednak sam – towarzyszyła mu nieznana oddziałowi „Pługa” kobieta. Dostrzegłszy nazistę, „Rawicz” zdejmując kapelusz, dał sygnał reszcie zespołu. Chwilę później przemierzający ulicę Rozbrat „Kopeć” i „Cyklon” skierowali się w prawo na ul. Dmochowskiego, by wyjść naprzeciw idącemu ok. 60 m przed nimi Kretschmannowi. Gdy konspiratorzy zrównali się z idącym po drugiej stronie ulicy Niemcem, „Kopeć” krzyknął: Skok!, co oznaczało, że czas rozpocząć egzekucję. Obaj likwidatorzy pędem przecięli ulicę, odbezpieczając broń. „Kopeć” z odległości najpierw czterech, potem trzech i wreszcie dwóch metrów strzelił w kierunku esesmana. Zszokowany Kretschmann jednak wciąż trzymał się na nogach, mocując się chaotycznie z przytroczoną do pasa kaburą, po czym odwróciwszy się, resztkami sił pobiegł ku domowi. „Kopeć” ponownie naciska spust pistoletu, ten jednak zacina się. Kierowany błyskawicznym impulsem, dogania Kretschmanna i wymierza mu potężny cios w głowę kolbą swojej broni. Gdy Niemiec upada, Jastrzębski sięga po colta i oddaje dwa strzały w jego głowę. Krew i tkanka mózgowa Kretschmanna rozbryzgują się na chodniku. „Kopeć” przyklęka, by przeszukać trupa, brudząc sobie w kilku miejscach płaszcz. Oto jak dalszy przebieg zdarzeń zapisał się w pamięci Jastrzębskiego: Przewracam go na wznak i szukam dokumentów osobistych, które znajduję zewnętrznej kieszeni munduru. Jest to legitymacja służbowa (…). Chowam ją do kieszeni marynarki. Rozglądam się dookoła. Dobiega do mnie „Cyklon”, trzymając w ręku teczkę Kretschmanna, którą ten upuścił z chwilą pierwszych strzałów. Kobieta, z którą szedł Kretschmann, uciekła z powrotem do domu. Na ulicy nie ma nikogo.
W chwili gdy „Kopeć” wyjął legitymację Kretschmanna, z budynku naprzeciwko rozlegają się pojedyncze strzały. Jastrzębski wyjmuje pistolet maszynowy, by odeprzeć interweniujących Niemców. Ci niemal natychmiast chowają się do mieszkań. W tym samym czasie stojący przy ul. Rozbrat „Rawicz” strzałami ze stena zmusił do ucieczki dwóch granatowych policjantów i skutecznie odstraszył Niemców, którzy wybiegli z gmachu Schupo. Oddział stopniowo wycofał się w kierunku prowadzonego przez „Niemirę” BMW. Polacy czym prędzej odjechali, by na ul. Smulikowskiego wymienić z oczekującym ich „Doktorem Maksem” dwa krótkie zdania: Czy panowie jadą do Konstancina? - spytał lekarz. Nie jedziemy – odparł „Kopeć”. Miało to oznaczać, że nikt z pasażerów nie wymagał pomocy medycznej. Kilka ulic dalej likwidatorzy oddali broń łączniczkom, zaś „Niemira” odstawił auto do umówionego garażu. Nikt nie zginął, nikt nie został ranny. Akcja zakończyła się sukcesem.
O jednego mniej
Wyrok na Auguście Kretschmannie wykonano wzorcowo – obyło się bez strat po stronie polskiej, co tym mocniej przemawiało za kontynuowaniem akcji „Główki”. Trudno z perspektywy czasu ocenić, jak Niemcy zareagowali na tę likwidację. Niewykluczone, że dokonane pod koniec września egzekucje na polskich więźniach były odwetem za zabicie wicekomendanta „Gęsiówki”, choć mogły one równie dobrze stanowić część z góry zaplanowanej, typowej dla hitlerowskiego okupanta morderczej metodyki. Armia Krajowa natomiast nie osiadła na laurach – już w kolejnym miesiącu podziemie szykowało się do kolejnego zamachu.
Michał Pietruszak
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/630584-czlowiek-z-blizna-egzekucja-augusta-kretschmanna